![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTJKTA75I6xzoWWQbdN7MWVW_82GvXlICbW-MizCpTDqif2leMiW0hsQ4itWOv3v6Uc2dsjP_lWiuoV6aDUpbzaBRIO-qrCf9uBjigm18sbm695xyziqyy0yMYTV3sjobQ_STl/s400/dynia_5232a.jpg)
kawalki dyni na targu Mahane Jehuda zachecaly mnie juz od ponad tygodnia. Przepis od dawna zaprzatal moje mysli - przepis na dynie po afgansku z naszej ulubionej praskiej restauracji Kabul na Karolíny Světlé). Pieczona dynia w jogurtowym sosie. Brzmi banlnie, smakuje oblednie!
Dynie wiec pokroilam w kosteczki (okolo 2x2x2cm) skropilam hojnie oliwa i upieklam do miekka. Sypnelam nan wczesniej pieprzu i za'ataru, zwanego przez nas przyprawa numer 1 (bedzie o tym post, obiecuje).
Podalam tak jak w Kabulu, z sosem z jogurtu z mieta, mozna by dodac czosnku, nie zaszkodzi :) a do tego bajgel z sezamem.
Sloneczna dynia zatrzyma nam na chwile odchodzace powoli cieplo...
Dynie wiec pokroilam w kosteczki (okolo 2x2x2cm) skropilam hojnie oliwa i upieklam do miekka. Sypnelam nan wczesniej pieprzu i za'ataru, zwanego przez nas przyprawa numer 1 (bedzie o tym post, obiecuje).
Podalam tak jak w Kabulu, z sosem z jogurtu z mieta, mozna by dodac czosnku, nie zaszkodzi :) a do tego bajgel z sezamem.
Sloneczna dynia zatrzyma nam na chwile odchodzace powoli cieplo...