Monday, January 26, 2015

z marakują, lody



hodowałam kiedyś z Mamą "krzak" marakuji. Mam wrażenie, że było to wieki temu, na pewno na tyle dawno, że moja Mama tego nie pamięta. Fakt, było to powiedziałabym jakieś dwie dekady temu. Mama zapytała mnie zdziwiona: poważnie? Tak, naprawdę miałyśmy na klatce schodowej w niemałym glinianym garnku z jednym uchem, z drewnianą podpórką, całkiem dużą marakuję i nawet pamiętam, że nam kwitła kilka razy...

Jednak owoce marakuji na żywo zobaczyłam pierwszy* raz dopiero w Izraelu. Było to w ogródku kibucu, którego nazwy nie pomnę, na Wzgórzach Judzkich, mniej więcej w 1/3 drogi z Jerozolimy do Tel Awiwu. Przed plażowaniem się pewnej soboty pojechaliśmy tam z Ewą i Erezem na jachnun, do miejsca znanego ponoć połowie Izraela tylko z tego specyjału sprzedawanego prosto z "budkie". Jachnun rzeczywiście był wyśmienity, a wijące się pnącza kwitnącej i już owocującej nieopodal stolików marakuji dodawały miejscu wyjątkowego uroku.

Lody z marakują należą do listy moich ulubionych izraelskich lodów, obok tych z daktylami i tzw. "lodów świety Graal", czyli lodów z kardamonem, które nigdy nie wyszły mi tak dobre, jak w Uri Buri w Akce. Ale o lodach z marakują - lody te, czy w formie mlecznej, czy w formie sorbetu, sa w Izraelu bardzo popularne, bardzo kwaśne, często dość słodkie i zawsze z pestkami całymi lub zmielonymi. Wyśmienite znamy z dwóch lodziarni na Ben Yehuda w Jerozolimie. Lecz czy to w Jerozolimie, czy w Pradze, najważniejsze by lody były nieco cierpkie i pełne kropeczek w postaci pestek marakuji!


Przepis na lody z marakują (próba odtworzenia wspomnień):

500ml śmietanki 30%
3 lyżki skrobi kukurydzianej (25g)
200g cukru
miąższ z 5 owoców marakuji (z pestkami!)

Skrobię rozetrzeć z 50ml śmietanki. Pozostałe 450ml śmietanki wymieszać z cukrem i zagotować na średnim ogniu, gdy masa zawrze dodać śmietankę ze skrobią, wymieszać, poczekać aż masa "pyrknie" :) Następnie tak ugotowany budyń ostudzić do temp. pokojowej. Miąższ z marakuji zmiksować blenderem wraz z pestkami. Budyń wymieszać z miąższem z marakuji. Następnie masę schłodzić w lodówce, po czym włożyć do zamrażalnika i mrozic przez ~10godzin, po pierwszej i drugiej godzinie zamrażania masę przemieszać dokładnie. Podawać bez okazji :-)


* może wcześniej widziałam owoce marakuji na jakimś straganie, ale nie pamiętam tego za dobrze.

Tuesday, January 13, 2015

svatební koláčky, czyli czeskie kołaczyki



raz byłam na czeskim weselu, kilka razy na czeskim ślubie, maleńkie kołacze są wtedy obowiązkowe! Nazywają się najczęściej svatební koláčky, czyli weselne kołaczyki, albo po prostu koláčky. Najaważniejsze by były małe, drobniutkie, o średnicy nie większej niż ciasteczka wykrawane literatką. Musi być ich dużo i najlepiej domowej roboty. Inne się nie liczą. Chociaż w niektórych częściach Czech wypieka się na wesela duże kołacze (dawniej i z 70kg mąki!), to jednak najwiekszy zachwyt wzbudzają te maluśkie. Można podać kieliszek śliwowicy, choć ta na svatbě już taka obowiązkowa nie jest.

A niektórym jednak nie potrzeba nawet kieliszka gorzałki by porywać panne młodą. Otóż w dzień ślubu, tuż po ceremoni, w drodze na przyjęcie ponoć zwykło się "uprowadzać" pannę młodą a panu młodemu dać za zadanie jej poszukiwanie. Pavel deklaruje, że porywał nevěstu już kilka razy dlatego też jego studenci nie mówią mu lub nie zapraszają go na przyjęcia weselne, w obawie że ukradnie im żonę. Niektóre "uprowadzone" przez niego panny młode pływały w kajaku bez wioseł po jeziorku, podczas a pan młody musiał do nich płynać... wpław ;-)

Koláčky, svatební koláčky to maleńkie drożdżowe spłaszczone bułeczki z nadzieniem (powidła, ser biały czy masa makowa). Maleńkie, najbardziej pożądane mają, nie wiecej niż 4-5cm średnicy, są pracochłonne i misterne. Prawdopodobnie swoją historię biorą od drożdzowych kolačy (czyli dużych okrągłych płaskich drożdżowych placków z nadzieniem) wypiekanych na wesela od wieków. Jednak koláčky maja być miniaturowe! Każdy nasz czeski znajomy na ich widok krzyczy: no jo, koláčky!


Przepis na svatební koláčky/czeskie kołaczykie (ciasto Sandtnerova + nadzienie Pospěchová):

CIASTO:
250g mąki
10g swieżych drożdży
1/2 szklanki mleka
50g masła 
50g cukru (w tym łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią)
1 żółtko
skórka z 1/2 cytryny 
szczypta soli 

NADZIENIE: 250g białego sera wymieszanego z 75g cukru
+ 1/2 słoiczka powidła śliwkowego

KRUSZONKA: 50g masła, 50g cukru, 75g mąki

Z 50g mąki, mleka, drożdży i cukru zrobić zaczyn, pozostawić do wyrośnięcia, na 10-15 minut. Następnie nasypać do miski mąkę, dodać zaczyn, masło, żółtko, sól oraz skórkę cytrynową. Wymieszać i wyrabiać 7-10 minut. Ciasto zostawić do wyrośnięcia na około godzinę. Po tym czasie ciasto zagnieść i odrywać małe kawałki (wielkości orzecha włoskiego, 10g mniej więcej). Kawałek ciasta rozpłaszczyć na dłoni w środek włożyć łyżeczkę białego sera wymieszanego z cukrem, uformować z ciasta bułeczkę. Bułeczkę rozpłaszczyć ułożyć na blasze, w środku zrobić małe wgłębienie. Następnie na każdą bułeczkę nałożyć pół łyżeczki powidła śliwkowego, brzegi posmarować żółtkiem i posypać kruszonką. Piec do zrumienienia w temp. 175st.C (około 17-20 minut). Może nie weselne, ale na rozweselenie :-) 


* Owe drożdżowe kołaczyki piekłam z przesympatycznymi paniami: Moniką i Eweliną..
.