Monday, March 21, 2016

mazurek orzechowy makagigi



że zaś goście jeść nie mogli 
owych pysznych smakołyków,
więc im dali makagigi 
i pięćdziesiąt pięć pierników.
str. 16, Kornel Makuszyński, “Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki", Wydawnicto Literackie 1978


pierwszego kwietnia blog makagigi skończy 10 lat, rany jak ten czas leci. Podaruję sobie więc odrobinę luksusu, smakołyki, inaczej makagigi*. A dokładniej mazurek makagigi, czyli najlepsze warstwy placka z orzechmi: cieniutka krucha warstwa, a na niej dużooooo orzechów w karmelu. Mamo, poczytaj mi o Awanturym.

A oprócz czytania, piekła ta moja Mama placek, który nazywał się "placek z orzechami". Składał się z trzech warstw kruchego ciasta przełożonych powidłem i masą czekoladową. Na wierzchu była warstwa zapieczonych słodkich orzechów. Oczywiście ta górna warstwa była najlepsza i zawsze jej było za mało, tak jak w cieście z kruszonką zawsze za mało jest kruszonki!

Life is good, bądźmy dla siebie dobrzy, z horrou jakim są "Awantury i wybryki..." (w końcu na pierwszych stronach książki ginie małpia mama) wybierzmy dobre, a wręcz najlepsze fragmenty, przecież życie może być trochę słodkie jak makagigi
Dobrych Świąt!


Przepis na mazurek makagigi - czyli orzechy w karmelu (ze wspomnień): 

ciasto: 
100g cuku
200g masła 
300g mąki 
2 duże żółtka

wierzch:

300g orzechów (może być i 400g)
150g cukru
100g masła 
2 łyżki miodu

Masło (chłodne, ale bez przesady) utrzeć z cukrem, dodać żółtka i ponownie utrzeć. Potem dodawać mąkę porcjami, ciasto zarobić i włożyć na 1-2 godziny do lodówki. Następnie ciasto rozwałkować na wielkość dużej blachy (~24x36cm), lub ciastem wyłożyć blachę przy użyciu rąk własnych. Ciasto popiec przez 15 minut w 170 st.C.
Orzechy posiekać i w rondlu podgrzać z cukrem, masłem i miodem. Upieczony spód wyjąć z piekarnika, na gorącym rozłożyć warstwę orzechowej masy, całość piec kolejne 7-10  minut, orzechy mają się jedynie delikatnie zrumienić. Orzechowy, słodki smakołyk, po prostu makagigi!


PS. Mazurek piekłam w sprawdzonym i ulubionym towarzystwie mazurkowych bab, czyli Anitki, Alinki, Majanki i Moniki, dzięki wielkie dziewczyny!

* MAKAGIGI to deser z miodu, cukru i orzechów, względnie maku (takie orzechowe sezamki). Dla mnie, z dziecięcych wyobrażeń, makagigi to nie lada smakołyk, absolut, coś skrajnie dobrego.
.

Tuesday, March 15, 2016

likier z granatów



nie słyszałam, by w Izraelu ktoś sam domowym sposobem wytwarzał jakieś trunki, a już na pewno nie likiery czy nalewki. Jednak w Izraelu produkuje się likiery, choć chyba głównie pomarańczowe i kawowe - parę razy widziałm takowe na własne oczy. Ich smaki wydały mi się jednak trochę mało oryginalne i chyba dlatego nigdy ich nawet nie spróbowalismy. Fakt, Izrael słynie z pomarańczy, ale mnie jakoś bardziej kojarzy się z granatami czy owocami opuncji*.

Granaty są ważne nie tylko w izraelskiej kuchni, w żydowskiej tradycji granat symbolizuje pomyślność, dobrobyt, prawość. Sama uwielbiam kształt owoców granatu, a szczególnie tych cermaicznych, które stoję przede mną na półce w biblioteczce i które pieczołowicie owinięte w folię babelkowę wiozłam z Izraela w plecaku (ku ogromnemu zdziwieniu Łuakasza i jeszcze większemu naszej przyjaciółki - radiowej korespondentki Kasi).

Po długich latach od pobytu w Izraelu, i gdy też przestałam już eksperymentować z nalewkami by robić jedynie te, których smaki uważam za najlepsze (porzeczka, wiśnia, bakalia) pomyślałam, że może jednak skuszę się na jakąś "nowość". I tak oto powstał likier z granatów.

 

Przepis na likier z granatów (radosna twórczość własna):

1 litr wódki
4 duże granaty (min. 1kg wagowo)
1,5 szklanki cukru

Skórkę granatów nakroić delikatnie, tak jak obiera się pomarańcze. Następnie rozłamać każdy granat na 4 cząstki i wyłuskać z nich ziarenka. Ziarenka zalać wódką, dodać cukier. Macerować około tygodnia. Następnie płyn zlać znad ziarenek (można dolać do ziarenek szklankę wody, po dniu płyn dodać do uprzednio już zlanego). Likier jest dobry prawie natychmiast, łagodny, o jasno karminowej barwie i delikatnym smaku granatów.


* podobno pierwsza wersja smkowa likieru "Sabra", o którym mowa w pierwszym akapicie, to właśnie smak opuncji (sabra po hebrajsku znaczy opuncja, terminem sabra okresla się rownież Żydów urodzonych na ziemi Izraela).

Thursday, February 04, 2016

oponki, czy pączki twarogowe



wyszam dziś przed południem z domu z misją "bez pączków mi nie wracaj" :-) To cytat z Łukasza, który stwierdził, że może lepiej żebym dzisiaj sama pączków nie smażyła (powodu nie podał) tylko nabyła jakieś "dobre" drogą kupna. 

W Czechach nie istnieje jednak tradycja Tłustego Czwartku. Pączki są znane, ale nie stoją po nie kolejki, nie ma rankingu najlepszych pączkowych cukierni, a sama nigdy nie jadłam tutaj bardzo dobrych i lata temu w ogóle przestałam je kupować. Kupiłam pięć rodzajów, w czterech różnych przybytkach. Jak to tutaj mówią - były "nic moc", czyli nic specjalnego. No i jednak byłoby lepiej, gdybym sama coś usmażyła, chociażby pączki twarogowe. Na szczęście jeszcze przed nami Ostatki! 


Przepis na oponki lub pączki twarogowe, różnią się tyko kształtem (z zeszytu Mamy):

1/2 kg białego sera
około 1 i 1/2 szklanki mąki
2 duże jajka
2-3 łyżki śmietany
1/4 szklanki cukru
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
szczypta soli

Jajka utrzeć z cukrem, śmietaną. Dodać cukier, sól. Dodać biały ser i dokładnie rozgnieść za pomocą widelca (mają pozostać małe grudki, sera nie mielę). Porcjami dodać mąke z proszkiem i sodą. Zagnieść ciasto, wałkować na grubość 7-8 mm, wykrawać kółka (a w przypadku pączków formować kulki wielkości włoskiego orzecha). Smażyć w głębokim tłuszczu na złoto. Po usmażeniu posypać cukrem pudrem. Jedno z karnawałowych wspomnień dzieciństwa.


PS. Oponki/pączki twarogowe smażyłam z Alcią, Anitą, Majaną, Moniką (a właściwie - za kochanych dziewczyn namową!).
.

Monday, January 18, 2016

ciastko dla dorosłych



napisała Monika tak "właśnie wysiadłam w Warszawie, idę po łakocie i śmigam na lotnisko, do zobaczenia już niedługo :-)". Myślę sobie jakie znowu łakocie w Warszawie? Przecież kiełbasy i boczki miała Monika wieźć z Mazur! 

Zapomniałam bowiem, że wymieniałyśmy na Kajakach opinie o cukierniach, że oczywiście trudno o dobrą, z prawdziwymi ciastkami, z prawdziwego masła i cukru, że aż chce się powiedzieć, że przez te słabe cukiernie te biedne blogerki same muszą piec ciasteczka, ciastka, ciasta ;-)

Zapomniałam, że Moni wspominała o pewnej warszawskiej cukierni, która ma ciastka takie jak mają być.  Tak więc przybyły z Moniką: szarlotka, pączki i... ciastko dla dorosłych. Cukiernia Lukullus ma naprawde świetne wypieki! A my mamy kilka ulubionych cukierni, w końcu czasem trzeba gdzieś czerpać inspiracje.


Przepis na ciastko dla dorosłych, czyli kruche z krówką i śliwkami w rumie (próba odtworzenia ciastka z cukierni Lukkulus):
  
ciasto: 
50g cukru
100g masła 
150g mąki 
50g mielonych orzechów (opcjonalnie)

wierzch:

słoiczek dobrego węgierkowego powidła
dwie garści suszonych śliwek namoczonych w rumie
kajmak ugotowany z 1/2kg cukru i szklanki mleka
1-2 łyżki rumu
100g czarnej czekolady

 
Po pierwsze: suszone śliwki zalać rumem i odstawić na parę/kilka dni.
Po drugie: 1/2kg cukru zalać w rondlu szklanką mleka, dodać łyżkę masła i gotować około godziny-półtorej, by powstał ładny kajmak.
Po trzecie: masło utrzeć z cukrem. Dodać garść mielonych orzechów (wedle uznania). Potem dodawać mąkę porcjami, ciasto zarobić i włożyć na pół godziny do lodówki. Następnie ciastem wylepić dużą blachę (24x36cm), piec 15 min w temp. 180st.C. 
Przestudzone ciasto posmarować powidłem, posypać śliwkami namoczonymi w rumie, zalać kajmakiem, skropić kajmak 1-2 łyżkami rumu, pozostawić na kilkanaście minut by rum "wsiąknął" w kajmak i całość polać roztopioną w kąpieli wodnej czekoladą. Lekko rumowy, słodki, węgierkowy - łakocie!

PS. Ogromne dzieki Moni!
.

Thursday, January 07, 2016

zupa z orzecha



jak to mówią miał pociąg. Tak więc Emilek od zawsze miał pociąg do orzechów włoskich. Ledwo zaczął pełzać, a jedną z pierwszych rzeczy, które go zaczęły interesować, był stojący w kuchni niemały koszyk z korzenia sosny pełen wielkich orzechów* z Woli. Szybko nauczył się koszyk przewracać, wysypywać orzechy. Potem nimi turlać, czy raczkować ze stukającym orzechem w ręce. Później wreszcie rozbijać i wcinać zawartość :)

Też zawsze lubiłam orzychy włoskie. Mam wielki sentyment do orzechowych drzew. U Babci Celki jadało się w lecie obiady na polu (czy raczej "na dworcu") pod rozłożystym orzechem. Z kolei w mojej rodzinnej miejscowości, ponoć z powodu wiatrów, nigdy ich nie było. Tzn. kiełkowały, rosły parę lat, ale w końcu nie przetrwały którejś kolejnej zimy. Aż wreszcie, kiedy stamtąd wyjechałam, jedno orzechowe drzewko wykiełkowało za lasikiem, osłonięte innymi drzewami, przetrwało kilkanaście lat - rodzi potwornie twarde, niewielkie orzechy.

W połowie września, wczesnym popołudniem, jak często bywało, urzędowaliśmy z Emilkiem* w kuchni. Wtedy Emil na poziomie zero, czyli na podłodze, a ja na poziomie +1 czyli na kuchennym blacie. Milek miał do dyspozycji, co znalazł w szafce: garnki, durszlak, miski metalowe, trzepaczkę, patelnie plus drewniane łyżki. Dzieci są niesamowicie bacznymi obserwatorami. Nie wiem, jak to sobie wymyślił, bo nigdy go tego nie uczyliśmy, ani specjalnie nie pokazywaliśmy, a tu patrzę, a nagle Milek tłucze z całej siły rondelkiem i miesza w nim... orzech! Jakby chciał wykrzyknąć:
Mamo, Tato, ugotowałem wam zupę! Zupę z... orzecha! :-) 
Tak mniej więcej minął nam rok 2015.


Przepis na zupę z orzecha (taka psota):

piękny orzech włoski
litrowy rondelek
drewniana łyżka
i dobry humor

mieszać w dowolnym kierunku, cieszyć się sobą, śmiać się, napawać sie chwilą, żyć póki sie żyje!




* na temat tych wielkich orzechów panuje w Łukasza rodzinie kilka wersji - ta najczęściej przytaczana jest taka, że orzech włoski rodzący wielkie orzechy rósł koło nastawni gdzie kiedyś pracował Łukasza Tata. Andrzej taki duży orzech dostał od właściciela drzewa i zasadził za stajenką, orzech, który wyrósł miał owoce jeszcze wieksze niż ten pierwotny!
.