pierwszego dnia pozyczyli lodke by poplynac po drewno na druga stone Jeziora Zerdno, kilka miesiecy pozniej obraz autorstwa kajakarki MonikiB z jeziorem, lodka i kajakarzami zawisnal w pokoju Gosienko (slynacej z orzechowki). Na kolejny biwak postaniowili rozbic sie na plazy przy jednostce wojskowej (w miejscu gdzie na mapie byl las oczywiscie), uslyszeli pamietne zdanie "co robia chemicy? chemicy spia" ktorego po dzis dzien nikt z nich nie potrafi pojac (mimo posiadania licznych tytulow naukowych w tej dziedzinie:). Kolejnego dnia przed osma rano zbudzil ich swist samolotow przelatujacych tuz nad koronami smuklych sosen, w koncu tamten splyw kajakowy odbywal sie pod haslem: Drawa 2002 - istny poligon. Dnia n-tego spotkali na szlaku panstwa plynacych katamaranem wlasnej produkcji z plywakami zrobionymi z samolotowych zbiornikow paliwa, podzwiw kajakarzy nie mial konca!
A pozniej z braku delikatnosci rozwalili "niechcacy" dzieciom w Zlociencu dosyc licha tame rzeczna. Samo nadwyrezenie konstrukcji owej tamy nie spowodowalo ogromnej zlosci dzieci, a jedynie zlosc bardzo duza, jednak do rozwscieczenia doprowadzilo dzieciory niewinne stwierdzenie Ali (ktora slynie z wisniowego powidla), ze "przeciez macie cale wakacje przed soba by tame odbudowac"; wtedy dzieci (srednia wieku 10 lat) straszyly kajakarzy opryszkiem imieniem Ryj, wykrzykujac "Ryju was dopadnie na nastepnym biwaku, a Ryj dostal niedawno zawiasy" rzucajac dodatkowo ceglowkami w kajaki wyposazone w kajakarskie zalogi! A mlode panie w niezwykle skapych bikini, spacerujace mostem w Zlociencu, byly w stanie ukoic nerwy kajakarzy jedynie odrobine.
Szczesliwie doplyneli do pieknej Wyspy Soltysiej na Jeziorze Lubie, wyspy na ktorej widzieli najpiekniejsza w zyciu plaze, plaze wyscielona malenkimi muszelkami, bielutka, czysta jak lza. Potem znow przedzierali sie przez szuwary, wierzby i pokonywali liczne zakrety, nad glowami znow swiszczaly samoloty ponadzwiekowe, by dotrzec do Drawskiego Parku Narodowego i najszybszego odcinka Drawy. Na widok pierwszego drzewa niektorzy juz chcieli wyciagac siekiere, nie wiedzac ze takich zwalonych drzew w nurcie czekaly ich tamtego dnia najmniej dziesiatki! I plyneli dzien caly w burzy i deszczu, woda otaczala ich doslownie z kazdej strony, przy czym woda w rzece byla zdecydowanie cieplejsza od powietrza. Az wreszcie na biwaku w Pstragu wyszlo piekne i upalne slonce, przyjechal rozklekotanym trabantem pan z twarogiem i kajakarze szybko zdali sobie sprawe, ze rozbili namioty niemal w srodku drogi hamowania i o malo nie zmiotl ich ow zdezelowany trabant z powierzchni ziemi.
Na slonecznym biwaku w Pstragu ugotowalam na ognisku swoja pierwsza kajakowa konfiture, z mirabelek, niezwykle kwasna i nawet nie pamietam czy dobra, wedzona nieco dymem ogniska. Poniesione straty to jedna okopcona do granic mozliwosci menazka (nie nadawla sie do dalszego uzytku) i tylko troszke przypalone palce. Az trudno uwierzyc, ze dzieli mnie od tamtych chwil az dekada.
Przepis na galaretke z czerwonej porzeczki na zimno ("czerwona" wersja kajakowego przepisu KasiM):
1 litr miazszu przetartego z czerwonych porzeczek
1 litr cukru krysztalu
Przygotowac czyste wyparzone/wysterylizowane sloiczki i pokrywki, wazne by sloiczki byly stosunkowo nowe, warto tez zainwestowac w nowe pokrywki, galaretki sie nie gotuje, wiec zdarza sie jej "wyplywac" (czyli fermentowac) ze sloikow przy najmniejszym dostepie powietrza.
Dorodne czerwone porzeczki przebrac dokladnie, a nastepnie oplukac i dobrze odsaczyc, pozostawic by obeschly. Nastepnie porzeczki zmiksowac na gladka niemal pulpe. Porzeczkowa mase przecierac partiami przez sito. Do przetartego miazszu dodac cukier i mieszac tak dlugo az cukier sie rozpusci, czyli okolo 5-7 minut. Gotowa galaretke nalozyc do malych sloiczkow. Na wierzch galaretki w kazdym sloiczku nalac okolo 1/2 lyzeczki spirytusu, podpalic i natychmiast, jeszcze gdy spirytus plonie, zakrecic sloiczek. Galaretka zastyga po mniej wiecej godzinie, jest wyborna!
Z 2 litrow calych porzeczek powstaja po przetarciu nieco ponad 4 szklanki miazszu, do ktorych nalezy dodac 4 szklanki cukru (co ostatecznie daje osiem 200ml sloiczkow galaretki i 2 lyzki galaretki na sprobowanie).
PS. Sa tez smutki na kajakowym szlaku, dzis niektorzy kajakarze sa juz po tamtej stronie teczy :( Moze tam sa piekniejsze rzeki i jeziora, moze tam tez sie kajakuje?
A pozniej z braku delikatnosci rozwalili "niechcacy" dzieciom w Zlociencu dosyc licha tame rzeczna. Samo nadwyrezenie konstrukcji owej tamy nie spowodowalo ogromnej zlosci dzieci, a jedynie zlosc bardzo duza, jednak do rozwscieczenia doprowadzilo dzieciory niewinne stwierdzenie Ali (ktora slynie z wisniowego powidla), ze "przeciez macie cale wakacje przed soba by tame odbudowac"; wtedy dzieci (srednia wieku 10 lat) straszyly kajakarzy opryszkiem imieniem Ryj, wykrzykujac "Ryju was dopadnie na nastepnym biwaku, a Ryj dostal niedawno zawiasy" rzucajac dodatkowo ceglowkami w kajaki wyposazone w kajakarskie zalogi! A mlode panie w niezwykle skapych bikini, spacerujace mostem w Zlociencu, byly w stanie ukoic nerwy kajakarzy jedynie odrobine.
Szczesliwie doplyneli do pieknej Wyspy Soltysiej na Jeziorze Lubie, wyspy na ktorej widzieli najpiekniejsza w zyciu plaze, plaze wyscielona malenkimi muszelkami, bielutka, czysta jak lza. Potem znow przedzierali sie przez szuwary, wierzby i pokonywali liczne zakrety, nad glowami znow swiszczaly samoloty ponadzwiekowe, by dotrzec do Drawskiego Parku Narodowego i najszybszego odcinka Drawy. Na widok pierwszego drzewa niektorzy juz chcieli wyciagac siekiere, nie wiedzac ze takich zwalonych drzew w nurcie czekaly ich tamtego dnia najmniej dziesiatki! I plyneli dzien caly w burzy i deszczu, woda otaczala ich doslownie z kazdej strony, przy czym woda w rzece byla zdecydowanie cieplejsza od powietrza. Az wreszcie na biwaku w Pstragu wyszlo piekne i upalne slonce, przyjechal rozklekotanym trabantem pan z twarogiem i kajakarze szybko zdali sobie sprawe, ze rozbili namioty niemal w srodku drogi hamowania i o malo nie zmiotl ich ow zdezelowany trabant z powierzchni ziemi.
Na slonecznym biwaku w Pstragu ugotowalam na ognisku swoja pierwsza kajakowa konfiture, z mirabelek, niezwykle kwasna i nawet nie pamietam czy dobra, wedzona nieco dymem ogniska. Poniesione straty to jedna okopcona do granic mozliwosci menazka (nie nadawla sie do dalszego uzytku) i tylko troszke przypalone palce. Az trudno uwierzyc, ze dzieli mnie od tamtych chwil az dekada.
Przepis na galaretke z czerwonej porzeczki na zimno ("czerwona" wersja kajakowego przepisu KasiM):
1 litr miazszu przetartego z czerwonych porzeczek
1 litr cukru krysztalu
Przygotowac czyste wyparzone/wysterylizowane sloiczki i pokrywki, wazne by sloiczki byly stosunkowo nowe, warto tez zainwestowac w nowe pokrywki, galaretki sie nie gotuje, wiec zdarza sie jej "wyplywac" (czyli fermentowac) ze sloikow przy najmniejszym dostepie powietrza.
Dorodne czerwone porzeczki przebrac dokladnie, a nastepnie oplukac i dobrze odsaczyc, pozostawic by obeschly. Nastepnie porzeczki zmiksowac na gladka niemal pulpe. Porzeczkowa mase przecierac partiami przez sito. Do przetartego miazszu dodac cukier i mieszac tak dlugo az cukier sie rozpusci, czyli okolo 5-7 minut. Gotowa galaretke nalozyc do malych sloiczkow. Na wierzch galaretki w kazdym sloiczku nalac okolo 1/2 lyzeczki spirytusu, podpalic i natychmiast, jeszcze gdy spirytus plonie, zakrecic sloiczek. Galaretka zastyga po mniej wiecej godzinie, jest wyborna!
Z 2 litrow calych porzeczek powstaja po przetarciu nieco ponad 4 szklanki miazszu, do ktorych nalezy dodac 4 szklanki cukru (co ostatecznie daje osiem 200ml sloiczkow galaretki i 2 lyzki galaretki na sprobowanie).
PS. Sa tez smutki na kajakowym szlaku, dzis niektorzy kajakarze sa juz po tamtej stronie teczy :( Moze tam sa piekniejsze rzeki i jeziora, moze tam tez sie kajakuje?
kocham porzeczki! i nigdzie nie ma takiej galaretki także na pewno wypróbuję tą! :)
ReplyDeleteBasiu, kocham DPN całym sercem, każdego lata odbywamy tam rodzinne wyprawy, mam tak całkiem niedaleko. Co prawda spływ kajakowy ciągle jeszcze przede mną. Konfiturę sobie przygotuję i zabiorę jeszcze w tym roku na wyprawę, będzie cudownie nam smakować. Ściskam!
ReplyDeleteBuruu - zachęciłaś mnie. Oprócz moich dżemów malinowo-jagodowych (przepis - banalny w swej prostocie - podałam Ci pod moim poprzednim postem) zrobię sobie takiej galaretki choć słoiczek. Podczas mego "lata w mieście" zatęsknię zapewne do kajaków nie raz i nie dwa...
ReplyDeleteWidze Basiu, za zatesknilas za Kajakami! Ja tez nie moge sie juz doczekac. Na szczescie juz za trzy tygodnie bedziemy na rzece! :-) Jupi!
ReplyDeletePiekny, wspominkowy post ... zaluje, ze nie zaczalem wczesniej z Wami plywac :-( Pozdrowienia dla wszystkich Kajakarzy odwiedzajacych tego bloga!
favtrav, w ciemno polecam - u nas bije rekordy popularnosci od lat!
ReplyDeleteKamila, prosze - nei zgadlabym, ze znajde tak wielka milosniczke DPN :) dla mnei to niemal drugi koniec Polski, ale w wspomnieniach znacznie blizej - szczegolni eten biwak w Pstragu! I ja sciskam Cie mocno :)
An-na, to jest taka galaretka od pierwszego sprobowania, od pierwszej lyzki czlowiek traci dla niej glowe! Tesknie za woda ogronie, zycze Ci dobrych wakacji :)
walduus, och tesknie bardzo, juz jakos od zimy, a gdy czas myslec o pakowaniu juz przebieram nogami i robie galaretki z mysla o kajakarskich dniach, wiczorach i krotkich nocach :D
Pozdrawiam kajakarza!! Jupi!
Tak sugestywnie napisałaś, że zatęskniłam;)) Drawa jest niezwykła!!! Tak różnorodna, piękna, pełna niespodzianek! Chyba najpiękniejsza jesienią. Tylko zapitych "spływowiczów" zbyt wielu:((, a ci wrzaskliwymi, niezbyt cenzuralnymi słowami psuja urok. Dla nas ukochane trzcinowiska poligonu, no i Bogdanka:))
ReplyDeleteNasze dzieciaki co jakiś czas bawią się w domu w kajakowo-namiotowe wyprawy.
Też Ci zrobię smaka - wkrótce powłóczymy się trochę po Niskim;))
2 skladniki, czysta prostota a jednak jakze wspaniale danie, niby zwyczaje a jednak nie, a ten smak lekko slodki lekko kwaskowy, mozna zatopic sie w niebie ( i w sloiczku lyzeczka;))
ReplyDeleteCudnie, moja babcia robiła ją z czarnej porzeczki, miłe wspomnienie dzięki Tobie :). Zachwycam się pierwszym zdjęciem.
ReplyDeleteBasia, cudny post, to już niedługo, co? :))) Zaczynam myśleć nad wyborem nalewek i foremkę na maszynkowe ciacha też niebawem odkurzę :)))
ReplyDeleteA ten katamaran to ten o którym pisałaś przy okazji linka do tratwy (to już wiem na co nie odpisałam ;))? To musi być coś! :D
Aaa, już się nie mogę doczekać :)))
Ściskam mocno i do zobaczenia już za momencik :)))
Basiu,jaki piękny wpis!
ReplyDelete:)
A wiesz,ja uwielbiam porzeczki, nasze krzaczki już uginają się pod ciężarem tych owoców.Galaretki nigdy nie robiłam, troszkę pracochłonna jak widzę, ale na pewno warto się skusić.
Planuję jakiś dżem,może z czymś wymieszany? W zeszłym roku robiłam z kokosem. :)
A takie kajaki to musi być przygoda!
Pozdrawiam ciepło:*
Basia, ja tez tak robię galaretkę....! U nas w domu nie było omletu bez takiej galaretki!
ReplyDeletePozdrawiam z okolic Drawska, Złocieńca...!
Fantazjana, ci z piwem w kajaku to smutna sprawa, juz pamietam ich z Drawy - stanowili nielada zagrozenie, dla samych siebei i otoczenia, potem plywalismy mneij uczeszczanymi rzekami niz Drawa w parku i to jest jednak to. Ze wspomne taka Lupawe, przez 8 dni spotkalismy 1 splyw :)
ReplyDeleteAch, a ja tez niemoge sie doczekac Beskidu Niskiego - za tydzien badz za dwa, na cale 2 tygodnie!! Bedzie pieknie, neioprawdaz? :)
pasjonatka, och Ty wylowilas w przepisie to co mnei w nim pasjonuje - minimalizm skadnikow a maksimum snaku i doznan :))
Evitaa, dziekuje, zdjecie takie prosto z serca, zawsz ena kajakach staramy sie znalezc jakas stara deche jako stol :)
monika, o i ja mysle nad przygotowaniami, w kwestii napojow mam prosto, ale pieczeniowo ciagle nei wiem, eh... A katamaran - panstwo z Warszawy to bylo zjawisko i chyba najmilsi ludzie na wodzie jakich kiedykolwiek spotkalismy!
Do szybkiego :*
Majana, do uslug! Ja na porzeczki zazwyczaj nie mialam pomyslu, zbieranie kojarzylo mi sie z katorga w dziecinstwie, ale ta galaretka Kasi zorwiala wszelkie negatywne wspomnienia :-) do tego stopnia, ze dzisiaj jestem zdania, ze dobre rzeczy musza byc choc troche pracochlonne by je dodatkowo docenic ;)
ewelajna - Zlocieniec zaryl sie nam w pamiec owymi ceglowkami, Ryjem i skapym bikini - ale tyle smiechu ile towarzyszy od 10ciu lat tym opowiadaniom trudno sobie wyobrazic :) Strasznei mi tu w Pradze dobrze, gdzie z okna w sypailni widac splawna Veltave, a 40 min od domu piekna Berounka, teraz troszke wiem jak to jest mieszkac blisko kajakowej rzeki - wspaniale, co? :*
Jak byłam mała, w sezonie objadałam się porzeczkami, które rosły w ogródku mojej cioci :) szczerze mówiąc nigdy nie używałam tych owoców do wypieków, deserów czy przetworów... Chyba czas spróbować :) pozdrawiam
ReplyDeleteKatsmeal.blogspot.com
Oj, będzie pięknie!!! Tam zawsze tak jest;)
ReplyDeleteLubawa brzmi ciekawie, może się skusimy. Nasz najbardziej wspominany spływ był po litewskich rzekach - Ułą (Ula), Mereczanką (Merykes), Niemnem... Szczerze polecam! Bardziej jednorodnie może (w porównaniu do Drawy), ale wśród drzew, sielsko, z nieustannie rozbrzmiewającym głosem zimorodków. A gdy w kajaku tamtejszy chleb, wieczorami ogniskowanie, spotkasz tamtejszych dobrych ludzi - zatęsknisz jeszcze!
Ech, no pewnie brownies.. :D
ReplyDeleteDo szybkiego Baśku :)))
O tak Basiu! Monika ma racje - brownies to produkt z serii must be na Kajakach :P
ReplyDeleteKat(ie), no popatrz a mnie cale dziecinstwo porzeczki kojarzyly sie z czyms mega kwsanym!! ;-)
ReplyDeleteFantazjana, hmm dla mnie najdalszy wschod to miasteczko Narew nad rzeka Narew, tam spotkalismy na szkalu slonie jeden kajak... Jak teraz sobei wspominam te rzeki, to mam wrazenie ze kazda jest piekna... wiec za 2 tygodnei Wisloka, tyle ze do moczenia nog :-)
monika & walduus - kochani moi, juz mialam napisac, ze sie wypne na browneis w tym roku, ale skoro pojecia kajaki i brownies sa tozsame, to z przyjemnoscia zrobie, podrasuje troszke moze tylko ;-)
Wspaniala opowiesc Basiu. Ale mnie ten Ryju rozsmieszyl :)) Choc pewnie Wam zbytnio do smiechu wtedy nie bylo...szczegolnie jak dzieciaki rzucaly tymi ceglowkami...
ReplyDeleteGalaretka fantastyczna. Kocham porzeczki. A o takim sposobie przygotowania galaretki czytam po raz pierwszy w zyciu :)
Usciski.
Mi porzeczki kojarzą się z wakacjami, w emaliowanym kubku, zamieszane z cukrem!
ReplyDeleteBasia, Ty to masz 'cela' (sic!). Zawsze trafisz w mój gust - galaretka z czerwonej porzeczki to jest mój nr 1 z przetworów, rarytas totalny! Dziadkowie ją robią, co rok udaje się ze dwa słoiczki zdobyć... Dla mnei przebija to nawet dziadkowy sok malinowy.
ReplyDeleteUwielbiam, jak piszesz. Przepis w pięknej tekstowej otoczce. I to apetyczny przepis. Och ach. Będę zaglądać!
ReplyDeletemajka, masz racje wtedy bylismy przerazeni, ale przez lata tamta historia tak obrosla legenda, ze dzisiaj nawet ceglowki nei sa nam straszne :D
ReplyDeleteA galarteka - jak luubisz porzeczki, to sama rozumeisz :)
folkmyself, o widzisz bo to wlasnei sa takei porzeczki zameiszane z cukrem :))
Ania Włodarczyk, u mnei tez to byl rarytas, ale byl ana goroco robiona i IMO tracila na smaku, a taka na zimno - poezja Aniu!
whiness, cala przyjemnosc po mojej stronie! Sprawiaja mi przyjemnosc takie komentarze, az chce sie wiecej, bardziej. Pozdrawiam Cie serdecznie :)
Domowa galaretka!:) Pięknie wygląda i ten kolor :)
ReplyDeleteBasi zrobiłam wczoraj galaretkę, smakuje nawet mojemu Małżowi a mówił, że porzeczek nie lubi bo za kwaśne :)
ReplyDeleteMoja Mama robi galaretkę na gorąco a teraz pierwszy raz robiłam na zimno. Przyznam, że jest duża różnica oczywiście na rzecz preparacji zimnej!
Pozdrowienia i udanego kajakowania :)
Beatrice :) o tak kolor jest niesamowity!
ReplyDeleteKarolina, popatrz ta galaretka jest magiczna wobec tego, jesli nawet nieporzeczkowe ludzie sie na nia skusza :))) Ciesze si, ze Cie namowilam na przepis a nade wszysto jestem rada, ze si eneim nei zawiodlas.
Pozdrawiam Cie sierdecznie i dziekuje za zyczenia!
Basiu, produkcją własnie galaretki będę zajmować się jutro :) PS. Czytałam niedawno książkę, której bohaterka (postać autentyczna, btw) najbardziej ze słodyczy lubiła makagigi - od razu pomyślałam o Tobie ;).
ReplyDeleteA coz takiego Ptasiu czytalas? I jak galaretka? Mam nadzieje, ze Ci smakowala :)
ReplyDeletePS. My sprawdzilismy dwukrotnei polecana przez Ciebie gospode na Roztoczu i moge teraz powiedziec, ze kocham Twe recenze nie tylko w czytaniu ale i w praktyce!!
Basiu, książka to "Panny z kamienicy pod Fortuną" = odświeżam lektury z dzieciństwa ;). A Roztocze czyli Guciów? Fajnie, że Wam się spodobało ;)
ReplyDelete