Monday, June 28, 2010

shakshuka


trzy obowiazkowe skladniki shakshuki to oliwa, pomidory i jajka. Przy czym oliwa musi byc dobra, pomidory bardzo dojrzale i slodkie, a jajka smaczne, jesli takowych skladnikow nie mamy, nie czarujmy sie - shakshuki nie zrobimy! Dodatkowe skladniki shakshuki to juz fantazja kucharza, mozemy wykorzystac czosnek i cebule. Moze to byc baklazan i twardy bialy ser badz twarozek. Innym razem slodka papryka i pikantna papryczka, ciagle przede mna wersja z cebula i kukurydza.

Shakshuka to lekka a zarazem bardzo pozywna potrwa, potrawa majaca ponoc swe korzenie w Libii, jest popularna szczegolnie wsrod Zydow sefardyjskich. Janna Gur w ksiazce The Book of New Israeli Food: A Culinary Journey poswieca shahshuce cale 6 stron, przy czym rowniez 6 stron poswieca hummusowi. Shakshuka nie jest tak obowiazkowa w Izraelu jak hummus czy falafel, jednak Tmol Shilshom w Jerozolimie czy Dr. Shshksuka w Tel Aviv-Yaffo to miejsca ktore odwiedza sie tylko z powodu owej potrawy. Warto.

Zawsze gdy robie shakshuke, zawsze gdy zbliza sie lato zadaje sobie pytanie: czy pomidory dojrzale i slodkie to marzenie? Czy one w ogole istnieja? Przeciez pomidory, ktore mozna kupic w lutym w Srodkowej Europie, pomidory wyhodowane w srodku zimy w krainie tulipanow, to nie sa slodkie i dojrzale pomidory. Dobre pomidory, to pomidory ktore widzialy slonce, to pomidory w ktorych smaku czuc duzo, duzo wiecej niz wode. Dobre pomidory sa pachnace, aromatyczne, mega-czerwone; przezroczystym zimowy pomidorom stanowczo mowie nie! Jesli pod reka nie mam dobrych pomidorow siegne po puszke wloskich pomidorow w zalewie, jestem zdania ze kwas cytrynowy nie zabija, a wloskim pomidorom zadne wiosenne krzeszowickie nie dorownuja smakiem. Nie mam na celu bojkotowania polskich producentow pomidorow, ale bez zartow, slonce w Polsce w maju to nie to samo co slonce w poludniowej Hiszpanii :) Wiec gdy juz mamy slodkie i dojrzale pomidory, wystarczy poddusic je na oliwie, do goracej pomidorowej masy wbic jajka. Bevakasha.

Przepis na shaksuke (na podstawie wspomnien), 4 porcje:
1 kilogram bardzo dojrzalych pomidorow
1 sredni baklazan
kilka lyzek oliwy
1/4 lyzeczki kuminu
1/4 lyzeczki harissy (chilli tez sie nada)
1/4 lyzeczki swiezo mielonego czarnego pieprzu
150g koziego twarozku
4 jajka (dla zarlokow 8)
Na oliwie obsmazyc pokrojony w centymetrowa kostke baklazan (wybierac nalezy twarde, sredniej wielkosci, te napewno nie sa gorzkie), 3-4 minuty smazenia wystarczy. Obsmazony baklazan zdjac z patelni. Na 2 lyzkach oliwy podsmazyc kmin z pieprzem i harissa, dodac pokrojone pomidory (sparzone wczesniej i obrane ze skorki), dusic 10 minut, pomidorowa masa powinna byc dosyc gesta. Pod koniec duszenia pomidorow dodac baklazany, gotowac razem minute. Nastepnie pomidorowa mase przelozyc na male patelnie (jedna patelnia na osobe), zrobic w sosie "doleczki" w ktore nalezy wbic jajka. Na wierzchu ulozyc plasterki twarozku, zapiekac w piekarniku, az bialko sie zetnie. W przypadku braku malych patelni wykorzystac jakakolwiek patelnie, a potrawe dusic przez 2 minuty pod przykryciem. Podawac z kromka chleba, za'atar z oliwa bedzie dobrym dodatkiem.

PS. Jesli ktos powie, ze shkaskuka to jakby leczo z jajkiem sadzonym, to sie nie obraze, cos w tym jest :)

Monday, June 21, 2010

z kokosowym mlekiem


Lukasz: Basiu, co bys zjadla na sniadanie?
Basia: cos czego nie mamy...
Lukasza: a no tak, znow bułki drozdzowe.

Dom w ktorym pachnie drozdzowym ciastem moze byc moim domem. A w moim domu pachnie drozdzowym ciastem. Drozdzowe kojarzy mi sie z moja Mama i domowym cieplem. Wiem, ze pisze to enty raz i wiem, ze czujecie podobnie. Tylko wytlumaczcie mi prosze dlaczego zawsze wszyscy znajomi prosza o brownies?

Jedna taka Polcia, postanowila przekonac mnie do biszkoptu. Upiekla dla nas najlepszy biszkopt jaki kiedykolwiek w zyciu jadlam. Podala go z solonym maslem i pysznymi rabarbarowymi dzemami (jeden z nich, taki z truskwakami i wanilia na zdejciu), a potem zabrali nas z Polowkiem na fantastyczna wycieczke przez pol Londynu bym mogla sobie kupic jeden nozyk z jalowcowego drewna, no dobrze jeszcze stanac na zerowym poludniku, dziekujmemy! :)

Niestety podtrzymuje moje stwierdzenie Polu, gdy polozysz przede mna drozdzowa buleczke i biszkopt, to zawsze siegne po buleczke. Jednak dzieki Poli dzis wiem, ze biszkopt moze byc dobry, ale co poczac - z drozowym nie wygra. Nim pojawia sie borowki (wiem, wiem jagody) proponuje wiosenna, pieprzno-kokosowa drozdzowa bułeczke.

Mam swoje ulubione drozdzowe bu
łki jeszcze lepsze na podstawie Disslowej, ale zeby nie bylo monotonnie postanowilam pokusic sie o jakas wspolczesna wersje drozowych buleczek, do przepisu Eweliny dodalam swoje dwa grosze - wzielam tylko kokosowe mleko, wzbogacilam bułeczki nuta czarnego pieprzu, skorki cytrynowej, do tego gorzka czekolada, juz nie mozna chciec wiecej :)

Przepis na bułeczki drożdżowe z mlekiem kokosowym i czarnym pieprzem (6 bułeczek):
275g maki pszennej chlebowej
15g swiezych drozdzy
125ml mleka kokosowego
50g cukru
30g masla
1 zoltko
1/3 lyzeczki czarnego pieprzu (swiezo i grubo mielonego)
50g czarnej czekolady
lyzka domowej kandyzowanej skorki cytrynowej
zoltko do posmarowania bulek

Z drozdzy, 2 lyzek mąki i 2 lyzek mleka i szczypty cukru zrobic rozczyn i poczekac az drozdze podrosna. Zoltko z cukrem utrzec na kogel-mogel i dodac do pozostalej mąki wraz z rozczynem. Dodac zmiekczone maslo wlac pozostale mleko, dodac pieprz. Zagniesc ciasto, a nastepnie dobrze wyrobic. Podzielic ciasto na 9 czesci, na kazdy kawalek ciasta nalozyc odrobine posiekanej czekolady i cytrynowej skorki, zagniesc i uformowac zgrabne buleczki. Przykryc sciereczka i pozostawic do wyrosniecia. Smarowac roztrzepanym zoltkiem i piec do zlota w 175 st.C (~15-20minut). Moga konkurowac z Disslowa!


PS. W sprawie konfitury rozanej z poprzedniego wpisu odezwe sie za tydzien, musze chyba metoda losowania sprawe rozdawnictwa potraktowac ;)

Monday, June 14, 2010

z płatkami róży


pojechalam tydzien temu w Beskid Niski na rozane lowy. Niestety jaki byl tegoroczny maj kazdy wie, roza nie zawiazala zbyt wielu paczkow, kwitla niechetnie jak malo kiedy. Obdzwonilam wujkow, by uslyszec: wycielismy roze, bo lazla nam na plot, Lukasza mama na okolicznosc rozy na konfiture przepytala sasiadow, by uslyszec: Pani, a komu by sie chcialo dzisiaj ta konfiture robic? Objechalismy kawalek Beskidu Niskiego i co? Rozy coraz mniej. Moja babcia zwykla mowic, ze w jej rodzinie obowiazkowy byl w ogrodzie krzak rozy pomarszczonej na konfiture. Tak bylo kiedys, dzisiaj mam wrazenie, ze zwyczaj ten w rzeczywistosci podgorlickiej jest juz praktycznie nieobecny...

N
a Bliskim Wschodzie kardamon i roza to mus, podobnie obowiazkowy jest labneh. Od lat kusilo mnie przygotowanie jakiegos slodkiego deseru z labneh, zniechecal mnie fakt, ze w bliskowschodniej kuchni nie spotkalam sie z inna wersja labneh, niz wersja wytrawna. Nie lubie zbytnio kuchni fusion, wiec zwlekalam. Pomyslalam jednak: labneh, miod, kardamon i roza to musi byc cos i wreszcie zrobilam slodki labneh z sosem z platkow rozy, a wczesniej ukrecilam platki rozy z cukrem, jestem kwiatozerca :-)

Przepis na kardamonowy labneh z konfitura z platkow rozy (inspiracja libanski miodowy labneh Bethx i deSerek Arka), 4 male porcje:
500g gestego jogurtu
szczypta soli
5 lyzek cukru
pol lyzeczki kardamonu
lyzka konfitury z platkow rozy
1 lyzka soku z cytryny

2 lyzki jasnego miodu
garstka pistacji
Jogurt mieszam z sola, cukrem i kardamonem, przekladam na trzykrotnie zlozona gaze, gaze zwiazuje i wieszam nad glebokim naczyniem i wstawiam do lodowki na cala noc (lub dluzej) do odsaczenia. Kilkanascie minut przed podaniem: w rondelku zagotowuje sok z cytryny z konfitura z rozy i miodem, gotuje na malym ogniu 2 minuty. Z odcisnietego serka formuje kulki przy pomocy gazy (wtedy ladnie odciska sie kratkowana faktura). Chlodnym sosem polewam slodki labneh, posypuje pistacjami (nastepnym razem posypie nitkami szafranu). Pychota, na upaly wymarzona.

PS.1. Ogromnie dziekuje Bei z podeslanie mi kilku garsci pieknych zielonych pistacji, co dziwne, nawet na Bliskim Wschodzie zakupinie zielonych (a nie blado-zoltych) pistacji graniczy z cudem. Po fakcie pomyslalam, ze slodki labneh bylby doskonalszy, gdyby posypac go kilkoma nitkami szafranu od Karoli, wiec nastepnym razem :-)






PS.2. DO MILOSNIKOW ROZY: rozdam w prezencie trzy malenkie sloiczki tegoroczniej konfitury z platkow rozy zebranych w Beskidzie Niskim i utartych wlasnorecznie tamze. Jesli ktos ma ochote, prosze zaznaczyc to w komentarzu, ewnetualnie skrobnac e-mail, roze podesle nawet na drugi koniec swiata!

Monday, June 07, 2010

z truskawkami


 
rozki z roza i Babcia Rozia
drozdzowe z kruszonka i Mama
tajskie curry i Gosia z Jonem...
A Viki? Viki powtarzala ze chce by kojarzyc Ją z dobra kuchnia.

Poznalismy Viki w Pradze, w zimie, trzy i pol roku temu. Viki opisywala siebie w trzech zdaniach: naukowo zajmuje sie fizyka lodu, jestem w trzecim pokoleniu ateistka, walcze przeciwko okupacji Palestyny (zalozyla Occupation Magazine).
Drugiego tak bezposredniego i upartego czlowieka nie znam :)

Uwielbiala lody, niestety nie mogla ich jesc za wiele. Nienawidzila czeskich knedli i mowila o tym na glos, nie robiac sobie nic z tego, ze Jej czescy znajomi zalamuja ze zgroza rece. Zakochala sie w praskim muzeum sv. Anežky České (muzemu sztuki sredniowiecznej). Twierdzila, ze najlepszy hummus robia Palestynczycy. Podala nam spis, Jej zdaniem, najlepszych restauracji w Izraelu. Chyba tak naprawde lubila gotowac, choc malo kiedy gotowala i zawsze mowila, ze nie potrafi.

Miesiac temu odbylismy wycieczke do miejsc ktore lubila Viki, nie moglo wiec zabraknac wizyty w Jej ulubionej restauracji Uri Buri. Restauracja Uri Buri ma
wymarzona lokalizacje, stara Akka, zapach ryb wpadal przez uchylone okno przez ktore widac morze. Uri Buri slynie na caly Izrael z owocow morza. Owoce morza bardzo lubie, tamtego dnia jednak nie powalily mnie one na kolana. Za to w pamiec i podniebienie wbil mi sie smak i nieziemska kompozycja salatki z truskawkami, salatki niezwyklej, o tak uroczej kompozycji kolorow, ze nie mozna sie jej oprzec!

Przepis na salatke z truskawkami, szpinakiem i szuszonymi owocami (moja wersja salatki podawanej w restauracji Uri Buri w Akce):

50g listkow mlodego szpinaku
150g truskawek
100g lacznie suszonych fig, zlotych rodzynek, suszonych jablek i moreli
lyzka oliwy
lyzka soku z cytryny
lyzka miodu


Szpinak drobno posiekac, truskawki pokroic na cwiartki (oczywisscie wczesniej umyc, osuszyc), wrzucic do salaterki. Dodac suszone owoce posiekane bardzo cieniutko. Oliwe wymieszac z sokiem z cytryny i miodu (to moj ulubiony izraelski dressing), polac nim salatke, delikatnie wymieszac. Sama bym sobie teraz ta salatke zjadla!
Wpisem tym dopisuje sie do Truskawkowego Sezonu Olgi :)

PS. Oprocz salatki w Uri Buri zachwycily mnie jeszcze pewne lody, ich smaku nie mialam jeszcze okazji odtworzyc...