Sunday, December 21, 2014

pierniczki 2014, pierniczki nadziewane



dobrych
rodzinnych
Świat życzą
B i Ł + E


w tym roku nie mogłam się doczekać pieczenia pierniczków, nie mogłam doczekać się grudnia (teraz już chyba wiem dlaczego;). W tym roku czekałam na grudzień niecierpliwie. O piernikach marzylam gdy kończyło sie lato. Szukałam argumentów, że wrzesień to już "przed Świętami". Z tej niecierpliwości wymyśliłam sobie, że po 23 września jest jesień, więc to tak jakby grudzień, a wiec 23 września upiekłam pierwsze tegoroczne pierniczki - pierniczki nadziewane*.

Średnio raz na dwa lata odrobinę zmieniam recepturę ulubionych pierniczków. Nadal piekę pierniczki mojej Mamy (z połowy porcji), ale też swoja wersję na pierniczki bez tłuszczu, co roku dodaję trochę innych przypraw - w tym roku tylko czarny pieprz, cytrynę i bimber. 
Dwa lata temu pomyślałam by upiec pierniczki bez karmelu, bez przypraw - wykorzystałam przepis na miodowe ciasto na tort rumuński, a następnie pierniczki przełożyłam powidłem, to był hit. Rok temu jako nadzienia użyłam powidła gruszkowego - to pierniczki luksusowe - na dobre, nadziewane Święta!


Przepis na pierniczki nadziewane/przekładane (taki sobie wymyśliłam):

CIASTO (jak na tort rumuński):
250g mąki 
75g orzechów 
120g cukru 
120g miodu 
1 duże jajko 
1/2 łyżeczki sody

NADZIENIE: słoiczek powidła gruszkowego lub śliwkowego
bądź nadzienie z orzechów

POLEWY: lukier i ciemna czekolada

Jajko utrzeć z cukrem, dodać miód, a następnie mąkę wymieszna z sodą i orzechami (połowa orzechów zmielona grubo, pół bardzo drobno), zagnieść ciasto. Ciasto podzielić na 2 części, wałkować na grubość 4mm, wycinać pierniczki i piec na złoto w 160-170st.C około 12 minut. Po upieczeniu pierniczki przełożyć nadzieniem (moje ulubione z powidłem gruszkowym) i polać ulubioną polewą (polewam na czarno-biało: paseczkami czekolady i lukru). Następnie ciasteczka odłożyć na 1-2 dni by nieco nawilgły. Przekładane, nadziewane to pierniczki!


* właśnie sobie uświadomiłam, że smak nadziewanych pierniczków poznałam początkiem lat 80-tych dzięki uprzejmości pana Emila Karpia, sąsiada z górki ;-)


PS. Pierniczki piekłam w ramach Majanki 8-go Festiwalu Pierniczków
.

Monday, December 01, 2014

barszcz czerwony




zapytałam rano Łukasza, co mogę napisać o barszczu. Nim sama zapytałam czyżby skończyły mi się historyjki? zastanowił się chwilkę i rzekł "napisz, że w Izraelu, w przeciwieństwie do Czech, buraki czerwone są popularne i bardzo lubiane!" I to jest prawda, o ile 9 lat temu kupić czerwone buraki w Pradze, to był nielada wyczyn, to w Jerozolimie nie było z tym większego problemu. Czyżby to dowodziło mojej tezy, że Jerozolima jednak leży w Galicji? Niemniej jednak tak oto przypomniałam sobie, że w Yerushalaim, lat temu 7, nauczyłam się gotować barszcz Niusi.

A nigdy nie byłam szczególną miłośniczką barszczu czerwonego. W moim domu rodzinnym robiło sie bowiem barszcz na zakwasie zabielany śmietaną, nawet na Wigilię, gdy to potrawy miałyby być postne. Aż poznałam Łukasza. Jego mama Niusia robi barszcz czerwony i to zarówno bez zabielacza i bez zakwasu, barszcz słodkawy i bardzo kwaśny za sprawą cytryny, dla mnie idealny. Zamiast cytryny można oczywiście spokojnie dodać zakwasu, ważny jest jednak moim zdaniem ten dodatek odrobiny cukru i jeszcze tych dwóch ząbków czosnku!

Barszcz czerwony to, wydaje mi się, najbardziej polska z zup (choć niektórzy pewnie wybiorą rosół, ale ten tak oryginalny nie jest). Jest to podobno zupa wschodnio-europejska, na pewno bardzo polska i ukraińska, czyżby galicyjska? ;-) Podstawową cechą czerownego barszczu jest fakt, że jest przygotowywany z czerownych buraków i jest kwaśny, reszta zdaje się być kwestią interpretacji. Może być na zakwasie, z sokiem z kwaśnej kapusty, ale też z octem (nie wyobrażam sobie) czy sokiem z cytryny, ze śmietaną lub bez, na bulionie lub postny, och setki możliwości, ja najbardziej z tego wszystkiego lubię ów słodkawy.


Przepis na postny barszcz czerwony Niusi (kwaśny, nawet bardzo) ~4 porcje:

1kg czerwonych buraków 
2 buraki dodatkowo "na kolor"
2 litry wody
2 liście laurowe
7 kulek ziela angielskiego
7 kulek czarnego pieprzu
2 marchewki
1 pietruszka
kawałek selera
1 średnia opalona na ogniu cebula* 
sok z jednej cytryny (lub zakwas)
2 duże ząbki czosnku
1 łyżka oliwy
1 płaska łyżeczka soli
1 łyżka cukru
natka pietruszki, czarny pieprz swieżo mielony

kilogram buraków obrać, pokroić na kawałki, wrzucić do gara wraz z marchewką, pietruszką, selerem, cebulą, zalać dwoma litrami wody i zagotować. Dodać liście laurowe, ziele, pieprz, gotować aż buraki będą miękkie, około 30-40 minut. Następnie zlać znad warzyw cały płyn, dodać do niego sok z cytryny (zamiast cytryny można dodać 1/2 szklanki żytniego kwasu), ząbki czosnku, łyżkę oliwy, sól, łyżkę cukru (można nawet dwie). Dorzucić 2 buraki "na kolor", uprzednio obrane i pokrojone w drobną kostkę. Podgrzać do temperatury 80st.C, ale uważać, by barszczu nie zagotować! Można przecedzić, buraków dodanych "dla koloru" nie wlewam do filiżanek, dodać natkę, popieprzyć. I gotowe, zazwyczaj wcinamy z pasztecikami, póki co nie mam serca do lepienia uszek ;-) 


*  opalona na ogniu cebula = cebula przypalona płomieniem palnika, taka jaką np. w Małopolsce dodaje się do rosołu

PS. Wpis dedykuję Agnieszce, a dodatkiem korzeni jak pieprz czarny i ziele angielskie (i liść laurowy?) dołączam z kilkudniowym wyprzedzeniem do Ptasi Korzennego Tygodnia :-)
.