jesli istnieje jeszcze cos takiego jak typowe sniadanie izraelskie, to odbiega znacznie od zachodnio-srodziemnomorskiego i sklada sie sie z sera, oliwek, chleba (najczesciej pita), warzyw i kawy oczywiscie. Zdarza sie, ze towarzyszy wymienionym skladnikom cos dodatkowego, ale oliwki i ser to tzw. "zestaw obiawiazkowy".
Nie wiem czy ktos w tym miejscu podzieli moje spostrzezenia odnosnie izraelskiego sera, niemniej jednak mysle ze nikt sie nie bedzie spieral, ze tutejsze oliwki prosto z targu to esencja smaku i aromatu. I chyba mi pozostaje jedynie zapraszac tu na te sniadania, bo mam dziwne wrazenie, ze w Srodkowej Europie smakowaly by znacznie gorzej :-)
takie śniadanie to ideał i nawet mogę przymknąć oko na inny klimat w północno wschodniej Europie, byle tylko były te pyszne oliwki i sery. Tak właśnie skończyły przywiezione z Turcji czarne oliwki i skrzypiące pod zębami solankowe sery.
ReplyDeleteTak tez sobie mysle, chociaz gdy zima za oknem (na szczescie sobie poszla) to mam ochote na drozdzowa bulke z kawalkami czekolady, podczas gdy w IL wcinalam ser i oliwki caly rok, mnie to chyba oliwki kojarza sie z sloncem :-)
ReplyDeleteMi zimą też zmieniają się upodobania kulinarne. Zapominam o jogurtach i serach. Ale już zima się skończyła i teraz zaczynam tęsknić za takimi śniadaniami. Uwielbiam brać do pracy garść czarnych oliwek, plaster sera, trochę ostrej pasty harissa lub kilka ostrych papryczek.
ReplyDeleteWłaśnie, ostre papryczki, czerwone, marynowane. Skończyły się już :(