Monday, July 15, 2013

wiśniowe, powidło




całe lata zajęło nam prawidłowe opisanie, czym jest spływ kajakowy. Są to dla nas i paczki naszych przyjaciół chwile, na które czekamy już od dnia, gdy spływ w danym roku się skończy. Czekamy na czas w kajaku, przy ognisku, grę w mafię, rozmowy, żarty, śmiech do rozpuku, wspólne śniadania i obiady. Na spływie Hańcza2010 Endrju po całodziennych przemyśleniach leżąc na trawie (i drapiąc sie w bolącym uchu) w Frąckach podsumował nasze wspólne Kajaki następująco "po latach zrozumiałem, że taki spływ, to jest jak ciąg Sylwestrów!" 

Od dawna mamy też kajakowe powiedzenie, że "na spływie musi chociaż jeden dzień padać, bo w innym razie spływ należy uznać za nieważny i należałoby go powtórzyć". I tak po dwóch spływach Narew20003 i Hańcza2010, kiedy to towarzyszyła nam najpiękniejsza pogoda i upał świata, w ostatni dzień spływu byliśmy uratowani sążnistym deszczem, radość nasza była ogromna, przecież powtórzyc takie 7 czy 10 Sylwestrów byłoby niemożliwym odpoczynkiem dla organizmu!

Na całe szczęście antyoksydanty na każde Kajaki przywozi Alina. Kwaśnawe, lekko słodkie, ciemnobordowe, bardzo intensywne, wyjątkowo esencjonalne powidło wiśniowe. Boskie powidło wiśniowe Aliny pierwszy raz spróbowaliśmy na spływie Krutynia2007 i od razu zrobiliśmy kajakowy katamaran i wymyśliliśmy hasło kajakowe "kajakom na Krutyni mówimy NIE". W tym roku Alina na pewno weźmie ze sobą nad Pilicę wielki słoik i jak zwykle bedziemy sie o nie bić!


Przepis na powidło wiśniowe (według przepisu Aliny):

2.5kg wydrylowanych wiśni
1/2kg cukru

Wydrylowane wisnie zasypac cukrem, najlepiej w garnku o grubym i szerokim dnie, odstawic na 15 minut, wymieszac, nastepnie powoli zagotowac. Gdy wisnie "puszcza sok" i doprowadzimy je do wrzenia, polowe plynu mozna odlac (okolo 1 i 1/2 szklanki) dzieki czemu powidlo bedzie smazylo sie krocej (sok mozna wykorzystac jako syrop do deserow). Powidlo po pierwszym zagotowaniu i zlaniu soku studze. Nastepnie zagotowuje, i czasem mieszajac gotuje okolo 10 minut, studze calkowicie, stygnace powidlo parukrotnie przemieszam. Czynnosc gotowania i studzenia powidla powtarzam okolo 5-7 razy, az caly sok z wisni odparuje, a masa wisniowa zaczyna przypominac gesta marmloade. Gdy powidlo ma konsystencje "ze lyzka staje", nadaje sie do przelozenia do sloikow. Moja Mama mowi "to powidło to wiśniowa esencja"!


* o Kajakach mogę mówić i pisać godzinami. Zresztą niewykluczone, ze teraz siedząc przy ognisku nad brzegiem Pilicy czekamy na piękną pogodę i wspominamy np. gdy to "płynęli dzień cały w burzy i deszczu, woda otaczała ich dosłownie z każdej strony, przy czym woda w rzece była zdecydowanie cieplejsza od powietrza" na Drawie2002 ;-)

Monday, July 08, 2013

dżem borówkowo-malinowy, królewski



hasło "jedziemy na Mereszkę" oznaczało w moim rodzinnym domu nie mniej ni węcej, tylko "jedziemy na borówki" (poza Małopolską zwane jagodami, bot. borówka czarna - Vaccinium myrtillus). Mereszka to góra w Beskidzie Niskim, między Bartnem a Wołowcem, my jeździlismy co roku od strony Banicy, żółtym dużym fiatem, wyposażeni w drewniane stołeczki do siedzenia i we wszystkie emaliowane wiadra, jakie tylko babcia miała w domu. Borówek było mnóstwo i były ogromne. Wracalismy więc z wiadrami przynajmniej do połowy wypełnionymi borówkami, babcia robiła z nich potem "borówki zasypywane cukrem", w wielkich trzylitorwych słojach*. Po dziś dzień pozostaje jednak tajemnicą, kto owe borówki z cukrem zjadał, bo nikt w rodzinie nie potrafi sobie przypomnieć, co sie z nimi działo; były na wszelki wypadek, na tzw. przypadłosci żołądkowe, których nikt w rodzinie nie miał.

Potem ponoć te borówczyska odkryli też inni zbieracze, borówek było mniej, przestalismy na Mereszkę jeździć (a może tak naprawdę nikomu się już nie chciało), ja się z tego musiałam cieszyć, bo dla dziecka "mam trzy latka, trzy i pół" zbieranie borówek było dość męczącą czynnością. A gdy jeszcze udało się mi potrącić wiadro wypełnione cennymi kuleczkmi, to w ogóle kończyło się to całe zbieranie straszną tragedią! Po dziś dzień mam jednak przed oczami przedzieranie się przez las, zarośla i krzaki, by znaleźć cenne borówczyska, borówczyska po szyję, obsypane granatowymi borówkami, tuż pod samym szczytem Mereszki.

Wczoraj, ćwierć wieku poźniej, w jak dawniej trzypokoleniowym składzie, choć o jedno pokolenie "młodsi", wyposażeni w aparaty fotograficzne i emaliowane kwaterki pojechalismy na Mereszkę. Jak dawniej, na borówczyska prowadził Tata, jak nigdy wcześniej wokoło latał Demo. Mijaliśmy piękne pokrzywione stare buki, a tuż pod Mereszki szczytem znaleźliśmy polany otoczone sosnami, a na nich pozostałości dawnej swietności. Borówczyska w znacznej mierze wygineły, borówek bylo mało, choć były ogromne. Wróciliśmy z dwoma pełnymi kwaterkami. Borówki z Mereszki zasypałam cukrem, jak kiedyś. 


15 borówek - to był bilans porannej wyprawy do rezerwatu "Zakręt" na szlaku kajakowym Krutynii. Chyba wtedy odkryłam, ze borówki w połączeniu z malinami smakują wyśmienicie! Spróbowałam nalewki malborówka, czyli malinowo-borówkowej, co roku robię koktajl barówkowo-malinowy, ale nie oświeciło mnie wczesniej by spróbować borówkowo-malinowego dżemu, nie oświeciło mnie aż do momentu gdy...
Na półce finskiego sklepu dostrzegłam dżem o nazwie kuningatarhillo - czyli dżem królewski. Dżem królewski (szwedz. drottningsylt) to dżem, na który przepis pojawił się po raz pierwszy w szwedzkiej książce Hemmets kokbok w roku 1903. i zapewne dość szybko przedyfundował do Finlandii. W oryginale, pół na pół maliny i borówki. Królewski to adekwatny przymiotnik na opisanie borówkowo-malinowego dżemu.


Przepis na dżęm borówkowo-malinowy, jagodowo-mailinowy (inpiracja finskimi dżemami):

1kg borówek (jagód)
1/2kg malin
3/4kg cukru

Borówki i maliny wymieszać w garnku o szerokim dnie, dodać cukier, ponownie wymieszać i pozostawić na około 15 minut by owoce pusćiły sok. Następnie zagotować do wrzenia i gotowac około 15 minut na średnim ogniu, mieszać od czasu do czasu (można ostudzić dżem, sprawdzić czy konsystencja jest odpowiednia i wtedy podgrzać ponownie). Przełożyć do słoiczkow. Królewski dżem, o smaku borówek złamanym kwaśną nutą malin.  






* te słoje notabene przetrwały po dziś dzień, robie w nich nalewki, gdy jestem w Beskidzie.