Monday, December 21, 2015

rumowe kule



dobrych Swiąt życzymy,
z nutą rumu,
lub choćby trzcinowego cukru!
BiL + E


oczywiście, że na pierwszym miejscu rum kojarzy się mi z tym, że dzieci nie moga go pić. Że dorośli dostają lody z rodzynkami z rumem, a dziecki tylko z rodzynkami - jawna niesprawiedliwość! Już zupełnie nieważne było, że mali dostawali po dwie gałki lodów, a duzi po trzy. Najgorsze było to, że nawet tego słynnego rumu nie mogliśmy powąchać.

Po latach oczywiście rumu spróbowałam, również tego hawańskiego, który był obiektem dziecięcych westchnień. Jestem rumowym amatorem, ale znam się na nim dość amatorsko, właściwie to w ogóle się na rumie nie znam i najbardziej lubię go w... rodzynkach. Maceruję bowiem namiętnie rodzynki w rumie, a potem toczę kulki, piekę babkę czy mazurek. Wszystko rumowe i rodzynkowe. Ale lodów rumem nie polewam.


Przepis na rumowe kule czyli rumové kuličky nebo rum balls (radosna twórczość własna):

250g ulubionych ciasteczek
150g trzcinowego cukru
50ml rumu*
100g rodzynek
25g ciemnego kakao
100g orzechów
filiżaneczka lub dwie espresso (lub 2 łyżki kawy instant + 2-4 łyżki wody)

cukier kryształ do obtoczenia kulek

Rodzynki zalać rumem, odstawić na parę dni. Ciasteczka (najczęściej używam kruchych czekoladowych) zmielić w blenderze lub malakserze na bardzo drobno. Następnie zmielić również rodzynki wraz z rumem, w którym się macerowały, wymieszać z mielonymi ciastkami. Dodać cukier wymieszany z kakao, dodać zmielone raczej grubo orzechy. Wymieszać wszystko razem. Wlać espresso, dokładnie wymieszać (jeśli masa jest nadal sucha - dodać odrobinę rumu bądź kawy). Z masy odrywać kawałki wielkości orzecha włoskiego, formować kulki, obtaczać w cukrze pudrze i zajadać, najlepiej schłodzone. Rumowe, cukrowe.


PS. W miejsce rumu może też być np. ulubiona nalewka, wtedy jednak trzeba zmienić nazwę kulek na "kulki nalewkowe" :-)

Monday, December 14, 2015

paszteciki



cioci Czesi nie da się zapomnieć, nie da się nie lubić i nie myśleć o niej gdy myślę o suszonych jabłkach, ptysiach z bitą śmietaną i... pasztecikach. Nie da się nie wspomnieć pożyczania od Niej szatkownicy i ogromnego tłuczka do kapusty i maszerowania z tymi utensyliami przez małopolskie pola. Przede wszystkim jednak nie da się nie pamiętać Cioci Czesi świetnego poczucia humoru!

Jako dziecko nie doceniałam tych żartów, śmiechów i wygłupów, mój rodzinny dom był w tej kwestii nieco drętwy. Nie zapamiętałam za bardzo konkretnych historii poza tym, że u Wujanki (jak często na tą ciocię mówiliśmy) wszyscy ze wszystkich żartowali i że mieli do siebie ogromny dystans. Ciocia była nieco popyrtana, szczera i serce na dłoni. Atmosfera w Jej i Wujka Mietka domu panowała zawsze wyśmienita.

Widzę siebie z oddali. Idę przez pola, wracam od Cioci Czesi i zajadam paszteciki. Zapamiętałam to jako konktetny obraz, który mam wyraźnie przed oczami, w jednej trzeciej dystansu między domem cioci a naszym, stoję na nie istniejącej dziś polnej ścieżce, stoję i wcinam obłędnie pyszny pasztecik! Zamykam oczy i widzę tę małą dziewczynkę pośród łąk...


Przepis na paszteciki drożdżowe (za przepisem mojej Mamy, prawie jak ze wspomnień):

FARSZ
1-1,25kg wieprzowej łopatki (lub szynki)
2 liście laurowe
7 kulek ziela angielskiego
7 kulek czarnego pieprzu
3 marchewki
1 pietruszka
średni kawałek selera
2 jajka
czarny pieprz swieżo mielony
gałka muszkatołowa 
sól
CIASTO
dokładnie takie samo jak na paluszki z kminkiem

Łopatkę ugotować z przyprawami i warzywami w małej ilości wody, do miękkości (około godziny). Wszystko wystudzić. Następnie mięso i warzywa zmielić na dość drobno w maszynce. Doprawić czarnym pieprzem (około 1 płaska łyżeczka), gałką muszkatołową (około 1/2 kulki), solą (około 2 łyżeczek).
Przygotować ciasto według przepisu na paluszki z kminkiem. Ciasto podzielić na 4 porcje. Rozwałkować na grubość około 3-4mm, pociąć na kwadraty 10x10cm, na każdym ułożyć porcję farszu (około 2-3 łyżki). Ciasto zawinąć wokół farszu jak roladę. Paszteciki układać na blasze, posmarować białkiem, posypać kminkiem. Piec na złoto-rumiano w temperaturze 180st.C, około 12 minut (zazwyczaj przygotowuję paszteciki z 250g mąki, powstaje około 25 pasztecików). Podawać ciepłe, najlepiej z barszczem Niusi, w grudniu smakują najlepiej!


PS. Odwiedziliśmy Ciocię Czesię na tych wakacjach. Wstydziłam się, że nie byłam u Niej chyba z dziesiec lat, choć planowałam co roku. Oczywiście Ciocia nic a nic się nie zmieniła. Żartowała z tego, że podrapał ją w rekę indyk (choć rana wyglądała fatalnie). Oczywiście wpadliśmy znienacka, wiec żałowała, że wiele nie może nam zaproponować, co nie przeszkodziło, by kilka razy nie namawiała nas na zupę pomidorową, czemu wtórowali jej synowie plus wnuczka, wszyscy w tak samo doborowych humorach!
.

Monday, November 30, 2015

masala chai

 


było dobre -20 st.C, śnieg po kolana. Dzień zaczynał się około 10 rano, a kończył koło 2:00 po południu, niebo było jasne, ale słońca nie było widać, chowało się tuż się za horyzontem*. Renifery na naszych oczach wygrzebywały spod potężnej i zmrożonej masy śniegu porosty, a ja próbowałam wygrzebać kilka gałązek borówki czarnej. Dwa lata temu, zamiast jechać na doroczną wycieczkę pod i na Śnieżkę, cała nasza grupa pojachała za koło polarne. Do Finlandii, pod górę Levi.

Otoczone zapachem brzozowego i sosnowego drewna snującego się z kominka, patrzyłyśmy z Moutusi (która uciekła do Finlandii z gorącej Kalkuty) na ciemną noc i pojawiającą się co chwila zorzę polarną. Za ścianą rozbrzmiewały echa imprezy, którą rozkręcił Waldek (z której na chwilę uciekłam, by odpocząć od oparów C2H5OH). Wcześniej skakaliśmy do śniegu rozgrzani ciepłem sauny, teraz patrzyłyśmy za okno na przykrywającą wszystko zimę i rozmawiałyśmy o rozgrzewającej herbacie masala.

Masala chai () to indyjski sposób przygotowywania herbaty. Z mlekiem i przyprawami. Według Moutusi, obowiązkowy jest imbir, reszta przypraw zależy od naszej inwencji. Ważny jest gatunek herbaty, jakiej użyjemy. Najlepsza ciemniejsza, czerwonawa, ale w przypadku braku takiej, każda mocna czarna herbata się nada. Gdy za oknem zimno, niekoniecznie -20st.C, ciepła herbata z przyprawami jest jak znalazł!

 

Przepis na masala chai (od Moutusi):

1 litr mleka
5cm kawałek swieżego imbiru
5cm kawałek cynamonu
7 goździków
7 strączków kardamonu
5 kulek czarnego pieprzu
2 łyżki mocnej liściastej herbaty**
cukier do smaku (~1/3 szklanki)

Imbir pokroić w cienkie plasterki. Pozostałe przyprawy utrzeć na brobny pył w moździerzu. Do mleka dodać wszystkie przyprawy i razem powoli zagotować. Gdy mleko się zagotuje, skręcić gaz, dodać herbate i parzyć przez 3-5 minut. Podawać w filiżankach (nalewać przez sitko). Rozgrzewająca, bardzo korzenna.


* to było jedno z dziwniejszych uczuć, jakiego doświadczyłam: niby dzień, niby rozświetlone niebo, ale nie do końca niebieskie, wzbudzało to we mnie jakiś niepokój.
** najczęściej używam angielskiej English Brekfast tea.

PS. To moje dwa grosze do organizowanego za tydzien przez Ptasie Korzennego Tygodnia.
.

Monday, November 23, 2015

babka ziemniaczana z gruszkami



książeczka ta nosi tytuł "Tradiční kuchařka z Krkonoš" czyli "Tradycyjna książka kucharska z Karkonoszy". To bodaj najcieńsza książka kucharska jaką mam i jedyna wydana na surowym, beżowym papierze. W posiadanie książeczki weszłam, gdy to kilka lat temu podczas tradycyjnego wyjazdu na Śnieżkę zdezerterowaliśmy i, miast w półmetrowym śniegu wspinać się z kolegami na śnieżkę, pojechaliśmy do restauracji w Hotelu Hvězda na ich słynne sejkory*.

We wstępie do owej  Krkonošské kuchařky autorzy wzmieniają, że wiele potraw znanych jest w całym kraju z bajek czy opowieści, ale że raczej mało kto pamięta (poza rejonem Karkonosz), jak smakowały, a przede wszystkim jak były przygotowywane. Wśród nich niecodzienne nazwy, jak choćby wspomniane sejkory oraz amoletky, kocmouch, pivní polevkaknedlíky hop do vody, bramborové bobky i... žid

Okazuje się, że potrawa o zaskakującej nazwie žid  (tak, żyd - mogę się jedynie domyślać że nazwa potrawy nawiązuje do żydowskiego ziemniaczanego kugla) to karkonoska wersja babki ziemniaczanej**. Ziemniaki należy grubiej zetrzeć, przygotować masę jak na babkę ziemniaczaną, a na wierzchu ułożyć śliwki, jabłka lub gruszki i zapiec. Autorzy książeczki dodają, że gruszki są najlepsze - mają rację, gruszki (nie tylko) w babce ziemniaczanej są doskonałe!


Przepis na babkę ziemniaczaną z gruszkami (z książki "Tradiční kuchařka z Krkonoš"):

2 kg obranych ziemniaków
1/2 szkl mleka
2 duże jajka
2 kopiate łyżki mąki
1 łyżka soli
4 większe gruszki
tłuszcz do natłuszczenia blachy

Ziemniaki zetrzeć na tarce, na tzw. średnich oczkach (można zlać trochę płynu, ale nie za dużo). Utarte ziemniaki zalać grącym mlekiem, wymieszać. Dodać jajka, sól, mąkę i wymieszać. Masę wyłożyć na natłuszczoną i wysypaną bułka tartą dużą blachę (24x36cm). Na wierzchu poukładać ósemki obranych gruszek. Piec godzinę w temp. 175-200st.C, wierzch babki powinien się zrumienić. Podawać z kwaśną śmietaną, jako samodzielne danie albo dodatek, można też podawać posypane cukrem. Karkonoska baba.


* sejkorom należałby się w zasadzie osobny wpis, ale nie mam pojęcia, jak odtworzyć te obłędne racuszki...
** wcześniej słyszałam o wersji śliwkowej od Moniki.
.
.

Monday, November 16, 2015

falafel



podczas pierwszej rozmowy z Viki na temat dobrych i sprawdzonych miejsc z jedzeniem w Jerozolimie (zresztą temat ten sama zaczęła), stwierdziła że "ponoć najlepszy falafel w Jerozolimie jest przy Bramie Damasceńskiej, Cedziu z Jankiem tam chodzili i mówili, że doskonały!"

Kilka tygodni później odkryliśmy niby oczywistą prawdę - jak każdy kij ma dwa końce, tak każda brama ma dwie strony, nawet taka Damasceńska. Przed bramą i za bramą!
Tak więc najlepszy falafel w Jerozolimie rzeczywiście jest przy Bramie Damascenskiej. Idąc w kierunku Starego Mista należy Bramę minąć i iść prosto. Zejść po kilkunastu schodach, minąć kilka straganów z owocami, pare sklepików z chustami i oczom naszym ukaże sie rozwidlenie ulic (zwane przez nas fork). I na tym to rozwidleniu znajdziemy ten "naj" falafel w Jerozolimie. 

Na oczach kupujacych kulki falafele smażą się nieprzerwanie. Te, tyle co wyłowione z wielkiej patelni, znikają w chlebie pita i podawane są kupującym. Tłoczno tu. Zapach kolendry i, oczywiście, odgłos smażenia niosą się wokoło.

Falafel jest tak bliskowschodni jak hummus i chleb pita. Oczywiście, toczą się boje o to, skąd falafel pochodzi, ale najważniejsze jest to, że są to wspaniałe kulki z ciecierzycy smażone w głębokim oleju. Doprawiane najczęściej kuminem, kolędrą, chilli. Zazwyczaj zajadane w chlebie pita z hummusem, swieżymi warzywami, choć również mogą być podawane jako meze. Nasze ulubione dodatki do falafela w chlebie pita to surówka z białej kapusty i frytki! Zielonkawy w środku, aromatyczny.


Przepis na falafel czyli smażone kulki z ciecierzycy
(na podstawie przepisu z "The Book of New Israeli Food" Janny Gur):

250g suszonej ciecierzycy
garść liści kolędry
garść liści pietruszki
1-2 papryczki chilli
1 cebula
1 łyżeczka soli
1-2 łyżeczki kuminu
1-2 łyżeczki ziaren kolendry

Ciecierzycę namoczyć przez noc w dużej ilości wody (ze 2 litry, powiedzmy). Następnie ciecierzycę bardzo dokładnie wysuszyć. Liście kolendry i pietruszki oddzielić od łodyżek. Papryczkę chilli pozbawić nasion. Cebulę obrać. Kumin i suszone ziarna kolendry utrzeć w moździerzu. Wszystkie składniki wrzucić do blendera lub malaksera i miksować do uzyskania równomiernej, ale grudkowatej masy (parę minut). Nieco wyrobić, następnie nabierać małe porcje (wielkości orzecha włoskiego), formować kulki i smażyć w gorącym oleju, na złoto, w połowie smażenia obrócić. Wyławiać łyżką cedzakową i podawać. Do własnoręcznie robionego humusu i chleba pita obowiązkowe!
.

Saturday, October 31, 2015

pigwa kandyzowana



pierwszy raz pigwy kandyzowanej spróbowałam w... w Londynie. Pewna Ewelina próbowała mnie przekonać do biszkoptu i muszę przyznać, żę prawie się jej udało. To znaczy nadal twierdzę, że drożdżowe jest naj, ale przyznaję, że biszkopt może być dobry, szczególnie z masłem solonym i dżemem truskawkowym z pigwą kandyzowaną.

Pigwę Ewelina dostała od pewnej Gosi, od której zresztą i ja później dostałam w przesyłce owej pigwy sporą ilość. Próbowałam Gosię podpytać o przepis, ale odpisała, że jej tata pigwę kandyzowaną przygotowuje nieco na oko. Nie dawało mi to spokoju, więc spróbowałam i okazało się, że pigwę kandyzować można sposobem "na wiśnię".

Pigwa kandyzowana to pigwa (lub pigwowiec) gotowana w syropie cukrowym tak długo, aż owoce zrobią się szkliste, bardzo słodkie, a w kolorze ciemno pomarańczowe lub wręcz karminowe. Moim zdaniem pigwa kandyzowana to najlepszy "wyrób" z pigwy/pigwowca. Zachowuje najwięcej aromatu pigwy, kuszącego zapachu pigwy, którą chciałoby się ugryźć i rozkoszować się smakiem.


Przepis na kandyzowaną pigwę lub owoce pigwowca (próba odtworzenia wspomnień):

2 kg owoców pigwy (lub owoców pigwy z nalewki) 
2 kg cukru
grubszy kryształ do obtoczenia owoców

Owoce pigwy czy pigwowca umyć (owoce pigwy dokładnie pozbawić włosków), usunąć gniazda nasienne, pokroić w plasterki o grubości 5mm, wrzucić do rondla i zasypać cukrem. Owoce z cukrem odstawić na kilka godzin, co pół godziny delikatnie przemieszać. Owoce puszczą sok, cukier w dużej mierze powinien się rozpuścić. Następnie owoce wraz z sokiem bardzo powoli zagotować i gotować na bardzo małym ogniu 5 minut. Następnie delikatnie przemieszać, całkowicie ostudzić. Owoce wraz z syropem zagotować jeszcze 4-5 razy i gotować za każdym razem po kilka minut, za każdym razem ostudzić. Gdy w wiekszość plasterki pigwy będą szkliste, koloru karminowego, a syrop bedzie gęsty syrop odlać, a owoce obtoczyć w grubym cukrze krysztale i rozłożyć na papierze do pieczenia by obeschły. Po kilku godzinach zapakować szczelnie i rozdawać.


PS. Jak już wspomniałam owoce pigwowca nazywa się często pigwą, zarówno pigwę jak i pigwowiec można kandyzować (efektkońcowy jest dosyć podobny).
.

Saturday, October 24, 2015

pigwówka



"przed starym domem", jak się zwykło u nas nazywać ogródek przed domem babci, rosły patrząc od prawej: piwonie (białe i jedna czerwona), duży krzak jasno-fioletowego bzu, różaneczniki (ciemno-amarantowe), za nimi rajska jabłonka, a pod jabłonką gęsto było od konwalii. Obok była rabatka na całą długość ogródka a na niej: wiosną fiołki, pierwiosnki, tulipany i żonkile, szafirki, sasanki, szarotki, irysy; latem ogrodowe maki, jukki, cesarskie korony, floksy, żółte lilie i mnóstwo innych kwiatów. Na drugiej rabatce były tylko i wyłącznie róże, w większości pąsowe.

Na samym środku ogródka, pomiędzy tymi dwoma rabatkami, był kawałek trawnika, a na nim fioletowy bez, jakiś iglasty krzew (może cis) i pigwowiec. Pigwowiec kwitnący wiosną jako jedyny w ogródku na jasno-czerwono. Latem pojawiało się na nim kilkanaście owoców, raz spróbowałam - były niezmiernie twarde i kwaśnie, od tamtego czasu późną jesienią znacznie bardziej interesowały mnie, dojrzewające na krzakach wzdłuż całego starego domu, winogrona.

Pigwówka to nalewka nastawiana na owocach pigwy. Jako że pigwa rośnie w naszym klimacie niezmiernie rzadko, często pigwówką nazywa się również nalewkę na owocach pigwowca, ktore są nieco podobne do pigwy w smaku i kształcie. Pigwa jednak jest owocem dużym, jak wielkie jabłka (w Izraelu owoce pigwy ważą i pół kilograma!), a owoce pigwowca są wielkości najwyżej dorodnej moreli i, moim zdaniem, są bardziej kwaśne od pigwy. Co by jednak nie mówić, nalewki z pigwy czy pigwowca warto spróbować.

 
Przepis na pigwówkę, czyli nalewkę na owocach pigwy, bądź pigwowca (radosna twórczość własna):

1kg dojrzałych owoców pigwy
1/2 litra wódki
1/2 litra spirytusu
1/2 kg cukru (można i 1/3kg)

Owoce pigwy umyć (dokładnie pozbawiając włosków), przekroić na ćwiartki, usunąć gniazda nasienne, następnie ćwiartki owoców pokroić w niewielkie plasterki (o gruboiści skórki 4-5mm). Pokrojoną pigwę pozostawić na kilkanaście minut na otwartym powietrzu by odrobinę ściemniała (wtedy nalweka bedzie miała intensywniejszy kolor). Owocowe plasterki wrzucić do słoja, zalać wódką i spirytusem, odstawić na 2 tygodnie. Potrząsnąć słojem raz na parę dni. Następnie zlać znad owoców płyn, a pigwę zasypać cukrem, potrząsnąć co pare dni, po tygodniu cukier powinien sie rozpuścić. Po tym czasie zlać znad owoców syrop i połączyć z wczesniej zlanym alkoholem (owoców nie wyrzucać, przydadzą się za kilka dni). Nalewkę odstawić na pół roku. Po tym czasie zlać znad osodu i próbować. Aromatyczna.


PS. Na powyższym zdjęciu ten mały ciemno-żółty owoc to owoc pigwowca, ten duży którego widać połowę to pigwa od wujka Ryśka :-)
.

Friday, October 16, 2015

chleb pita



w co drugi mniej więcej czwartek wsiadaliśmy na kampusie Givat Ram w autobus numer 9 i jechaliśmy na ulicę Ben Jehuda, by stamtąd iść na shuk. Na targu kupowaliśmy obowiązkowo: oliwki, daktyle, chałwę na wagę, duże pudełko hummusu u Bashera, biały ser tzvatit i jakiś ser zółty plus siatkę chlebów pita. Potem szliśmy z powrotem na Ben Yehuda i wracaliśmy na  kfar hastudentim  autobusem 4 lub 4א. Jazda autobusem miejskim w Jerozolimie zasługuje na osobny rozdział, który byłby zresztą znacznie dłuższy, niż rozdział o chlebie pita.

Stoisko z ciepłym chlebem pita jest chyba najważniejszym stoiskiem na jerozolimskim targu Mahane Yehuda. Zdawało się, że mało kto wychodził z targu bez reklamówki czy dwóch płaskiego chleba. Na oczach kupujacych zdejmowany z blachy i pakowany. Chleb ten był miękki, wilgotny, bardzo ciepły wkładany do woreczków, po 10 sztuk lub nawet 20. Zapach drożdży unosił się wokoło.

Chleb pita albo po prostu pita (hebr. פיתה, arab. خبز عربي) to płaski, okrągły chleb z białej mąki na drożdżach, popularny na całym Bliskim Wschodzie. Wypiekany szybko w wysokiej temperaturze co powoduje, że chleb się nadyma, w środku powstaje kieszonka idealna do "nadziewania". Chleb pita wydaje się być najpopularniejszym chlebem w Izraelu, jest podstawą izraelskiego śniadania, obowiązkowy do hummusu, białego sera, obowiązkowy do falafela, kebabu. Wilgotny, bliskowschodni.


Przepis na pity czyli chleb pita
(na podstawie przepisu z "The Book of New Israeli Food" Janny Gur):

500g mąki
25g świeżych drożdży
300ml letniej wody
1 łyżka cukru
1 łyżeczka soli
50ml oliwy

Z drożdży, 50ml letniej wody, cukru i 50g mąki zrobić zaczyn, odstawić na kilka minut do wyrośnięcia. Do misy wsypać mąkę, wymieszać z solą, dodać zaczyn, resztę letniej wody, wlać oliwę. Ciasto wyrabiać 5-7 min. Pokropić oliwą i pozostawić do wyrośnięcia (45-60min). Ciasto zarobić, podzielić na 16 części i uformować z każdej porcji ciasta małą bułeczkę, przykryć je ściereczką i pozostawić na 10-15 min. Następnie każdą bułeczke rozpłaszczyć i przy pomocy rąk lub wałka rozwałkowac na dysk o średnicy 12-13cm. Piec w piekarniku nagrzanym do 225st.C 5-7 minut, dopóki jedynie delikatnie się zarumienią. Ostudzić przez 10 min i przykryć serwetką, by nie wyschły, pity mają być wilgotne, miękkie. Do własnoręcznie robionego humusu obowiązkowe!

PS. Chleb pita upiekłam z okazji Zorry Światowego Dnia Chleba 2015.

Monday, October 05, 2015

salomonowe ciasto



przyjechaliśmy zamieszkać w Pradze, w czeskiej Pradze, w jak mówią zlaté Praze lat temu dziesięć*. Wcześniej odwiedziliśmy Pragę dwukrotnie, na 4-5 dni. Nigdy nie myśleliśmy, że w Pradze będziemy na dłużej. Nigdy tego nie planowaliśmy, a na chwilę obecną wygląda, że w Pradze zostaniemy na więcej niż parę lat. Máme rádi Prahu.

Przepis na salomonowe ciasto ponoć krąży po całej Czeskiej i Słowackiej Republice od czasów, gdy były znane jako Czechsłowacja, od ponoć dobrych trzech pokoleń. Krąży pod róznymi nazwami:  šalamounovy řezy, šalamounova buchta, šalamoun anebo šup do trouby. Mówią, że nazwa ciasta bierze się od mądrości Salomona, przepis jest prosty i szybki w wykonaniu.

Salomonowe ciasto zaznaczyło początek naszego zamieszkania w Czechach. Jest to ciasto, które upiekła Marcelka w jeden z pierwszych dni, gdy przyjechaliśmy i zabrała go na kolację do Ivki i Pavla. Zapamiętałam to ciasto jako placek bardzo ciemny, bardzo słodki i przede wszystkim bardzo mokry. Bardzo pyszny. Po dziesięciu latach go upiekłam, na okrągłą rocznicę. Je opravdu moc dobrý!


Przepis na šalamounovy řezy czyli salomonowe ciasto, słodkie i mokre (od Marcelki):

2 szklanki cukru (trzcinowy idealny)
1 szklanka kawy (z 1 łyżki kawy)**
1/4 kostki masła
2 szklanki mąki
łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki ciemnego kakao
3 jajka
kieliszek rumu lub ulubionej nalewki


Kawę zalać gorącą wodą, dosypać cukier, dodać masło, wymieszać do rozpuszczenia masła, nie gotować (dalej mieszaninę nazywam syropem kawowym). W misie wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia, kakaem. Wlać do suchych składników połowę syropu kawowego. Wbić do ciasta jajka i dokładnie wymieszać. Wlać na formę wyłożoną papierem do pieczenia i piec 20 minut w T=175st.C. Upieczone ciasto polać chlodnym syropem wymieszanym z alkoholem. Posypać wiórkami czekoladowymi, kokosem czy mielonymi orzechami. Dobrá česká buchta.


* fakt, w międzyczasie wyjechaliśmy na dwa lata do Jerozolimy.
** w oryginale szklanka wody.

Monday, September 28, 2015

cymes śliwkowy czyli śliwki, ziemniaki i karmel



wydawało mi się, że z cymesem nie mam żadnych ani doświadczeń, ani wspomnień. Myślałam, że znam go tylko i wyłącznie z książek, albo najwyżej z opowieści znajomych. Te opowieści notabene, bez używania zbędnych eufemizmów, możnaby sprowadzić do określenia jakim Ottolenghi podsumowuje klasyczny cymes - "obrzydliwy". Ale, ale pamiętam marchewkę z rodzynkami z uniwersyteckiej stołówki na Givat Ram w Jerozolimie, mam przed oczami, smaku chyba jednak nie poznałam.

Dobre słowo na temat cymesu trudno w Izraelu usłyszeć (zreszta tak samo nt. macy). A w języku polskim cymes to specjał, coś wybornego w smaku, smakołyk, makagigi. Gdy pierwszy raz miałam w ręce książkę Jerusalem, jeden przepis szczególnie przykłuł moją uwagę - pieczone ziemniaki z karmelem i suszonymi śliwkami, to rzeczywiście może być cymes pomyslałam*. 

Cymes  czy tzimmes (jidysz: צימעס) to sztandarowa potrawa aszkenazyjskich Żydów. Często podawana na szabat i bardzo często na kolacje noworoczną z okazji Rosh Hashanah. Oczywiście wersji cymesu jest wiele, każdy jednak musi zawierać warzywa korzeniowe i miód. Cymes historią sięga średniowiecza, kiedy to miód był popularniejszy od cukru. Najprostszy możliwy cymes to marchewka z miodem. Może być z batatem, pasternakiem, ziemniakami, nieczęsto ale może być też z trzcinowym cukrem. Cymes zazwyczaj jest doprawiony cynamonem, pieprzem i duszony na gęsim smalcu. Równie często jest z dodatkiem mięsa (głównie wołowiny). I iak dalej, i tak dalej. Słodki, a ten z suszonymi śliwkami wyborny.


Przepis na cymes, tzimmes, czyli suszone śliwki, pieczone ziemniaki i karmel (za Ottholengim i Tamimim z Jerusalem):

1kg ziemniaków
2 garści suszonych śliwek
oliwa bądź masło
sól
100g cukru
50ml wody

Ziemniaki (najlepiej średniej wielkości) obrać i przekroić na pół. Gotować w osolonej wodzie do momentu, aż bedą "prawie dobre" czyli minutę-dwie krócej niż normalnie, ziemniaki nie powinny się rozpadać. Następnie ziemniaki odcedzić i nieco ostudzić. W rondelku podgrzać cukier i upalić karmel koloru bursztynowego, po czym natychmiast zalać wodą (uwaga - woda wtedy bardzo pryska), dobrze zamieszać by powstał gęsty karmel. Ziemniaki wymieszać z oliwą/masłem i dopiec na złoto w gorącym piekarniku (można podsmażyć na złoto na patelni). Śliwki** wymieszać z karmelem i polać tym "sosem" ziemniaki, delikatnie przemieszać. I cymes gotowy. Doskonały sam w sobie lub jako dodatek do pieczonej z cytryną jagnięciny lub koltetów jagnięcych. Delikatnie słodkawy, śliwkowy z ziemniakami.


* autorzy Jerusalem określają tę potrawę jako swoje dwa grosze w temacie cymesu właśnie. 
** jeśli śliwki są bardzo twarde, to dobrze je na parę minut zalać wrzącą wodą.

Monday, September 21, 2015

suszone śliwki węgierki



odkąd pierwszy raz usłyszałam Łukasza opowieść o wędzeniu węgierek, zamarzyłam chociaż raz takie wędzenie przeżyć. Niestety urodziłam się badź to kilkanaście lat za późno, bądź w niewłaściwej rodzinie. U Łukasza od blisko ćwierćwiecza ślwek się nie wędzi, a moja prośba kilka lat temu, by może tak spróbować węgierki uwędzić, nie odbiła się niestety szerokim echem. Coś sobie przypominam, że chyba mi wszyscy popukali w czoło, oczywiście myśląc: upadła na głowę!

I te kilka lat temu, więdząc, że pewnie na żadne wędzenie śliwek się nie załapię, zaczełam suszyć (bez dymu) węgierki sama. Pierwsze, które suszyłam, kupiłam u mojej ulubionej przekupki na Nowym Kleparzu (w Krakowie). Którejś transzy suszonych węgierek z wyraźną dumą pilnował mi Demon, nie był na szczęście nimi zainteresowany. W tym roku zaś wiele ze śliwek nie doczekało końca suszenia, bo notorycznie kradnie mi je Emil, jak tylko je namierzy.

Suszone węgierki, suszone śliwki węgierki, mają niepowtarzalny smak. Są słodkie, a zarazem lekko kwaśne z wyczuwalną nutą węgierek, o nieco palonym (suszonym) smaku. Nie mają aromatu wędzenia przez co mają odrobinę wyraźniejszy śliwkowy charakter. Są zupełnie inne od suszonych śliwek, które można kupić, od tych tzw. kalifornińskich, które moim zdaniem są głównie słodkie. Węgierki suszone własnoręcznie to zupełnie inna liga!


Przepis na suszone śliwki węgierki domowym sposobem (radosna twórczość własna):

2kg dojrzałych węgierek
czas (około 3-5dni)

Węgierki rozłożyć na wielkiej blasze, bezpieczniej na papierze do pieczenia (lubią puścić sok i przywierać). Suszyć w piekarniku nagrzanym do 70st.C przez 30 minut. Ostudzić całkowicie (można wynieść np. na balkon i studzić w jesiennym słońcu, jeśli takowe występuje). Czynność suszenia i studzenia powtarzać kilka czy kilkanaście razy dziennie. Po dniu suszenia śliwki delikatnie naciąć i wyjąć z nich pestki. Suszyć przez kilkanaście minut w wyższej temperaturze (około 90st.C), ostudzić. Następnie suszyć w 70st.C. I tak w kółko aż do momentu, gdy śliwki są wyraźnie pomarszczone. Zazwyczaj nie suszą sie równomiernie, gdy niektóre z nich są wyraźnie suchsze należy je odłożyć, a te wilgotniejsze dosuszyć.
Tak wysuszone śliwki są lekko gumowe, można je od razu zajadać lub przechowywać w niedomkniętym słoju w chłodnym miejscu lub w szczelnie zamykanym słoju przesypane cukrem. Można je też wysuszyć na "prawie twarde", te dłużej sie przechowają (w zamkniętym słoju), ale przed użyciem najlepiej je na chwilę zalać wrzątkiem. Suszone węgierki - suszone i węgierkowe.
 
 PS. Lat temu ze trzy, Łukasza Mama nadmieniła, że w sąsiedniej miejscowości ktoś jeszcze węgierki wędzi, może się jednak kiedyś załapię?

Wednesday, September 09, 2015

talarki ziemniaczane



nie wiem co ziemniaki mają w sobie, ale zaraz obok sera i chleba należą do moich najbardziej ulubionych produktów żywnościowych (no może nie licząc cukru:). Ze szczególnym pietyzmem kolekcjonuję proste w wykonaniu, banalne w przepisie pomysły na pieczone ziemniaki, że tylko wspomnę: ziemniaki z ogniska, ziemniaki pieczone w mące, ziemniaki Hasselback, zapiekanka ziemniaczana, babka ziemniaczana.

Z kolei do kanonu wspomnień z dzieciństwa, obok rogalików z wody, grzanek z serem i grzanek maczanek, należą również talarki ziemniaczane. Nie wiem, co w nich jest, są to w końcu kolejne "tylko" pieczone ziemniaki, ale pamiętam, że jako dziecko, gdy Mama pytała w sobote co chcemy na obiad, prosiłam bądź o grzanki, bądź o talarki*!


Przepis na pieczone talarki ziemniaczane (od Mamy):

ziemniaki
masło do natłuszczenia blachy
sól do podania

Ziemniaki obrać, pokroić w talarki maksymalnie 1cm grubości, ułożyć na blasze do pieczenia wysmarowanej masłem. Talarków nie posypywać solą ani innymi przyprawami, wtedy w trakcie pieczenia na każdym kawałku powstaje wybrzuszenie (jako dzieci mówiliśmy na nie "bulka"), które dodaje talarkom dodatkowego, mam wrażenie, smaku. Talarki piec 30 minut w temp. 175st.C. Zajadać ciepłe. Dzieciństwo.

* trzeba się przyznać, później też o frytki.
PS. Kilka upieczonych na złoto talarków zmiksowałam na grubo z gotowaną marchewką i tak oto dziewięciomiesięczny Emil jadł pierwszy raz w życiu pieczone ziemniaki :-)
.
.

Monday, August 24, 2015

kruszonka, z trzcinowym cukrem



Aga: kruszonka musi być słodka.
Gosia: kruszkonki musi być dużo.
Łukasz: kruszonka wcale nie musi być z orzechami!
Basia: kruszonka jest świetna z trzcinowym cukrem.
Emil: nie mówi, szeroko po kruszonkę otwiera buzię.*

Kruszonka owocowa to moim zdaniem najłatwiejsze możliwe ciasto. W najprostszej formie to tylko cztery składniki: masło, cukier, mąka i owoce. Ciasto wystaczy luźno zagnieść, żadne tam wyrabianie, wałkowanie czy coś. Ciasto ideał na lato, choć gdy w kuchni temperatura przekracza 27st.C, jednak wybiaram same lody.

Crumble, fruit crumble czyli kruszonka owocowa to ciasto, deser o brytyjskich korzeniach. Brytyjska klasyka. Nazwę swą bierze od kawałków pokruszonego ciasta przykrywającego zapieczone owoce. Najpopularniejsza jest, bodaj, wersja z jabłkami. Do kruszonki można dodać orzechy, płatki owsiane, skórkę cytrynową czy przyprawy. Dla mnie kruszonka owocowa ma najwiekszy urok z jasnym trzcinowym cukrem. Najważniejsze byle kruszonki było niemało.



Przepis na  crumble czyli kruszonkę z trzcinowym cukrem (na podstawie przepisu Briana Turnera):

3/4-1kg swieżych owoców (polecam śliwki, wiśnie, morele)
125g masła
125g jasnego trzcinowego cukru**
200g mąki
50g mielonych orzechów (opcjonalnie)

Obrane i pokrojone owoce ułożyć na dnie naczynia do zapiekania. Miękkie masło utrzeć z cukrem. Porcjami dodawać mąkę, na końcu można dodać orzechy, zarobić. Owoce posypać grubo kruszonką. Piec 20-25 minut w temp. 175st.C. Podawać ciepłą, z sosem waniliowym, śmietanką lub lodami. Na pełnię lata - kruszonka, dużo kruszonki i trochę owoców!

* chociaż to nie jest zbyt dobra reklama, bo Emil szeroko otwiera buzię po wszystko ;-)
** drobny lepszy, np. light soft brown cane sugar brytyjskiej firmy Tate Lyle.

PS. Owocowe wypieki letnie przygotowywałam za namową i zgodnie z coroczną tradycją z Alcią, Atinką, Eweliną, Majanką i Moniką - dzięki wielkie dziewczyny :-)

Monday, August 17, 2015

grzanki z ogniska



niewiele mam wspomnień z dzieciństwa w których w głównej roli występuje mój Tata, ale te trzy, które mam, zarysowały się w mojej pamięci doskonale. Pierwsza z nich to  historia mocowania przez Tatę wiązań do nart, gdy to wiertarkę, której używał, ja niespełna trzyletnia, wsadziłam sobie niemal w oko. Co ciekawe, nikt z dorosłych tego zdarzenia nie pamięta. Druga to wizyta w sercu Beskidu Niskiego, którą kiedyś mam nadzieje opisać.

Trzecia zaś historia, którą dobrze pamiętają oboje rodzice, to ta, z której ja zapamiętałam zapach sosny i woń ogniska. Było to bodajże w mojej pierwszej klasie na feriach zimowych. Nie było co ze mną począć. Śnieg był po kolana, babcia mnie już pewnie miała dość, więc z Tatą pojachałam na "wycieczkę do lasu", czyli na budowę drogi leśnej w Zdyni. Śniegu naprawdę było dużo, wydawało mi się, że szliśmy przez las godzinami (w rzecziwstości pewnie z pół godziny), aż doszliśmy na miejsce robót.

A tam, akurat w czasie drugiego śniadania, siedziało wokół ogniska kilku mężczyzn. Wokół jakieś ścięte sosny czy inne drzewa iglaste a pośrodku otoczone conajmniej półmetrowym śniegiem duże ognisko. Nad ogniskiem coś piekli. Zainspirowany Tata wyciągnął nasze zapakowane w biały papier kanapki od Mamy. Kanapki były z serem żółtym, upiekł je nad ogniskiem. Chleb był chrupki a ser dobrze roztopiony. Jak w bajce.


Przepis na grzanki z ogniska (ze wspomnień):

kromki chleba
ulubiony ser (najlepiej ze 2-3 różne rodzaje, w tym ser salami)
masło
czerwona papryka w proszku
kminek
i rozpalone ognisko

Kromki chleba (lub bułki) posmarować masłem z jednej strony. Na kromkach od strony nie posmarowanej masłem układać nie za cienkie plasterki sera. Ser posypać czerwoną papryką w proszku lub/i kminkiem. Przyłożyć drugą kromką tak, by masło było na wierzchniej stronie. Opiekać nad ogniem. Ponieważ dość często grzanki wpadają do ogniska, można je przez kilka początkowych minut opiekać w folii aluminiowej, a gdy ser sie nadtopi i sklei kromki, dopiec grzankę na rumiano z obu stron nad ogniem. Wspomnienia.



PS. 1. Powyższy widok mieliśmy rok temu na dalekiej północy nad fińskim jeziorem w okolicy Tampere gdy to grzanki z ogniska (ze zdjęcia numer jeden) wsuwaliśmy.
PS. 2. Myślę, że to mogłyby być moje 3 grosze do akcji Woborczej: Letnia szkoła ojców.
.

Monday, July 20, 2015

zupa z wiśni, chłodnik z wiśni



po prawej stronie od bramy, zaraz za płotem, za zwykłym drewnianym płotem z pociemniałych sztachetów był sad. W sadzie tym: kilka śliw, kilka jabłoni (a wśród nich taka która wzbudzała szczególny dziecięcy zachwyt - na jednym pniu rodziła bowiem dwa gatunki jabłek), dwa orzechy (na jeden z nich się z radością wspinaliśmy), jedna wielka grusza i na samym końcu krzaczki porzeczek i agrestu. Zaś tuż za ogrodzeniem, na samym rogu rosła dorodna trzmielina.

Z kolei po lewej strony od bramy patrząc, czyli bliżej wejścia do domu, nad drewnianą ławeczką rosła papierówka, obok ławeczki chyba stał mały stolik, a nieco dalej była studnia z żurawiem. Nie pamiętałam za bardzo czy i gdzie rosła wiśnia, ale Babcia Cela rozwiała moje wątpliwości: "pewnie że była wiśnia, zaraz koło żurawia, wysoko była nie dało sie zerwać wiśni z ziemi, potrzebna była drabina".

A na ten obiad, chyba jedyny jaki doskonale pamiętam choć obiadów jadłam u Babci dziesiątki, była zupa z wiśni (wspominałam o niej przy okazji pamuły* z wędzonych śliwek). Było bardzo, bardzo gorąco, stół stał pod największym orzechem, tym po prawej stronie. Może był nakryty obrusem gdy na talerze Babcia nalewała chłodną zupę koloru różowego z bordowymi kuleczkami wiśni - zupę wiśniową - to jedyna słodka potrawa Babci Celki jaką pamiętam, jedyna i najlepsza. Wspomnienia


Przepis na zupę z wiśni, chłodnik z wiśni (z babcinej pamieci + moje 2 grosze):   

1/2 kg wiśni
1/2 szklanki slodkiej smietanki
woda lub mleko do rozcieńczenia (1/2 - 1 litr)
cukier do smaku (daje 1/2szkl)
ugotowany makaron (około 200g)

wersja Babci - na gorąco:
Wiśnie wydrylować i zalać w garze wodą, doprowadzić do wrzenia i na średnim ogniu gotować 2-3 minuty. Następnie zdąć z ognia, dolać śmietankę, posłodzić. Do zupy wrzucić uprzednio ugotowany drobny makaron. Podawać w upalne dni, na stole pod orzechem :-)

wersja Basi - na zimno:
Wiśnie wydrylować i zasypać w garnku cukrem, dokładnie wymieszać, odstawić na kilkanaście minut, w międzyczasie pare razy przemieszać (wiśnie powinny puścić sok, dużo soku). Następnie dolać śmietankę i rozcieńczyć mlekiem wedle uznania. Do zupy wrzucić uprzednio ugotowany drobny makaron. Podawać w bardzo upalne dni, najlepiej pod orzechem :-)


* "pamułą" Babcia Celka nazywa dowolną zupę owocową, czy to ze swieżych wiśni czy to z wędzonych śliwek.

Monday, July 06, 2015

wiśniówka



oprócz wielkiej drewnianej beczki z kiszoną kapustą, blisko setki słoików z dżemami (w tym z jedna trzecia dżemów smaku słodkiego i koloru brązowego, czyli babcinej konfitury z truskawek), kolejnej setki słoików z kompotami  z owoców wszelakich, zapamiętałam z przetworów babci Helki wielką butlę z nalewką. Butlę z nalewką wiśniową.

Jestem pewna, że ta około 10-cio litrowa butla stała na strychu, po prawej stronie od wejścia, zaraz obok pustych słoików. Jednak Mama twierdzi, że nikt by nalewki na strych nie wynosił. Jedno jest pewne - babcia wiśniówkę robiła, może nie co roku i może nie w dużych ilościach, ale wtedy gdy zapewne zostało wiśni z robienia kompotów :-)

Tak wielką butlę z wiśniówką wypatrzylam pare lat temu w chacie mojego ulubionego beskidzkiego ceramika. Przypomniałam sobie wtedy ową babciną butlę i zdałam sobie sprawę, że wiśniówka zatarła mi się nieco w pamięci, a przecież wiśniówka to nalewkowa klasyka, a ponadto była to zapewne pierwsza nalewka jaką na oczy widziałam. Tradycja, wspomnienia.


Przepis na wiśniówkę, czyli nalewkę na wiśniach (z wspomnień):

1kg dojrzałych wiśni
1/2 litra wódki
1/2 litra spirytusu
1/2 kg cukru

Wiśnie zalać wódką wymieszaną ze spirytusem, odstawić na 2 tygodnie. Potrząsnąć butlą/słojem raz na parę dni. Po owych dwóch tygodniach dosypać cukier. Nalewkę odstawić na kolejne kilka dni, co dzień potrząsać słojem/butlą. Gdy cukier się rozpuści (zazwyczaj po 3-4 dniach), zlać nalewkę znad owoców i odstawić na pół roku. Po tym czasie zlać znad osadu i próbować. Klasyka nalewkowa.


PS. Wiśnie można wydrylować, choć babcia tego nie robiła. Co prawda nie raz słyszałam w dzieciństwie o "cyjankach" w pestkach wiśni, jednakże jako chemik z tytułami twierdzę, że w trakcie paru tygodni z pestek wiśni do nalewki może przeniknąć znikoma ilość amigdaliny, która jest źródłem cyjanków, w nalewkach o wiele bardziej szkodliwy (ze względu na ewentualne duże dawki) jest sam alkohol ;-)

Wednesday, June 24, 2015

sos barbecue, z kawą

 


myślałam zawsze, że to taki zwykły sos, a gdy ostatni raz go zrobiłam, to siedem osób zjadło całą porcję w kilkanascie minut, a wsród nich nawet ci, którzy deklarowali, że sosu barbecue nie znoszą ;-)

Barbacue to z angielskiego rożen, czyli sposób pieczenia mięs nad ogniem lub metalowy pręt do tego celu służący. Kiedyś barbecue to rzeczywiście był prawdziwy ogień, dziś zastąpiony najczęściej gazem bądź węglem drzewnym. Tak samo domowy sos barbecue odszedł w zapomnienie, zastąpiły go butelkowe sosy, a to wielka szkoda.

Sos barbecue to wynalazek iście amerykański, to sos do mięs z rożna (również służący jako marynata), składający się w wersji najbardziej podstawowej z: przecieru pomidorowego, cukru, octu winnego i jakiejś ostrej przyprawy (chili, tabasco lub czarny pieprz). Oczywiście wersji sosu barbecue są miliony, co stan to inny sos. Moje ulubione dodatki to kawa, wędzona papryczka chipotle i kropla alkoholu (np. cydru czy whiskey). Łatwo stworzyć swój smak tego sosu, warto zaryzykować!


Przepis na sos barbecue (inspirowany przed laty artykułem Kręgliciej i ostatnio Willow):

1/2 kg passaty pomidorowej
1 duża cebula
2 łyzki oliwy
1 łyżka aceto balsamico
1/4 szklanki octu winnego
1/4 szklanki cydru (lub 2 łyżki whiskey)
100g trzcinowego cukru (lub odrobina syropu klonowego)
1/4 łyżeczki sosu tabasco (7 kropel, lub max. 1/4 papryczki chipotle)
1 filiżanka espresso (może być 1 łyżka zbożowej kawy istant)
łyżeczka kawy mielonej
szczypta soli

Cebulę obrać i pokroić jak najdrobniej, a następnie usmażyć na lekko złoto na oliwie.  Dodać passate, zagotować. Do sosu dodać cukier, balsamico, tabasco, wymieszać, gotować na małym ogniu 3-5 minut, na końcu dodać kawę, wymieszać. Można dodać 1/2 łyzeczki kawy mielonej. Marynować w kilku łyżkach sosu plastry karkówki czy żeberka, upiec na grilu, a następnie z sosem podawać. Pychota.

PS. Ze specjalną dedykacją dla Agi :-)

Thursday, June 11, 2015

marjarahka, czyli twarożek z truskawkami



że zacytuję siebie sprzed roku: Finlandia to raj dla miłośników borówek*, brusznic, malin, moroszki, jerzyn, poziomek. W Finlandii wszelkie owocowe dary lasu darzy się szczególną estymą. Owoce lasu, wszelakie jagody i dodatkowo truskawki! Sezon owocowy zaczyna się również w Finlandii od truskawek.

Upały nie są jakimś wyjątkowo częstym zjawiskiem w Finlandii, ale akurat nasza pierwsza wizyta w Helsinkach pięć lat temu przypadła na falę upałów, dodatkowo był to pierwszy dzień lata. Chłodziliśmy się wtedy cydrem z lodem, nie mając pojęcia, że Finlandia zna doskonały a zarazem chyba najprostszy z owocowych deserów swiata (no może prostsze są tylko truskawki z cukrem:).

Marjarahka (fi. marja = jagoda**, rahka = twaróg) to fiński deser, jak nazwa głosi z twarożku i dowolnego rodzaju jagód (np. borówki czarne, borówki brusznice, porzeczki, truskawki - dla mnie truskawka i borówka przodują), oczywiście z dodatkiem cukru, cukru waniliowego i często słodkiej śmietanki. Deser lekki, owocowy i świeży. Jestem miłośnikiem prostych przepisów, ale ten mnie samą zaskoczył tym, jak świetny może być banalny przepis! Na upały doskonały!


Przepis na z twrożek z jagodami czyli marjarahka (za "Tasty trip to Finland") 4 porcje:

500g mielonego twarogu
1/2 szklanki słodkiej śmietanki (można dodać więcej)
100g cukru 
łyżka cukru z prawdziwą wanilią
250g jagód - np. truskawek, borówek, malin

Twaróg utrzeć z 50g cukru, cukrem z wanilią, a następnie ze słodką śmietanką. Truskawki (lub inne "jagody") obrać i zmiksować z 50g cukru (niektóre owoce można zostawić w całości). Do kubeczków czy miseczek nałożyć twarożek, a następnie mus owocowy, delikatnie przemieszać. Dobrze schłodzić, parę godzin w lodówce, lub do godziny w zamrażalniku. Twarogowy to deser, fiński.


 *  borówki (bot. czarna borówka, Vaccinium myrtillus) zwane są poza Małopolską jagodami ;-)
** jagoda odnosi sie tutaj do określenia botanicznego (ang. berry)

PS. zdjęcie powyższe oczywiście na materiale marimekko :-)

Monday, June 01, 2015

ciasteczka owsiane



1 czerwca. Dzień Dziecka. Nie pamiętam dokładnie, jak go świętowaliśmy, Mama chyba nam kupowała słodycze, a na pewno składała nam życzenia, zresztą życzenia na Dzień Dziecka składa nam po dziś dzień. Doskonale za to pamiętam, że w moim domu rodzinnym "Dzień Dziecka" mówiło się na dzień, kiedy nie musieliśmy się kąpać. Zdarzało się to pewnie nie częściej niż raz na rok, w każdym razie było to coś wyjątkowego, coś co można zrobić tylko od świeta.

Dziś rano, wracając z pracy, kupiłam pierwsze czeskie truskawki, pierwsze czeskie młode ziemniaki, wiejskie masło. A przed południem wybraliśmy się po prawdziwy grecki jogurt. Zapakowałam Emilka w lniano-dżinsową chustę i udaliśmy się razem na pierwszą w jego życiu wspólną przejażdżkę tramwajem. Tyle ludzi, ile się do nas dzisiaj uśmiechnęło, to chyba się do mnie nie uśmiechnęło przez całe moje dotychczasowe, ponad siedmioletnie, życie w Pradze!

A teraz gdy Emil smacznie śpi, zjemy truskawki z cukrem, jogurtem i śmietaną, a do tego pokruszymy sobie owsiane ciasteczko. 
Emilek z okazji Dnia Dziecka sie jednak kąpał. Jak co dzień, bo kąpiel to dla niego wielka radość. Lecz oprócz przejażdżki tramwajem dostał odrobinę masła do młodych ziemniaków i dużą szczyptę cukru do truskawek, a co tam, Dzień Dziecka jest raz w roku!
 
 
Przepis na ciasteczka owsiane (na podstawie vanishing oatmeal raisin cookies), 24 ciastka:

125g masła
200g trzcinowego cukru*  
1 jajko
100g mąki
1/2 łyżeczki sody
łyżeczka cukru z wanilią
duża szczypta soli
150g płatków owsianych
1/2 szklanki ciemnych rodzynek
1/2 szklanki orzechów włoskich

opcjonalnie: skórka cytrynowa czy czarny pieprz 

Masło utrzeć z cukrem, dodać jajko i znów dokładnie utrzeć. A resztę dopisze jutro ;-)
Szybko się je robi, ale też szybko znikają. 


PS. Ciasteczka dedykuję Viri, obiecałam jej kilka lat temu, że upiekę z jej inspiracji batoniki owsiane ;-)

* mój ulubiony w tych ciasteczkach, zreszta w ogóle jeden z ulubionych cukrów, to tzw. light soft brown cane sugar brytyjskiej firmy Tate Lyle.

Wednesday, May 20, 2015

mleczne cukierki



nie pamiętam kiedy Zoe pojechała pierwszy raz do Radocyny, ale Wołowiec odwiedziła już podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce, gdy miała 8 miesięcy, i tyle co zaczynała raczkować.

Później na pewno wzięliśmy Zojcię do Radocyny i na Długie gdy miała trzy lata. Jechaliśmy przez Lipną i poszliśmy razem sprawdzić, czy jeszcze owocują tam stare trześnie. Zoe oczywiście szła sama, w jednej ręce trzymała ulubionego białego misia, a w drugiej "picion". Potem pojechaliśmy nad potok, nad Wisłokę rzucać "kameni", jak to mówiła wtedy Zoe*.

W późniejszych latach rzucanie kamieni do Wisłoki stało się tradycją, jeździmy tam co roku. Była też z nami Zoe (w zamaszystej czerwonej spódnicy i kaloszach) na rodzinnej wyprawie po borówki na Mereszkę. Natomiast rok temu Zoe wśród uczestników wycieczki sprzedawała w Radocynie mleczne cukierki, które wcześniej razem zrobiłyśmy. Sprzedawała je za źdźbła trawy, listki koniczyny i łodygi chwastów. W ten sposób "przehandlowała" kilkanaście cukierków. Liście koniczyny uchwyciłam na zdjęciu, na pamiątkę.

Przepis na mleczne cukierki wygrzebałam kiedyś poszukując przepisu na coś słodkiego z mlekiem w proszku. Przypadkowo znalazłam przepis na pastillas - filipińskie cukierki z mleka skondensowanego i mleka w proszku. Zoe pomagała mi kiedyś jako trzylatka przy wsypywaniu porzeczek na nalewkę do wielkiej butli. Pomyślałam wtedy, że może jednak powinnyśmy zrobić coś bardziej dla dzieci, czyli cukierki! Oczywiście, że niezdrowe i z cukrem, ale od czego się ma ciocię Basię?


Przepis na mleczne cukierki
(~ na podstawie cukierków pastillas), 40 cukierków:

250g mleka słodzonego skondensowanego 
125g mleka w proszku
orzechy (50g, opcjonalnie)

do obtoczenia cukierków: 50g cukru 

Do mleka skondensowanego wsypywałam stopniowo (2-3 porcje) mleko w proszku, wymieszałam dokładnie, dobrą minutę (ewentualnie dodać posiekane orzechy). Potem odrywałam kawałki masy wielkości małego włoskiego orzecha i formowałam podłużne cukierki. Następnie wraz z Zoe cukierki otaczałyśmy w cukrze krysztale i pakowałyśmy w biały papier. Zabrałyśmy do Radocyny, sprzedały się wszystkie!


* moje ulubione Zojci słowa z tamtego okresu to "skapetki" i "mófki" (czyli mrówki:).

PS. Łukasz prosił mnie żebym dopisała, że cukierki te smakują "niespodziewnie", dodaję więc od siebie: fakt, krówki to to nie są!
.

Monday, May 11, 2015

baklava

 


co prawda sieć uliczek jerozolimskiego Starego Miasta tworzy jeden wielki targ, jasnych rozgraniczeń brak, ale przynajmniej jedna granica tam istnieje: na tragu dla turystów trzeba się targować, a na targu dla mieszkańców można się targować tylko w wyjątkowych przypadkach. Na targu dla turystów można się dać naciągnąć na kiepskiej jakości produkty, na targu dla mieszkańców produkty są przeważnie doskonałej jakości. Warto się na targ dla lokalsów zapuścić.

Na targu dla mieszkańców, idąc uliczką w prawo od Bramy Damasceńskiej, około 200 metrów, znaleźć można chyba najlepszą jerozolimska cukiernię - Ja'far Sweets. Rozpoznamy ją bez problemu - w oknie cukierni świeci dość tandetny różowo-niebieski neon (tandetny, jak na Bliski Wschód przystało). Słodkości za szybą pozwalają jednak machnąć ręką na ten kicz. Przy oknie piętrzy sie baklava, a nieco dalej olbrzymi talerz z knafeh. Do Ja'far Sweets trafiliśmy już pierwszego dnia pobytu w Jerozolimie, nie bez powodu pozostała to nasza ulubiona cukiernia w Yersuhalaim, zaglądaliśmy tam niemal co tydzień!
Baklava, bakława to dobrze słodki smakołyk, który stanowi ciasto filo i orzechy zanurzone w cukrowym lub miodowym syropie. Baklava popularna jest na calym Bliskim Wschodzie. Ponoć pochodzi z Persji lub Turcji. Bodaj najbardziej rozpowszechniona wersja baklavy to warstwy ciasta filo przekładane orzechami (pistacje, migdały, włoskie). W Palestynie i Izraelu popularna jest również baklava w kształcie koszyczków, kieszonek, cygar. Nie słyszałam o nikim, kto piekłby w Jerozolimie bakławę w domu, bakława jest zarezerwowana dla profesjonalnych cukierników i cukierni. Każde miasto ma choć jedno miejsce gdzie nabyć można doskonałej jakości bakławę.
Jak pisze Gil Marks w "Encyclopedia of Jewish Food", baklava nie jest codzienną a nawet cotygodniowym pożywieniem, generalnie jest zarezerwowana na specjalne okazje. Dodałabym od siebie, ze baklavy nie piecze się codzień, co tydzień ani nawet co rok, ale moim zdaniem warto upiec baklavę choć raz w życiu!


Przepis na baklavę, baklawę
(luźno na postawie przepisu z "Taste of Israel: A Mediterranean Feast"):

500g ciasta filo
500g orzechów włoskich lub pistacji
50g cukru
250g masła
13 strączków kardamonu

syrop:
500g cukru (lub nawet ciut więcej)
1 szklanka wody
sok z 1 cytryny
2-3 łyżki wody różanej

Syrop: wymieszać w garnku składniki syropu, doprowadzić do wrzenia i następnie gotować na średnim ogniu do uzyskania 1/2 litra płynu (dobre kilka minut).

Blachę 30x40cm posmarować roztopionym masłem. Położyć na blasze płat ciasta i posmarować roztopionym masłem, następnie układać kolejne płaty ciasta, każdy smarując masłem. W ten sposób ulożyć połowę płatów na blasze, posypać je grubo zmielonymi orzechami wymieszanymi z cukrem i mielonym kadamonem. Na warstwie orzechów znów układac płata ciasta filo, każdy posmarowanć masłem. Ostatni płat ciasta rownież posmarować masłem. Za pomocą ostrego noża naciąć ciasto w ksztalt rombów (na przykład jak na zdjęciu). Piec w temp. 175st, 30 min, a następnie w 200st.C przez kolejne 15 minut. Gorące ciasto polać zimnym syropem. Odczekać, aż ciasto wchłonie syrop i całkowicie ostygnie. Ulepek, ale wart zachodu!
.