hodowałam kiedyś z Mamą "krzak" marakuji. Mam wrażenie, że było to wieki temu, na pewno na tyle dawno, że moja Mama tego nie pamięta. Fakt, było to powiedziałabym jakieś dwie dekady temu. Mama zapytała mnie zdziwiona: poważnie? Tak, naprawdę miałyśmy na klatce schodowej w niemałym glinianym garnku z jednym uchem, z drewnianą podpórką, całkiem dużą marakuję i nawet pamiętam, że nam kwitła kilka razy...
Jednak owoce marakuji na żywo zobaczyłam pierwszy* raz dopiero w Izraelu. Było to w ogródku kibucu, którego nazwy nie pomnę, na Wzgórzach Judzkich, mniej więcej w 1/3 drogi z Jerozolimy do Tel Awiwu. Przed plażowaniem się pewnej soboty pojechaliśmy tam z Ewą i Erezem na jachnun, do miejsca znanego ponoć połowie Izraela tylko z tego specyjału sprzedawanego prosto z "budkie". Jachnun rzeczywiście był wyśmienity, a wijące się pnącza kwitnącej i już owocującej nieopodal stolików marakuji dodawały miejscu wyjątkowego uroku.
Lody z marakują należą do listy moich ulubionych izraelskich lodów, obok tych z daktylami i tzw. "lodów świety Graal", czyli lodów z kardamonem, które nigdy nie wyszły mi tak dobre, jak w Uri Buri w Akce. Ale o lodach z marakują - lody te, czy w formie mlecznej, czy w formie sorbetu, sa w Izraelu bardzo popularne, bardzo kwaśne, często dość słodkie i zawsze z pestkami całymi lub zmielonymi. Wyśmienite znamy z dwóch lodziarni na Ben Yehuda w Jerozolimie. Lecz czy to w Jerozolimie, czy w Pradze, najważniejsze by lody były nieco cierpkie i pełne kropeczek w postaci pestek marakuji!
Przepis na lody z marakują (próba odtworzenia wspomnień):
Jednak owoce marakuji na żywo zobaczyłam pierwszy* raz dopiero w Izraelu. Było to w ogródku kibucu, którego nazwy nie pomnę, na Wzgórzach Judzkich, mniej więcej w 1/3 drogi z Jerozolimy do Tel Awiwu. Przed plażowaniem się pewnej soboty pojechaliśmy tam z Ewą i Erezem na jachnun, do miejsca znanego ponoć połowie Izraela tylko z tego specyjału sprzedawanego prosto z "budkie". Jachnun rzeczywiście był wyśmienity, a wijące się pnącza kwitnącej i już owocującej nieopodal stolików marakuji dodawały miejscu wyjątkowego uroku.
Lody z marakują należą do listy moich ulubionych izraelskich lodów, obok tych z daktylami i tzw. "lodów świety Graal", czyli lodów z kardamonem, które nigdy nie wyszły mi tak dobre, jak w Uri Buri w Akce. Ale o lodach z marakują - lody te, czy w formie mlecznej, czy w formie sorbetu, sa w Izraelu bardzo popularne, bardzo kwaśne, często dość słodkie i zawsze z pestkami całymi lub zmielonymi. Wyśmienite znamy z dwóch lodziarni na Ben Yehuda w Jerozolimie. Lecz czy to w Jerozolimie, czy w Pradze, najważniejsze by lody były nieco cierpkie i pełne kropeczek w postaci pestek marakuji!
Przepis na lody z marakują (próba odtworzenia wspomnień):
500ml śmietanki 30%
3 lyżki skrobi kukurydzianej (25g)
200g cukru
miąższ z 5 owoców marakuji (z pestkami!)
Skrobię rozetrzeć z 50ml śmietanki. Pozostałe 450ml śmietanki wymieszać z cukrem i zagotować na średnim ogniu, gdy masa zawrze dodać śmietankę ze skrobią, wymieszać, poczekać aż masa "pyrknie" :) Następnie tak ugotowany budyń ostudzić do temp. pokojowej. Miąższ z marakuji zmiksować blenderem wraz z pestkami. Budyń wymieszać z miąższem z marakuji. Następnie masę schłodzić w lodówce, po czym włożyć do zamrażalnika i mrozic przez ~10godzin, po pierwszej i drugiej godzinie zamrażania masę przemieszać dokładnie. Podawać bez okazji :-)
* może wcześniej widziałam owoce marakuji na jakimś straganie, ale nie pamiętam tego za dobrze.