czyli kajakowe wspomniania...
Moje pierwsze 5 dni wakacji uplynelo pod haslem powidlo wisniowe - robilam je pierwszy raz, a zainspirowala mnie na ubieglorocznych kajakach Alina vel Ala. Do tej pory slowo "powidlo" oznaczalo w slowniku moich pojec kulinarnych powidlo wegierkowe i ja, znany uparciuch, bylabym sie w stanie klocic godzinami ze jedynie dlugo smazonym wegierkom miano powidla winno sie nalezec!
Dzis wiem ze powidlo to rodzaj przetworow z bardzo mala iloscia cukru (lub wogole bez cukru), bardzo dlugo smazone, praktycznie do odparowania soku. Mozna usmazyc wiec powidlo rowniez z wisni i wcale nie jest od wegierkowego gorsze. Powidlo owe jest kwasne niemilosiernie i wysmienite, idealne zrodlo witaminy C, wiec ahoj! i do wiosel :-)
Przepis na powidlo wisniowe wg. Aliny vel Ali:
3 kilogramy bardzo dojrzalych, wydrylowanych wisni
kilka lyzek cukru (ortodoksyjni nie dodaja:)
Wisnie (najlepiej tzw. sokowki) zasypac cukrem, najlepiej w garnku o grubym i szerokim dnie, odstawic na 10 minut, wymieszac, nastepnie powoli zagotowac. Gdy wisnie "puszcza sok" i doprowadzimy je do wrzenia, polowe plynu mozna odlac dzieki czemu powidlo bedzie smazylo sie krocej (sok mozna wykorzystac jako syrop do deserow). Wisnie nalezy nastepnie gotowac az odparujemy prawie caly sok, a masa wisniowa zacznie przypominac gesta marmloade (na koncu smazyc na bardzo malym ogniu). Caly proces zabiera, w zaleznosci od srednicy garnka, nawet do kilku godzin (ja akurat gotuje powidlo z przerwami, pietnascie gotowania powiedzmy, potem powidlo calkowicie studze, znow zagotowuje i tak w kolko). Gdy powidlo ma konsystencje "ze lyzka staje" nadaje sie do przelozenia do sloikow.
Nie warto sie zamartwiac - powidlo wisniowe jest tak pyszne, ze zapomniny szybko o godzinach spedzanych z drewnana lyzka w reku i wpatrywaniu sie w wisnowa mase :-)
PS.1. Za zdjeciu: drogocenny sloiczek powidla wisniowego od Ali + polaniecki miod rzepakowy.