podczas spaceru z klasztoru Svaty Jan pod Skalou do kamieniolomow Solvay, nie dalo sie nie zauwazyc krzewow z owockami czerwonymi jak glog, o ksztalcie eliptycznym jak gdyby miniaturowych mirabelek. No wiec wypalilam do Lukasza, ze to musi byc jadalne, ale za nic sobie nie moge przypomniec co to... i tak szlismy z godzine, po czym wypalilam: to musi byc dereń jadalny! Lukasz oczywiscie moje odkrycie podsumowal z wrodzonym sceptycyzmemi, iz rownie dobrze moze to byc pokrzyk wilcza jagoda, ze owocki sa na 100% trujace i zarzadzil, zeby ich raczej nie dotykac!
Nie dawalo mi to spokoju, przypominalo mi sie jak przez mgle... deren ma podluzna jakby karbowana pestke... Rozgniotlam jeden owoc i wtedy okazalo sie wielce prawdopodobnym iz znalezione owoce to rzeczywiscie deren i ze mozna by tak zrobic znana mi z opowiadan nalewke. Dwie garsci owocow zabralam ze soba.
A w domu dokonalam calowitego oznaczenia owocowego odkrycia:
1. kolor i ksztalt owocow
2. pokroj krzewu i wyglad lisci
3. w koncu ksztalt pestek
4. po czy zjadlam jeden owoc i poznalam smak - kwasota jak fiks!
Na koniec, wedlug Lukasza na wpol otruta (nigdy nie pojme dlaczego nie wierzy w moje umiejetnosci, calkiem niezle znam sie na drzewach, krzewach i kwataach, ale jestem urodzonym ryzykantem - moze dltego?), postanowilam zadzwonic do specjalistow: opisalam rodzicom dokladnie jakie owocki znalazlam i doslalam zdjecia zarowno owocow jak i drzewa. Mama dosc szybko skonstatowala, ze pewnie to bedzie deren, ale po dwoch godzinach dodala via e-mail, ze Tata wyjal wszystkie mozliwe klucze do oznaczania roslin by sprawdzic dokladnie co to, pytajac jednoczesnie czy jeszcze zyje? Przezylam, to jest na 100% deren :-)
Epilog: Jeszcze przed zasnieciem, tamtego dnia dostane smsa: Basia, tata mowi, zebys jeszcze raz dobrze sprawdzila tego derenia...
PS. Niebawem okaze sie, iz zakupienie w Czechach spozywczego spirytusu graniczyc bedzie z cudem, Lubos zdobedzie dla mnie 100ml aptecznego spirytusu ktory bedzie skazony i do uzytku zewnetrznego, derenie czekac wiec beda w zamrazalce, ale wcale im to nie zaszkodzi - nalewka wyjdzie przednia!
Nie dawalo mi to spokoju, przypominalo mi sie jak przez mgle... deren ma podluzna jakby karbowana pestke... Rozgniotlam jeden owoc i wtedy okazalo sie wielce prawdopodobnym iz znalezione owoce to rzeczywiscie deren i ze mozna by tak zrobic znana mi z opowiadan nalewke. Dwie garsci owocow zabralam ze soba.
A w domu dokonalam calowitego oznaczenia owocowego odkrycia:
1. kolor i ksztalt owocow
2. pokroj krzewu i wyglad lisci
3. w koncu ksztalt pestek
4. po czy zjadlam jeden owoc i poznalam smak - kwasota jak fiks!
Na koniec, wedlug Lukasza na wpol otruta (nigdy nie pojme dlaczego nie wierzy w moje umiejetnosci, calkiem niezle znam sie na drzewach, krzewach i kwataach, ale jestem urodzonym ryzykantem - moze dltego?), postanowilam zadzwonic do specjalistow: opisalam rodzicom dokladnie jakie owocki znalazlam i doslalam zdjecia zarowno owocow jak i drzewa. Mama dosc szybko skonstatowala, ze pewnie to bedzie deren, ale po dwoch godzinach dodala via e-mail, ze Tata wyjal wszystkie mozliwe klucze do oznaczania roslin by sprawdzic dokladnie co to, pytajac jednoczesnie czy jeszcze zyje? Przezylam, to jest na 100% deren :-)
Epilog: Jeszcze przed zasnieciem, tamtego dnia dostane smsa: Basia, tata mowi, zebys jeszcze raz dobrze sprawdzila tego derenia...
PS. Niebawem okaze sie, iz zakupienie w Czechach spozywczego spirytusu graniczyc bedzie z cudem, Lubos zdobedzie dla mnie 100ml aptecznego spirytusu ktory bedzie skazony i do uzytku zewnetrznego, derenie czekac wiec beda w zamrazalce, ale wcale im to nie zaszkodzi - nalewka wyjdzie przednia!
No comments:
Post a Comment