Wednesday, October 22, 2014

syrop z owoców dzikiej róży



owoce dzikiej róży w Małopolsce potocznie i powszechnie zwie się "kogutkami". Kogutki, kogutków, kogutkami... Tak, kogutkami natarł był sobie raz twarz mały Łukasz, kiedy to uprzejmi koledzy powiedzieli mu, że te korzystnie wpływają na cerę. Metody tej Łukasz jednak nie poleca, ale taki syrop z kogutków to już całkiem coś innego!

W tym miejscu, chciałam podkreślić, że zbieraniem owoców dziekiej róży nie należy się spieszyć, jak z śliwkami węgierkami. Owoce róży najlepiej zbierać w listopadzie, gdy są już bardzo dojrzałe, a wręcz przemrożone. Kogutki najlepsza są miękkie, gdy lekko zgniecione w palcach rozpływają się. Wtedy owoce róży mają jakby suszony aromat i wyraźnie wyczuwalny smak vibovitu ;-)

Przepis na syrop z owoców dzikiej róży zawdzięczam pewniej sympatycznej Aśce, krótra kilka tygodni temu napisała do mnie z pytaniem, czy może nie mam sprawdzonego przepisu na syrop z owoców dzikiej róży. Wtedy nie miałam. Dwa czy trzy dni później, po Jej mailu, w czeskim magazynie Apetit trafiłam na przepis na syrop z owoców róży, pewnie bym na niego niw zwróciła większej uwagi, bo marmolada z róży jest trochę pracochłonna i się do niej zniechęciłam... Ale przepis na syrop z kogutków publikuję :-) Asiu pozdrawiam, bez Ciebie syropu by nie było, a ten syrop jest swietny.
  

Przepis na syrop z owoców dzikiej róży, syrop z kogutków (luźno na podstawie przepisu z magazynu Apetit):

1/2 kg dojrzałych owoców dzikej róży
1 i 1/4 litra wody
300g cukru  

Dojrzałe owoce dzikiej róży (najlepiej zbierać w listopadzie, a jeśli zerwmiemy wcześniej, to polecam owoce pozostawić na 3-4 dni w ciepłym miejscu w domu by zmiękkły!), przepłukać dokładnie w wodzie, pozbawic tym samym czarnych pozostałości kwiatostanu. Następnie wrzucić do garnka i zalać 1/2 litra wrzacej wody, całość zagotować i gotować przez 1 minutę. Gaz skręcić i pozostawić różę by ostygła. Przestygnięte kogutki wraz z płynem przecierać porcjami przez metalowe sito (średnio-gęste). Przretarty płyn odstawić, a owoce róży ponownie wrzucić do garnka, zalać znów 1/2 litra wrzącej wody i pozostawić na kilka minut by się macerowały, dokładnie wymieszać, można też owoce dodatkowo zgnieść łyżką. Owoce przecedzić (płyn zlać do poprzedniej porcji), owoce znów zalać w garnku wodą, tym razem 1 szklanką, zamieszać i znów przecedzić. Następnie przetarty płyn zagotować (owoce wyrzucić), dodać cukier, gotować pare minut by syrop trochę się zagęścił. Uzyskałam nieco ponad 3/4 litra syropu. Pić rozcieńczony wodą. Lepszy niż myślałam! 


* po kilkunastu minutach od wlania do butelek syrop zaczyna się powoli rozwarstwiać, należy go wymieszać przed wlaniem do szklanek.

Thursday, October 16, 2014

chleb na kamieniach



jest w Izraelu chleb, który zwie sie chleb marokański (hebr. לחם מרוקאי, czyt. lehem marokai), chleb przypominający raczej podpłomyk, chleb ciężki z grubszej, ale jasnej mąki (na zdjęciu tutaj oryginał). Chleb, który my nazywaliśmy "chlebem z cudownego rozmnożenia chleba". Jest to bowiem chleb o wyglądzie płaskiego placka z pofałdowanym spodem, chleb który może kojarzyć się z chlebem pierwotnym, od wieków wypiekanym według zapewne prostego przepisu, chleb który jednoznacznie przywodzi na myśl czasy sprzed paru tysiecy lat...

Poszukiwanie przepisu na ów izrealski marokański chleb zajęło mi kilka lat i to z marnym skutkiem. Idealnego przepisu, z którego możnaby upiec cos podobnego nigdy tak naprawdę nie znalazłam. Chleb ten nie smakował jak pieczony na mące jasnej lub chlebowej, co podają przepisy. Również w przepisach kuchni marokańskiej nie udało mi się wiele znaleźć. W końcu zdeterminowana wzięłam podstawowy przepis na chleb pita i zrobiłam do używając grubej mąki (czy semoliny). Dzięki temu, za trzecim co prawda razem, z potwornie gorącego piekarnika wysypanego kamieniami wyjełam chleb, który już niemalże smakuje tak, jak ten ze wspomnień.

Chleb pieczony na kamieniach (w Izraelu zwany chleb marokanski) to mój izraelski święty gral numer jeden (zaraz obok przepisu na halvah, którego również uparcie od lat poszukuję). To płaski, dość wilgotny, nieco przypalony chleb, a właściwie nawet podpłomyk. To chleb, który na spodniej stronie ma wyraźne ślady odciśnięte od kamieni na których był pieczony. To chleb zapewne z semoliny. To chleb który smakuje najlepiej gdy piecze się go w bardzo wysokiej temperaturze i lekko przypali, wtedy nawet można darować sobie kamienie ;-)


Przepis na chleb pieczony na kamieniach (próba odtworzenia wspomnień*): 

100g mąki pszennej chlebowej
400 g semoliny (bądź grysiku, kaszy manny)
300ml letniej wody
25g swieżych drożdży
1łyżka oliwy
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka soli

Rozczyniłam 100g mąki chlebowej z wodą, cukrem i drożdżami, odstawiłam na 15 minut. Po tym czasie do zaczynu dodałam semolinę, oliwę i sól, wyrobiłam łyżką przez około 5 minut (można i ręcznie). Pozostawiłam do wyrośnięcia (1-1.5 godziny). Wyrośnięte ciasto złożyłam 2-3 razy na pół, następnie podzieliłam na dwa placki, uformowałam z nich dwa podpłomyki o średnicy mniej więcej 20cm i pozostawiłam do wyrośnięcia na 30 minut. W tym czasie piekarnik nagrzałam do 270st.C, do piekarnika wstawiłam okrągłą blachę wysypaną czystymi okragłymi kamieniami. Wyrośnięty chleb (1 sztuka) ułożyłam na gorących kamieniach, wraz z blachą, na której znajdowały sie kamienie ostrożnie włożyłam do piekarnika i piekłam przez 15 minut. Potem upiekłam drugi placek. Przepyszne, szczególnie lekko przypalone!


* w tym miejscu serdecznie dziekuję Agacie (zwanej przez nas czasem Aga Ciapał :-) za pomoc w tłumaczeniach i chlebowych dociekaniach!

PS. Chleb na kamienicha upieklam z okazji Zorry Światowego Dnia Chleba.
.

Tuesday, October 07, 2014

suszone gruszki, gruszkowy proszek, pracharanda



pierwszy raz o suszonych gruszkach usłyszałam w Czechach przy okazji przepisu na valašské frgále, czyli wschodniomorawskie wielkie słodkie kołacze na bardzo cienkim cieście*. Do owych wielkich placków często jako nadzienie przygotowuje się powidło z suszonych gruszek. Jak żyję w Czeskiej Republice (dobrze, w Pradze), suszonych gruszek nie widziałam, ani w sprzedaży, ani też nie słyszałam o takowych od żadnych znajomych. Ale upłynęło kilka lat i znów o nich przeczytałam.

Moja ulubiona współczesna czeska autorka kulinarna, Petra Pospěchová, w swej pięknej książce "Regionální kuchařka" wspomina, że na Horácku nie dość, że suszy się gruszki, to jeszcze owe suszone gruszki (czyli hruškové křížaly) podsusza się tak, by były zupełnie kruche i dały sie zmelić na proszek zwany pracharanda, znany wielu Czechom z bajek i opowieści.

Pracharanda to suszone na pył gruszki mielone na drobny proszek. To przysmak, który ponoć należy traktować jako przyprawę. Można takim proszkiem posypać słodkie knedle, kaszki na słodko, czy placki z brukwii. Gruszki dawniej suszyło się w letnim piecu przy kuchni kaflowej, dziś coraz częściej w piekarniku. I tak naczytałm się i ususzyłam piękne żółte gruszki (czterech różnych odmian), a potem zmieliłam na pracharandu. Pychota!


Przepis na pracharandu, czyli proszek z suszonych gruszek (by odtworzyć, co zasłyszane):

12 dojrzałych gruszek
czas

Gruszki pokroić na cieniutkie plasterki, około 3mm. Rozłożyć na 3 wielkich blachach, bezpieczniej na papierze do pieczenia. Suszyć w piekarniku nagrzanym do 70st.C przez kilka godzin (+/- 5h). Zazwyczaj suszyłam gruszki około jednej godziny rano i wieczorem, tak przez około 3 dni, za każdym razem po suszeniu chłodziłam je przez otwarcie piekarnika. Tak wysuszone gruszki są lekko gumowe, można je już zajadać lub przechowywać w niedomkniętym słoju w chłodnym miejscu lub w szczelnie zamykanym słoju przesypane cukrem.
By uzyskać gruszkowy proszek, należy opisane wyżej lekko soszone gruszki dodatkowo podsuszyć dwukrotnie w 100stC przez około 15 minut (po każdym suszeniu pozostawić do ostygnięcia), gruszkowe plasteki mają być całkowicie suche i chrupkie. Wystudznone całkowicie, suche gruszkowe plasterki zmielić (wykorzystałam blender), proszek zamknąć w szczelnym słoiczku. Używać jako posypki. No to jest pyszne, tak, i trochę pracochłonne :-)


* Nawet raz fragale piekłyśmy z Moniką, ale planowałyśmy powtórkę, ale summa summarum nigdy drugi raz ich nie upiekłyśmy.


** w Finlandii można nabyć proszek z suszonych jagód, głównie borówek, brusznic, żurawiny, z tego co pamiętam. Ciekawił mnie nie raz, ale nie miałam pojęcia, co z nim zrobić poza tym, że mogłabym w takim proszku otoczyć orzechowe trufle... Widać tradycja owocowych proszków sięga daleko paza Valašsko i Horácko.