duzymi krokami zblizal sie nasz przyjazd do Srodkowej Europy, ktory tym razem zaczac mielismy w Zlotej Pradze. Od kilkunastu wiec dni dreczylismy sie tzw. marzeniem kulinarnym i planowalismy jakie miejsca w tym celu odwiedzimy ponownie? Wydawaloby sie, ze po miesiacach bez wieprzowiny, Lukasz popedzi na golonke czy inne zeberka... Ale tu mnie zaskoczyl stwierdzeniem, ze nie ma to jak smazone sery, a nade wszystko wonne olomoucké tvarůžky!
Te dojrzewajace serki wyrabia sie w okolicach Olomunca od XVI wieku, obecnie produkuje je firma AW w miasteczku Loštice. Do ich wyrobu uzywa sie tylko i wylacznie twarogu oraz soli, a barwa oraz aromat zaleza od stopnia dojrzalosci syrečků. Najlepiej smakuja podane ze swieza bulka i maslem lub usmazone na zloto podawane, prawdziwa česká klasika, z frytkami.
Pamietam jak lat temu juz chyba nascie przeczytalam w krakowskim dodatku do Wyborczej (a moze byl to program telewizyjny?) recenzje Roberta Maklowicza zachwalajaca owe tvarůžky, przy najblizszej wiec okazji przywiezlismy je z Bardejova... Nie zachwycily nas wtedy... mam nadzje, ze tym postem oraz zdjeciem tvarůžků z kminkiem uda mi sie choc po czesci zrehabilitowac :)
dawno nie bylo tu nic izraelskiego, wiec dzis polecam moje ulubione (no pewnie poza baklava, ktorej nie podejmuje sie robic) ciasto ktore jest moja luzna interpretacja przepisu z ksiazki The Book of New Israeli Food Janny Gur. Dla tych ktorzy lubia chałwe a nie moga spozywac jej w duzych ilosciach, lub dla tych ktorzy narzekaja ze za slodka, zawijane drozdzowe ciasto chalwowe to idealne rozwiazanie.
Jedyny problem moze stanowic tzw. chalwa do smarowania (halva spread) - ma konsystencje masla orzechowego, a przygotowywana jest najczesciej z pasty sezamowej (tahini) i miodu. W Izraelu powszechnie dostepna, spodziewam sie ze w Europie niekoniecznie... Jesli ktos ma tahini to prefekcyjnie, gdyz moze latwo przyzadzic 'chalwe do samrowania', wystarczy wymieszac tahini z jasnym miodem (mniej wiecej w proporcjach pol na pol). Pomysl awaryjny: wymieszac chalwe z odrobina oleju sezamowego (w krytycznej sytuacji z jakimkolwiek innym olejem :).
Przepis na drozdzowe ciasto chalwowe (luzno na podstawie Chocolate and Halva Coffeecake Janny Gur):ciasto:
2 szklanki mąki
100ml letniej wody
2.5 dag drozdzy
5 dag cukru
5 dag miekkiego masla
1 male jajko i 1 zoltkonadzienie:
150g lub ciut wiecej chalwy do smarowania (patrz akapit 2 w przypadku braku takowej)
300g dobrej chalwy (moj najnowszy hit to chalwa z makiem!)
Ze skladnikow zagniatam i wyrabiam luzne ciasto, dziele na 2 czesci i walkuje na cienkie (grubosci jak na pierogi) duze prostakaty. Kazdy z nich smaruje pasta chalwowa, posypuje pokruszona chalwa po czym zwijam niemal jak rolade, zlepiajac dosc dokladnie konce. Nastepnie rulon kroje wzdluz na pol i zaplatam jak chałkę (trudo sobie to wyobrazic, w razie potrzeby sluze pomoca, ewentualnie zdjeciami pogladowymi :) Przenosze ciasto na blache, przykrywam i czekam az podrosnie (z godzine, raczej ma podrosnac ale nie ma byc zbytnio puchate!). Pieke w temp. 170-180st. chyba nie wiele dluzej niz 25 minut. Ciasto jest obledne - goraco polecam!
PS. Z perspektywy kilkunastu miesiecy dochodze do wniosku ze jest to najlepsze izraelskie ciasto jakie znam, do nadzienia mozna dodac pare lyzek orzechow, maku, mielonej kawy, ale czysto chalwowe nadzienie to klasyk.
z pewnym rozgoryczeniem stwierdzam, ze od miesiecy juz chyba nie zagoscil tu zaden wloski przepis. Pociesza mnie jedynie fakt, ze nie zagoscil tez zaden francuski, bo wtedy czulabym sie na prawde strasznie niezrecznie wobec mojego ulubionego wakacyjnego kraju jak i jego kuchni! Coz, jestem kulinarna szowinistka, przedkladam Rzym nad Paryz (nie tajemnica jest, ze Paryza nie znosze, moze nie potrafie go docenic, coz nie potrafimy wszystkiego:), choc uwielbiam crème brûlée, to pierwsze miejsce i tak zajmuje u mnie crema di mascarpone...
Ale mialo byc o wloskiej klasycznej kuchni, wiec: panazlanella -- toskanska salatka chlebowa na upalne dni, na piknik nad brzegiem morza, gdy dojrzale warzywa pachna jak nigdy, a oliwa kusi. Obawiazkowe skladniki to chleb, pomidory i dobra oliwa wlasnie. Moja wersja zawiera ponadto: czerwona cebule, pikantna papryczke chili, pietruszke, sok z cytryny, szczypte soli, cukru. W roli chleba swietnie sprawdza sie jasny zytni na zakwasie.
W tym miejscu pozostaje mi jedynie miec nadzieje, ze nie sa to ostatnie upalne dni gdy panzanella smakuje wysmienicie, musi byc przeciez jakis sposob na zabranie tej slonecznej izraelskiej pogody na jakis miesiac do Europy Srodkowej, nieprawdaz?
PS. Lukasz prosil mnie bym dodala, ze On woli wersje z octem balsamicznym, z tego tez powodu rak na prawde robie salatke na zmiane: raz panazlanella z sokiem z cytryny, raz z Aceto Balsamico di Modena :-)
dla Mamy, ktora wytrwale od kilku dni robi (zapewne w duzej mierze dla mnie:) konfiture z platkow róży, oraz dla Pani Teresy, ktora zainspirowala mnie tak sugestywnie, ze nie jadam juz praktycznie jablecznikow z cynamonem, a napewno sama do jablek cynamonu nie dodaje. Nuta różana jest tak niesamowita, ze cynamon pozostawiam jedynie kebabom.
Tajemnica mala jest, iz jedyna spozywcza rzecz, bez sklepowej naklejki naturalnie (darowalam sobie miody, suszone grzyby czy nalweke orzechowa), jaka wiozlam tutaj za pierwszym razem z Polski byl wlasnie sloiczek róży, nie moglam sie powstrzymac! A ze jestem urodzony ryzykant, to przeszmuglowanie sloiczka różanej konfitury idealnie zgralo sie z moich charakterem :-)
Ciasto praktycznie wymyslilam od podstw sama, historia jest taka: przygotowywalam kiedys misie lapki z nadzieniem z suszonych moreli, ciesteczka sa lekko pracochlonne, wiec za drugim razem postanowilam sobie uproscic sprawe i przygotowac ciasto miast ciasteczek. Wylozylam forme polkruchym ciastem rozsmarowalam morelowa marmolade, a na wierzch starlam reszte ciasta. A ktoryms z kolei razem nadzienie zastapilam jablkowym...
Przepis na jabłecznik z konfiturą różana (proporcje na tzw. duza blache):
ciasto polkruche:
20 dag masła
10 dag cukru
3 zołtka + 1 jajko
4 szklanki mąki
pol lyżeczki proszku do pieczenia
nadzienie:
8 jabłek
kilka łyzek konfitury z róży
otarka skórka z cytryny (a najlepiej z dwoch :)
troche soku cytryny i cukru
Zagniesc ciasto, podzielic na dwie polowy, jedna polowa wylozyc spod formy, posmarowac konfitura, ulozyc pokrojone jablka wymieszane z odrobika soku cytryny i cukru, na wierzch zetrzec na tarce pozostala czesc ciasta. Wierzch posypac delikatnie cukrem krysztalem. Piec 30 minut w 170 st. I to jest cala różana filozofia :)
czesto pieke ciasta, ktore sa nie tyle pewnego rodzaju wariacja nt. znalezionego gdzies przepisu, ale drobna modyfikacja podkreslajaca delikatnie moj styl: dodaje wanilii miast olejkow, duzo skorki cytrynowej, czasem pieprzu, migdalow i moreli zamiast rodzynek, ciut mniej masla, deko wiecej cukru. Klasyki natomiast pozostawiam zawsze klasyczne, w imie definicji, iz szlagiery kulinarne juz sa doskonale!
Szaleje ostatnio serniko-brownies wsrod przepisow, wygrzebala mi Mama, a co tam wyprobuje :) Pomyslalam jednak, iz pomysl jest juz sam w sobie fantazja, wiec postanowilam pojsc krok dalej: dodac swoje 2 grosze i polaczyc moj ulubiony sernik, moje ponoc przebojowe brownies mocno czekoladowe, garsc czarnych porzeczek...
To chyba pierwszy taki moment w moim krotkim kulinarnym zyciu, gdy moi znajomi jedzac czekolade-ser zastanawaija sie, ktora czesc jest lepsza biala czy czarna? To przypomina mi opowiastke z Neli Rubinstein ktora podawala na deser dwa torty: orzechowo-czekoladowy i migdalowo-kawowy, wpominala ze to zabawne uczucie patrzec gdy goscie wahaja sie nad kolejnym kawlakiem ciasta nie wiedzac ktory wybrac :-)