Monday, August 23, 2010

kajakowo


moglibyscie juz pomyslec ze zapomnialam o wakacjach. Nie, o takich wakacjach szybko sie nie zapomina. Przeciez trzeba mi wspomniec o kajakch, o jednym wielkim wspanialym pikniku. Wspomniec o tym, ze jeden z bliskich mi kajakarzy zwykl mowic, ze na 10 dni kajakowania przelacza sie w tzw. tryb brud, nieuczesane wlosy,
kapiel w jeziorze, jedzenie na ziemi, generanie malo przyjemne sprawy. Nie mam pojecia jak to wszystko znosimy, ale towarzyszy nam wtedy usmiech na twarzy i w sercu. Na przylkad w tym roku dzieki dociekliwosci Endrju odkrylismy ze taki splyw, to jest jak ciag Sylwestrow!

Od
lat jednak obserwujemy, ze po polskich rzekach plywa reszta swiata i my*. Ludzie jacys tacy strasznie smutni teraz jezdza na te splywy kajakowe, tak jakos kaciki ust w ogole im sie do gory nie podnosza, tak niechetnie odpowiadaja na kajakowe ahoj. W tym roku pytalismy mijanych kajakarzy: Co wogole tych ludzi ciagnie do wody? Probowalismy tlumaczyc, ze splywy kajakowe to radosc, beztroska, oderwanie od swiata, slonce naprawde lalo sie z nieba, nikt nie musial uciekac przed burza!
W 2007 na przyklad zorganizowalismy katamaran kajakowy na Krutyni, nawolywalismy dziesiatki kajakarzy nas mijajacych (wyjatkowo mijajacych, wyjatkowo, w normalnych warunkach nikt nas nie wyprzedza), by przestali plywac polskimi rzekami, wolalismy (aczkolwiek niezbyt glosno): Kajakom na Krutyni mowimy NIE! Juz chcielismy zbierac podpisy, ale zadna z kilkudziesieciu osad
(istny wysyp, ale i naprawde sloneczny dzien) nas mijajacych nie byla w stanie wyhamowac i do nas wrocic by petycje podpisac, pewna dziewczeca osada slyszac mily glos Waldka nawet zlamala wioslo.
Zazwyczaj plywamy rzekami mniej popularnymi, wtedy spotykamy radosne czaple, zadziwionych wedkarzy, czasem tajemniczych ludzi-koni. Na popularniejszych szlakach kajakowych spotykamy najczesciej smutnych splywowiczow. Wiem, jestesmy kompletnie nieprzystosowanymi do zycia kajakowego kajakarzami, wozimy swoj dobytek w kajaku,
mamy drewniane wiosla, rozpalamy ognisko od jednej zapalki, nie pijemy na wodzie piwa i lubimy wakacje.

Pomyslalam, ze moze ci wszyscy kajakarze ktorych zagadujemy, sa tacy zgaszeni, bo jak juz doplyna gdzies, to musza gotowac jakis odlotowy obiad czy kolacje? Moze krewetki suwalskie z mieta albo augstowskie szparagi z wedzonym boczkiem? Pewnie nie wiedza, ze nad zywym ogniem kielbase mozna upiec? Oj zapomnialam, niektorzy tna na biwakach drewno pila motorowa, rozpalaja ognisko polewajac je wczesniej kanistrem benzyny, wtedy ogien nie ma delikatnego aromatu jalowca. Moze
nie smakuje zmartwionym kajakrzom zupka blyskawiczna? W istocie, zupka blyskawiczna nie smakuje, o niestrawnosc przyprawia gdy z jednej komóry puscic muze, a z drugiej gdzies w tym samym czasie dzwonic. Ale gdy wpatrywac sie w ciszy w tafle jeziora, w odbijajce sie w wodzie ostatnie promienie slonca, sluchac jak szumi woda, szumi woda, szumi woda...

Przepis na blyskawiczny kajakowy makaron trzy sery:
zupka blyskawiczna (potocznie zwana chinska zupka)
kopiata lyzka serka topionego
kopiata lyzka pokrojonego w kostke sera salami
kopiata lyzka pokrojonego w kostke masdamera
pol szklanki wrzacej wody
czarny pieprz swiezo mielony
kilka listkow swiezej miety
Do menazki wsypac makaron z blyskawicznej zupki (ulepszacze mozna sobie darowac), dodac serek topiony, sery pokrojone w kostke, zalac pol szklanki wrzacej wody, dokladnie wymieszac, by ser sie rozpuscil. Posypac pieprzem, mieta. Sluchac jak szumi woda.


Na powyzszych zdjeciach oprocz makaronu (ktory naprawde wcinam na ostatnim, trzecim zdjeciu) turystyczne gadzety szwedzkiej firmy Light my Fire, spork i wodoszczelna solniczko-pieprzniczka, polecam.


* Na splywy kajakowe jezdze od lat dziesieciu z kilku-, czesciej kilkunastu-osobawa grupa przyjaciol, splywamy rzekami polnocnej Polski, od Drawy po Narew. W tym roku plynnelismy po raz drugi Czarna Hancza. CDN.

31 comments:

Kasia w kuchni♥♥♥ said...

śliczne zdjęcia..:]
Na pewno musi być fajnie tak pływać... :)

Ewelina Majdak said...

Basiu Kochana zaraz się dowiedz że zupki to śmierć na miejscu i kawałeczek po kawałeczku zaczną odpadać Tobie różne Twoje kawałki :D
Wywołałaś licho z lasu hiehie :)
A ja się pytam - była turystyczna i paprykarz szczeciński? :)
Baaaaardzo bym chciała za rok się z Wami zabrać! Kto wie może będzie nam do siebie bliżej niż dalej?
Czekam na ciąg dalszy z wypiekami na buzi!
:)
e+d uściskują b+ł

Czyprak Antoni said...

No i co robisz, i co robisz?! Się rozmarzyłem i z roboty nici, a miałem deski heblować na nową sławojkę na pólku. Chciałbym powiedzieć, że z nieprzystosowanymi kajakarzami przebywałem tylko jeden dzień, ale przypadli mi do gustu bardzo. Taki makaron musi być świetny. Przyjdzie popróbować, i to niekoniecznie na spływie.

buruuberii said...

Kasia, no musi :-)

Polka, z niecierpliwoscia na to licho czekam! Nie cierpie turystycznej i paprykarza, ale salatka rybna neptun to inna bajka :-)) Zapisuje chetnych na rok przyszly i pozdrawiam w zdrowiu i chorobie :D

Antoni, ja niewinna. Ty dla letnikow te deski heblujesz, a nie pamietasz ze im sie teraz porcelanka w srodku wsi czy lasu marzy? Uciekaj tam do kartaczy, no juz! :-)

Amber said...

Basiu, ludziska nie tylko na spływach się o zgrozo nie uśmiechają...
Nigdy nie byłam na spływie, chociaż przymiarki nie raz były.Ale zaliczyłam tratwę na Biebrzy!
Makaron nie powiem, ma jakiś urok.A te zupki, zobaczysz,ze coś Ci odpadnie !

Mich said...

Napisałem już post u siebie, mogę zająć się przyjemnościami. Jak zwykle przyjemnie się Ciebie Basiu czyta. Kajaki już od poprzedniego roku kojarzą mi się z Wami. 10 dni dla mnie to trochę za dużo z dala od prysznica ale pewnie można sobie i z tym jakoś dać radę:)

Pozdrowienia z Perugii. Stacjonuję do końca miesiąca, potem 3 tygodnie wakacji i wracam... do domu chciałem napisać. Domu jednak na razie nie mam. Do Warszawy w każdym razie chcę wrócić.

PS Rożki babci spróbuję zrobić na bank, w Warszawie jednak, jak się trochę ochłodzi. Zostawiłem w ciemnym pudle książeczkę z przedwojennymi przepisami, którą masz i Ty. Liczę, że w któryś jesienny lub zimowy wieczór zabierzemy się wspólnie za pieczenie.

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

Baaasiu, to 'szumi woda, szumi woda, szumi woda..' ukołysało mnie do snu :) Świetnie to opisałas. Takie kontrasty widac tez nad morzem -niewiele tu osób, które chcą słuchać jak szumi morza, szumi morze, szumi morze, większość rzuca ŁUP ŁUP z komóry, chleje piwsko i myśli, w co się odpieprzyć na wieczorne wyjście po Monciaku...

Żądam przywrócenia godności paprykarzowi szczecińskiemu!

TO tyle na dziś :)

Chińską lubię i czasem, w chwilach otatecznej desperacji albo wielkiego kaca, zjadamy z TOmaszem po miseczce. Tzn. ja 3/4, a on 1i1/4 :)))

Uściski, Basiu!

PS super gadzety :)

Ewelina Majdak said...

Basiu a Tyrolska? :D

aklat said...

Widzę sporka na zdjęciu! ;-) pozdrawiam kajakowo (płynę już w czwartek ;-D) a przepis muszę wypróbować :)

Monika said...

Basia, złośliwcze Ty :D No jakże to tak bez benzyny, komóry i muzy w taką dzicz? Widać co się dzieje z takimi co to bez tego płyną- nie myją się, śpią na ziemi i jeszcze się głupkowato uśmiechają :D

A na serio to może to własnie o brak beztroski chodzi? Jak się płynie bo się musi lub wypada, jak się cierpi z powodu braku bieżącej wody, jakby się chciało 5 gwiazdkowego hotelu a tu tylko 5 gwiazdek nad namiotem to do czego się uśmiechać? A jak się płynie bo się chce i się lubi, tryb brud traktuje jako taki 10-dniowy dzień dziecka czyli bez mycia zębów ;), jak się czeka na tą ciszę i szum drzew i bieganie na bosaka no to jest zupełnie inna bajka :)

I śmiem twierdzić że posiłki na kajakach właśnie że sa odlotowe - trójsmakowe kanapki to hit jak dla mnie i jak tylko je teraz robię to się niczym Tosiek kajakowo rozmarzam :) I te chińczyki - obiecałaś i napisałaś :)))
Uściski dla Państwa z ostatniego zdjecia i całej fantastycznej kajakowej gromadki :):):*

viridianka said...

ostatnio na kajakach byłam rok temu na wakacjach i płynęliśmy dużą grupą a każdy... wróóóć... nie każdy ;P bo mój wujek miał wisielczy humor, ale reszta się śmiała cały czas, nie wiem co mnie bardziej codziennie bolało czy brzuch ze śmiechu czy ręce od wiosłowania (; w każdym razie to my, a dużo innych grup mijaliśmy i oni byli raczej też w dobrych humorach, przynajmniej na przywitanie odpowiadali uśmiechem (:
a zupek w proszku jak nienawidzę to na wszelkich wypadach kajakowych tudzież wycieczek po górach - uwielbiam, bo po takim wysiłku i ogromnej dawce tlenu chyba wszystko co się nawinie jest pyszne ;P

ewelajna Korniowska said...

Basiu, a ja w swojej historii mam tylko jednodniowy Parsętą:) zatem kajakarz ze mnie żaden, ale pamiętam, że bylismy wszyscy uśmiechnięci i nawet śpiewaliśmy, co prawda, niektórych śpiew zawodzeniem można było nazwać..., ale co tam bawiliśmy się cudnie:)
A taka zupka sprawdziła mi się wakacyjnie kiedy nic nie można było kupić. Pozdrawiam pięknie i od stołu pozdrowienia przekazuję, bom była...:)

majka said...

Dla nie splyw kajakowy to czarna magia :) Nigdy nie bylam i chyba sie nie odwaze. Mysle, ze to nie dla mnie. Jednak podziwiwam wszystkich, ktorzy maja taka pasje :) Co do zupek chinskich to kiedys zjadalam ich dosyc duze ilosci i jak do tej pory nic mi jeszcze nie odpadlo :) No moze troche swiece w nocy ale jak sie zamknie oczy to nawet nie przeszkadza zasnac :))) A tak powaznie, to moja kolezanka nabawila sie wrzodow od takich zupek wiec nie polecam :)

Pozdrawiam!

Waniliowa Chmurka said...

Fajnie Ci!
Przypomniało mi się Augustowo i Moje pierwsze w życiu "kajaki" :)
Ps: A z tą zupką dobra opcja jest.

amarantka said...

a ja mam takiego samego sporka :)
prawie takiego samego, kolor tylko pomarańczowy zamiast zielonego.
W istocie, przydatna rzecz bardzo :)

Kajaki jeszcze przede mną, ale myślę, że już bliżej niż dalej...
kiedyś czytałam Chmielewską, w którejś z jej książek był opis takiej dzikiej wyprawy przez Mazury... ognisko, las, cisza...
tak mi się skojarzyło :)
i rozmarzyło :)

asieja said...

nigdy nie płynęłam kajakiem, z tym większym zaciekawieniem czytałam Twoje słowa. i będę czekac na więcej..

i myślę sobie, że te smutne twarze, to nie tylko tam. mijamy je na co dzień. czasem sami gubimy gdzieś uśmiech.

zupka chińska w takiej wersji to rzecz mnie nie znana. ale zapamiętam sobie makaronowo serowy pomysł na kiedyś.

margot said...

ja płynęłam kajakiem raz ,ale to było w innym wieku ....w XX wieku :P

Polka- rockendrolowiec, Ciebie strasznie straszy, ale się nie bój:P , zupka chińska zjedzona z uśmiechem jest zdrowsza niż najzdrowsza potrawa świata(nie wiem co to jest ,ale może ktoś wie?:DDD)prędzej zaszkodzi jeśli będziesz jadła nie w humorze i w kiepskim towarzystwie

Gospodarna narzeczona said...

Ojej, jadłam taki makaron swego czasu na wypadach z plecakiem przez Europe. My mielismy wersję neapolitańską ;-) Ale teraz Basiu to ja już tego nie robię! Jest tyle sposobów na świeże jedzenie na brudno moja droga. Całus

Wiewióra said...

Czarna Hańcza... boskie miejsce. Szkoda tylko, że takie tłumy tam pływają i nie pozwalają po napawać się dzikością i ciszą. Pozdrowionka.

Unknown said...

Baśku, nie dam tego wpisu przeczytać Ptit Suisse’owi, bo jak przeczyta, to w przyszłym roku będziecie mieli nowego towarzysza wiosłowania... ;) On kocha machać wiosłami i mnie też każe kochać :)

ptasia said...

O Boszsz, nie tknęłam zupki chińskiej od Rumunii '98, kiedy zjadłabym WSZYSTKO w pewnym momencie. Zupkę jeśli dobrze pamiętam rąbałam na sucho, chyba razem z papierkiem. Żyję, ale powtórek nie chcę, w żadnych okolicznościach przyrody ;) (bo ja z takich, co uważają, że kajak miły, ale gdzieś na góra 5 godzin :).

lo said...

My mamy za sobą tylko krótkie spływy kajakowe. Z jeziora Żarnowieckiego do morza i po morzu. Wtedy piknik przy brzegu robimy z prowiantu zabranego z nadmorskiej kuchni. Podoba mi się ta Twoja długa wyprawa. Czekam na cdn.

buruuberii said...

Amber, taka tratwa to ma cos wspolnego z kajakiem :-)

Mich, to nie jest do konca tak, ze kajaki to 10 dni bez prysznica, sa pewne granice :-) Rany, wiesz nie moge sie doczekac tego pieczenia!

Ania, no wszedzie pewnie tak jest, staram sie by minusy nie przyslonily mi plusow, ale zadziwia mnie dlaczego ludzie sa tacy smutni... Gadzety mnie zaskakuja, jak nie jestem jakims wielkim fanem plastikow, tak te raz na rok wyjmuje z szafy :D

Pola, neistety zadej konserwy sie nie tkne :( Ale przyznaje, nazwy maja cudne!

Aklat, to milego kajakowania Ci zycze sporkowa dziewczyno :-)

Monika, obiecalam, wiedzialam ze tym samym ide na wojne, jak to niektorzy mysla :) Pola mnie ostrzegala, a ja sie w to chce bawic dobrowolnie. My sie z ta bestroska rozumiemy, ale reszta swiata jaks strasznie spieta :D

Viri, no i wlasnie to jest mysl, ja nienawidze zupek chinskich przez 364 dni w roku, a raz jem i jestem wesola :-)

Ewelajna, to chce tylko takich kajakarzy jak Ty! Ach stol, no takie pozdrowienia to sama radosc :-)

Olciaky, fajnie to mi bylo, ale dalej sie dobrze wspomina :)

Amarantka, a czy uzywasz tego sporkowego widelca, bo ja odkrylam ze jem tylko lyzkowa czescia :) Kajaki polecam w ciemno, jesli masz sporka, to wiem ze polubisz takie klimaty!

Asiejka, a wiesz ze tak jest ze nam sie czasem nei chce szczerzyc zebow przez caly dzien... Ale na wakacjach to by sie chcialo tylko smiac :)

Alcia, kurcze, a ja w tamtym wieku sie nie zalapalam :) Alu, uwielbiam Twoje komentarze, moze dlatego ze latwo lubic kogos kto mysli podobnie, ale Ty zawsze masz ta pozytywne i cieple podejscie ktorego wlasnie trzeba nam wiecej na codzien, dziekuje!

Narzeczona Kasia, w tryb brud to sie przestawia moj Lukasz, ja tam uwazam ze bakterie sa newet w najczystszym domu :)

Wojownicza wiewiorko, dzieki za odwiedziny! Wiesz, nie jest tam tak zle, w porownaniu z tym co bylo 10 lat temu to luz :) Jesli nie lubisz tlumow, to Narew polecam.

Anoushka, a co by bylo jakby 2 nowe osady dolaczyly? I Ty naprawde nawet rroszke kajakow nei lubisz? Buzka!

Ptasia, w sumie to pisalam o zupce dla kajakow a nie kajakach dla zupki :) Zupka na kajakach to zaden mus, z naszej kilkunasto-osobowej grupy jem tylko ja, raz na rok :-)

Anonymous said...

Ależ mi się miło czytało o tych Waszych spływach, Basiu. Aż widziałam pozytywną energię od Was bijącą! Szkoda, że nie pływacie po południu i że ja nie mieszkam gdzieś w rzecznej okolicy, miło byłoby zobaczyć uśmiechniętych kajakowiczów z Tobą na czele. ;)

Uściski!

kasiac said...

Hihihi, Basiu, mnie taką gotową zupką mój mąż kiedyś nawet leczył (bo dla chorego rosołek najlepszy):) i następnego dnia już byłam "w pionie". Ala - Margot ma rację w tym co napisała o zupkach:)
P.S. Tak sobie właśnie niedawno o Tobie myślałam, gdzie tym razem wybrałaś się na kajaki ...
Pozdrawiam!

Patrycja said...

Widzę, że podobne typy spotkać można na każdych wodach;-) Ja spotykałam ten typ na żaglach, to fura skóra i komóra w wersji mazurskiej. Niestety są tacy co muszą głośno i muszą pić na umór, nie ważne czy w mieście czy na jachcie. Na szczęście tacy osobnicy nie lubią dzikich przystani, z trudnym zejściem więc tam można się przed takimi skryć, choć woda dźwięk niesie;-) Apropos dźwięku, pamiętam taką noc na Pajęczej chyba, kiedy po jeziorze rozchodził się dźwięk gry na saksofonie, niesamowite to było. Dawno nie byłam na Mazurach na żaglach, ciekawe ile się zmieniło....

grazyna said...

Basiu, mój syn to niestety wielbiciel zupek z makaronem a zarówno serów. Na pewno ten przepis mu się spodoba , bo jego ulubiona to nudle serowe :)

Magdalena said...

Kajaki to wspomnienie dziecinstwa. Byl taki czas, ze oprocz kilku tygodni spedzonych w gorach, na dwa tygodnie wakacji jezdzilam z rodzicam w polnocno - wschodnie regiony. Brali mnie na kajaki w kapoku - do tej pory najmilej wspominam okolice Posejn, jezioro Pomorze, rzeke Maryche. Potem bylo jeszcze pare innych wycieczek, ale jednodniowych - niestety ze wzgledu na kregoslup kajakowanie (jak i jazda konna) fizycznie jest nie dla mnie, czego zaluje. Nie mam oporow przed "brakami sanitarnymi" i swojskim, ekologicznym brudkiem. Zwyklam tez na tego typu wyjazdach wcinac paprykarz szczecinski z gotowanym makaronem lub ryzem i groszkiem....ostatnio siedzac na wsi u przyjaciolki na jakiejs nasiadowie dla rencistow, nawet otworzylysmy sobie puszke tegoz w ramach reminiscencji i w plasterkach zapijalysmy okropnym pseudochianti i bylo git.

kass said...

Basiu, makaron musi w takiej scenerii smakować boosko! nigdy nie byłam na spływie, jakoś tak wyszło...ale wiem z opowiadań kogoś kto co roku pływa, że to cudowny 'wypoczynek'...aż zazdroszczę...
Pozdrawiam i czekam na więcej wrażeń!

Agata Chmielewska (Kurczak) said...

dla takiego makaronu to bym się skusiła nawet do kajaka na chwilę wsiąść ;)

Tilianara said...

Kultura turystów to temat rzeka - lepiej już kajakować po tych prawdziwych, niż próbować w tamtej brodzić :D
A wiesz ten uśmiech to się pojawia, jak się spędza wakacje tak jak się tego pragnie i wśród tych, których się ceni, a wtedy to i zupki chińskie i konserwy smakują jak wykwintne szparagi czy krewetki :)

Basieńko, ja jeszcze w temacie Twoich rożków, bo mi się żadnym cudem ich w zaplanowanym czasie, tj. w zeszły weekend nie udalo zrobić, ale w ten weekend bardzo się na nie nastawiam, więc trzymaj kciuki i za mnie i za rożki :)

Buziak cieplutki Basieńko :*