mango, mango maja!
nectarina sheva shekel...
wrzeszcza, krzycza jak najglosniej sprzedawcy na jerozolimskim Shuk'u
sprawdzilam dzisiaj, pierwsze trzy zdjecia ktore zrobilam w Jerozolimie, to zdjecia z Shuk'u. Dzisiaj tez wiem, ze ostatnie jerozolimskie zdjecia sa rowniez z Shuk'u (zanim tu wroce, a na dzien dzisiejszy jest to blizej nieokreslona i zapewne odlegla przyszlosc). Obiecywalam te zdjecia, blisko dwa lata temu, a nie zrobilam ich, bo albo sie wybiera pomidory, albo robi fotografie, tak przynajmniej bylo w moim przypadku :-D
Co to wogole jest Shuk? Dlaczego nie pisze po prostu ze jest to targ i to targ z malej litery? Przeciez slowo shuk [hebr. שוק] w rzeczy samej oznacza targ, targ pod otwartym niebem. Jerozolimski targ w zydowskiej dzielnicy Mahane Yehuda nazywany jest oficjlnie 'targiem Mahane Yehuda', nazwa ta pojawia sie jednak jedynie w prasie czy telewizji, tak naprawde wszyscy mowia Shuk i kazdy wie o co chodzi (jest jeszcze suk arabski na Starym Miescie lecz suk i shuk sie nikomu nie myla).
W miejsce przepisu:
Dla mnie ow jerozolimski Shuk byl, nie liczac moze archeologii (dodam, ze archeologiem nie jestem:), jednym z ciekawszych doswiadczen izraelskich. Kazdemu polecam! Jestem zdania i powiem to bardzo zdecydowanie, ze jesli chce sie zobaczyc jak zyje sie w Jerozolimie to nalezy byc na Shuk'u, trzeba byc jako fotograf, ale nade wszystko jako uczestnik calego wydarzenia, jako kupujacy trzeba tam byc koniecznie! To jest zjawisko-instytucja, to nie jest taki sobie targ...PS. Mialam duzy dylemat czy zamiescic 1 zdjecie jak zazwyczaj, czy moze 3 jak w szczegolnych przypadkach? Postanowilam ze bedzie to 13, trzynastka jest bowiem dla mnie dobra liczba...
ponoc Europe zalewaja upaly, Izrael zreszta tez, jak co roku o tej porze, tyle ze tutaj jest to zupelnie normalne. Od blisko cztrech miesiecy nie spadla w Jerozolimie ani kropla deszczu, temperatury w dzien to min. 30 stopni (tak, tak Celsjusza), czasem mysle ze to nawet nudne tak budzic sie co rana, biec do kuchni i zanim wyjrzy sie przez okno krzyczec "oczywiscie slonce" :) Nie znudzilo mi sie to i zapewne nie znudziloby sie... Dzisiaj jednak ze spokojnym sumieniem moge powiedziec, ze tutejsze lato zaczynajace sie w kwietniu, a konczace w pazdzierniku jest cudowne, codziennie pogoda na wypad nad morze do ktorego, niewazne czy na wschod, czy zachod jechac to tylko 30-40 minut drogi... Ale wszystko co dobre sie konczy, 2 lata mijaja niesamowicie szybko i powrot do Srodkowej Europy zbliza sie wielkimi krokami, krokami mierzomymi na dni juz.
Na pocieszenie i oslode zafundowalam sobie wysmienite lody Ali aka Margot, lody dla ochlody rzecz jasna. Lodow nie trzeba jakos szczegolnie opisywac, zreszta nie chce mi sie specjalnie nic wiecej wymyslac. Jedyne co przychodzi mi na mysl to fakt, ze przez ostatnie dwa lata bawilam sie lodem siedzac przed monitorem komputera kazdego dnia w pracy, a teraz wezme miseczke lodow i pojde upajac sie ostatnimi promieniami slonca, ktore dwa miesiace temu bylo niemal w zenicie...
Domowe lody waniliowe i stracciatella (w oryginale to lody domowe bez maszynki wg Ali):
2 duże jajka
12 dag cukru (w tym w lyzki cukru z wanilia)
300 ml śmietanki
kremówki 36%
1 łyżka przegotowanej ciepłej wody
w wersji stracciatella: 100g dobrej czanej czekolady
Za Ala: ubić białka, dodać połowę cukru, ubić. W innej misce ubić śmietankę . W trzeciej misce ubić żółtka z wodą ,dodać cukier i ew. cukier waniliowy aż zbieleją jajka. Zmieszać delikatnie zawartość trzech misek, nakryć dokładnie folią lub przełożyć do plastykowej z pokrywką. Włożyć do zamrażalnika W oryginale na 24 godziny, ale moje zrobione wieczorem są dobre rano.
Do jednej porcji lodow starlam na grubych oczkach 100g czarnej czekolady z chili - pychota :-)
Z znow PS. I nagrody... Jeszcze raz dziekuje pieknie Tili, An-nie i Viridiance za wyroznienia (i wylosowanie, w ostatnim przypadku :)!
Co moge o sobie napisac? Przeciez ten caly blog to moje jedno wielkie ja, co lubie, co pieke, co wspominam i tego nie zamierzam przestac robic... Dodam tylko, ze probuje realizowac w praktyce powiedznie life is good... Kogo moge wyroznic, skazac tym samym na pisanie czegos o sobie? Wszyscy Ci ktorych odwiedzam zasluguja na nie, mysle ze gdy pisze wiecej niz pyszne ciasto, to juz ta gwiazdka wyroznienia, wymigam sie bezczelnie, wybaczcie, zonk!
- zupy zdjedz talerz goracej, pomidorowa, przynajmniej dobra
- mamo, nie chce zupy na listy, chce z mama porozmawiac
- na listy, mozesz rozmawiac i jesc
Dzien Swira (2002), 25. minuta 25. sekunda
Ilekroc slysze czy mysle o dobrej pomidorowej, zawsze przed oczami mam scene z Dnia Swira, scene, w ktorej Adas przychodzi do mamy i mowi o skrzynce, a mama podaje zupe zastanawiajac sie nad zgubnym wplywem pieprzu na nerki, a Adas dalej o skrzynce... Dlaczego zupa jest czasem wazniejsza niz bliscy? Im dluzej nad tym mysle, tym bardziej chce by tak nie bylo... Dlatego obok zupy laduje jakas opowiastka, ktos sie pojawia, cos sie dzieje i znow problem, by nie gadac za dlugo, by umiec sluchac...
Nie przepadalam za pomidorowa w dziecinstwie. Nie przepadalam chyba dlatego, ze moja Mama, milosniczka natki pietruszki (i lawendy), dodawala do pomidorowej garsc owej natki i fakt ow powodowal, ze zupa byla bardzo dobra, ale nie wysmienita. Wiem ze niekiedy tak jest, iz do pewnych smakow przekonujemy sie z czasem, dorastamy do nich? Widocznie doroslam do natki pietruszki - teraz garsciami i do wszystkiego - uwielbam ją (nie, nie, z arbuzem sie nie da, to juz wiem :-)
Babcia Rozia, babcia ktora byla najlepsza Babcia na swiecie, zawsze mowiala o niesfornej corce Niusi, ze gdyby nie rodzila w domu, to nie uwierzylaby ze to Jej wlasne dziecko i na pewno Niusie ktos podrzucil :-) Gdyby nie odziedziczona po Lukaszu Babcia Rozia i jego Mama Niusia, to zapewne nie docenialabym smaku podplomykow, zapewne nie robilabym pomidorowej z lanym ciastem...
Przepis na zupe ze swiezych pomidorow z kluseczkami z lanego ciasta wg Niusi (4-6 porcji):
8 duzych pomidorow (1kg)
pol szklanki jarzynki
szklanka gestej, kwasniej smietany
2 lyzki cukru
sol do smakulyzka drobnoposiekanej natki pietruszki (tak, dla mnie moze byc pol garstki, ale wtedy bedzie bunt na pokladzie:)
Niusia nakazala mi pomidory pokroic w cwiartki, wrzucic do gara, zalac szklanka wody i gotowac kilkanascie minut (gotowalam pol godziny). Nastepnie pomidory przetarlam przez sitko, dodalam zmiksowana jarzynke (marchewka, pietruszka, seler, por, lisc wloskiej kapusty gotowane "na kostce", a nastepnie zmiksowane), smietane wymieszana z sola, 2-3 szklanki wody. Zagotowalam powoli, dodalam cukier i natke pietruszki, a na gotujaca zupe wlalam malutkie lane kluseczki z:
3 jajek
6 czubatych lyzek mąki
Zagotowalam i nie moglam sie doczekac, az zupa ostygnie...
PS.1. Na zdjeciu pomidorowej towarzysza placki na sodzie z przepisu An-ny, to tez moj smak dziecinstwa, jeden z ulubionych...PS.2. Kilkanascie dni temu po powrocie z zakupow z siatka pelna pieknych pomidorow w skrzynce mailowej zastalam e-mail od Olgi ze Smaku Imprezy zaparszajacy do pomidorowej zabawy. W takiej sytuacji zupie pomidorowej nie moglam sie oprzec - dolaczylam niniejszym do akcji Olgi i nawet panzanella o ktorej dyskutowalysmy z Ania poszla w odstawke.PS.3. Ogromnie dziekuje Tili z Kuchni Szczescia i An-nie z Waniliowo za wyroznienie Makagigi i tym samym mnie, jest mi bardzo milo i oczywiscie sie rumienie ;) Obiecuje napisac jeszcze w tej sprawie, ale dajcie mi prosze chwilke!
od polowy lat 80-tych kilka dni zarowno wakacji letnich jak i zimowych ferii spedzalam w Radocynie w Beskidzie Niskim, dojezdzalismy tam tzw. droga przez 7 potokow, czyli przez Nieznajowa. Prawda jest taka, ze potok jest naprawde jeden i jest to Wisloka, ale miedzy Czarnem a Swiatkowa mocno meandruje i kilkakrotnie przecina droge. Kilka lat temu Wisloka podmyla, a potem zabrala spory kawalek drogi, wiec pozostal urwisty brzeg i juz potokowej drogi Swiatkowa-Czarne samochodem pokonac sie nie dalo...
W polowie lat 90-tych kilka dni zarowno wakacji letnich jak i zimowych ferii spedzalam w Radocynie, tam poznalam smak pierogow ruskich z mieta, znalazlam neolityczny piesciak i pierwszy raz widzialam swietliki. Radocyna byla nasza baza wypadowa - lazilismy po calym srodkowym Beskidzie Niskim, raz na kilka dni szlismy 7 albo 9 kilometrow do sklepu, a po drodze na poziomki. No i osiemnastki, tak w Radocynie odbywaly sie najlepsze osiemnastki jakie mozna sobie wymarzyc!
Na poczatku XXI wieku zaczelam odwiedzac Radocyne i bliskie jej okolice znacznie rzadziej, raz do roku, najdluzej na dzien. Moi Rodzice miaszkaja na obrzezach Beskidu Niskiego, dla mnie jednak wlasciwy Beskid Niski zaczyna sie na poludnie od Sekowej, jedzie sie tam, bo ciagnie cos co ciezko nazwac... W tym roku poczatkiem lipca wyciagnelam Age i Jasia, Demona nie trzeba bylo wyciagac - sam pchal sie do samochodu, i pojechalismy z Lukaszem w strone Radocyny. Zrobilismy pieszo krotki odcinek Czarne - Niezajowa, przechodzac przez te kilka potokow, cieszac sie kartuzkami, rumiankami i bujna zielona trawa. Oczywiscie kupilismy w bacowce u Klimowskich kilo jeszcze cieplego owczego bundzu i trzy dobrze uwedzone oscypki.
Lukasz zwykl podsumowywac moje gusta tak:
- Basia zawsze chce to, czego nie ma (ale zdaje sie ze i An-na i ja wiemy, jak to ma wygladac :)
- Basia lubi sery, ktore nie maja smakuBundz to ponoc ser z serii tych bez smaku, choc porządnie smierdzi owcą. Pisze to na pocieszenie tym, ktorzy mogliby miec problem z jego zakupem. Ale jak juz sie ma bundz, a wlasciewie resztki jakie z niego zostana, to trzeba je dobrze wykorzystac!
Letnia salatka z mlodych buraczkow z bundzem (2 porcje):
2 spore garscie mlodych buraczkow
1 garsc mlodych buraczanych listkow
kilka rzodkiewek
kilka galazek natki pietruszki
sok z cytryny
oliwa z oliwek, najlepsza z mozliwych
garsc badz dwie pokrojonego w male kawalki bundzu
szara sol
Oczyszczone buraczki pokroilam na bardzo cienkie talarki, ulozylam na talerzu, dorzucilam buraczane listki, rzodkwiewki pokrojone na cwiartki, listki pietruszki. Calosc hojnie polalam oliwa, sokiem z cytryny. Posypalam kawalkami bundzu i poproszylam wielicka szara sola. Dla mnie bomba :)
PS.1. Saltka powyzsza powstala dzieki temu pomyslowi Magdy Gessler z ubieglorocznych grudniowych WO, tak juz mam ze od kilku lat WO czytuje z blisko polrocznym opoznieniem...
PS.2. W warunkach angielskich przygotowalam salteke z rukola zamiast mlodych buraczanych listkow i serem wensleydale zamiast bundzu, dodam jednak ze mozzarella sprawdzilaby sie tutaj zacznieee lepiej!
we wspolczesnym hebrajskim mianem sabra okresla sie Zyda urodzonego na ziemi Izraela. Sabra to rowniez owoc opuncji figowej (Opuntia ficus-indica), owoc kolczasty i szorstki z zewnatrz, a miekki i slodki w srodku - taki jest zarazem stereotyp Izraelczyka urodzonego w Izraelu. Ron Mainberg w ksiazce Taste of Israel pisze: epitet ten (czyli okreslenie sabra) jest w uzyciu od tak dawna, ze nawet przestalismy czuc sie obrazani i z czasem zaczelismy byc z nawet z niego dumni. W koncu, jak wiele innych narodow bierze swa nazwe od owocu?
Owoc opuncji, rzeczona sabra, pojawia sie na izraelskich targach na poczatku lata, czasem nawet wczesniej. Teraz jednak pojawily sie owoce o fioletowo-zielonej skorce, purpurowe zas w srodku. Jak dla mnie te purpurowe sa smaczniejsze, trudniej trafic na przejrzale owoce, co czesto zdarza sie w przypadku odmiany pomaranczowej... Mimo tego, ze uprawy opuncji figowej rozrosly sie znacznie w ostanich latach owoc opuncji jest nadal rarytasem, a pojawienie sie go na jerozolimsikm targu wzbudza niemala radosc!
Moje przepisy na salatki owocowe sprowadzaja sie do jednej prostej zasady: wez 3 rodzaje owocow i 5 rodzaji dodatkow ktore stworza sos. Po latach prob stworzylam salatke idealna ananas-banan-kokos plus metaxa-cytryna-miod-cz.porzeczka-pieprz lub metaxa-cytryna-pini-roza-gorzka.pomarancza (koniecznie zarowno ananas jak i orzech kokosowy musza byc swieze, innych sie nie tkne:). Co jednak poczac, gdy w Izraelu swiezy orzech kokosowy pojawia sie na tak tylko dlugo, jak dlugo kwitnie kwiat papoci? Trzeba ratowac sie owocem lokalnym!
Przepis na salatke z ananasow, bananow i owocow opuncji figowej (4 porcje)
sredni ananas
4 duze zielonkawe banany
4 owoce opuncji
100ml metaxy (ew. brendy)
2 lyzki jasnego miodu
2 lyzki soku z cytryny
pol lyzki swiezo i grubo mielonego czarnego pieprzu
pol garstki lisci swiezej miety
Ananas obieram, pozbawiam lykowatego srodka, kroje na cwiartki, kazda cwiartke wzdluz na pol, a potem wpoprzek na 7mm plasterki. To samo z bananami i owocami opuncji, choc te kroje w ciut ciensze, 5mm plasterki. Owoce wrzucam do misy i zalewam mikstura z alkoholu (akurat tym razem uzylam zubrowki, bo zupelnie niewiadomo dlaczego wszystek tzw. mocny alkohol z naszego domu wyparowal), soku z cytryny, miodu rzepakowego, posypuje swiezo mielonym pieprzem, listkami miety, mieszam i chlodze w lodowce przez dobra godzine czy dwie, mieszajec ze dwa razy w miedzyczasie.
Salatka ta smakowala nam wysmienicie nad brzegiem Morza Srodziemnego, na plazy w Rishon_LeZion, jestem pewna ze rownie dobra bedzie na kazdy inny piknik.