Tuesday, January 13, 2015

svatební koláčky, czyli czeskie kołaczyki



raz byłam na czeskim weselu, kilka razy na czeskim ślubie, maleńkie kołacze są wtedy obowiązkowe! Nazywają się najczęściej svatební koláčky, czyli weselne kołaczyki, albo po prostu koláčky. Najaważniejsze by były małe, drobniutkie, o średnicy nie większej niż ciasteczka wykrawane literatką. Musi być ich dużo i najlepiej domowej roboty. Inne się nie liczą. Chociaż w niektórych częściach Czech wypieka się na wesela duże kołacze (dawniej i z 70kg mąki!), to jednak najwiekszy zachwyt wzbudzają te maluśkie. Można podać kieliszek śliwowicy, choć ta na svatbě już taka obowiązkowa nie jest.

A niektórym jednak nie potrzeba nawet kieliszka gorzałki by porywać panne młodą. Otóż w dzień ślubu, tuż po ceremoni, w drodze na przyjęcie ponoć zwykło się "uprowadzać" pannę młodą a panu młodemu dać za zadanie jej poszukiwanie. Pavel deklaruje, że porywał nevěstu już kilka razy dlatego też jego studenci nie mówią mu lub nie zapraszają go na przyjęcia weselne, w obawie że ukradnie im żonę. Niektóre "uprowadzone" przez niego panny młode pływały w kajaku bez wioseł po jeziorku, podczas a pan młody musiał do nich płynać... wpław ;-)

Koláčky, svatební koláčky to maleńkie drożdżowe spłaszczone bułeczki z nadzieniem (powidła, ser biały czy masa makowa). Maleńkie, najbardziej pożądane mają, nie wiecej niż 4-5cm średnicy, są pracochłonne i misterne. Prawdopodobnie swoją historię biorą od drożdzowych kolačy (czyli dużych okrągłych płaskich drożdżowych placków z nadzieniem) wypiekanych na wesela od wieków. Jednak koláčky maja być miniaturowe! Każdy nasz czeski znajomy na ich widok krzyczy: no jo, koláčky!


Przepis na svatební koláčky/czeskie kołaczykie (ciasto Sandtnerova + nadzienie Pospěchová):

CIASTO:
250g mąki
10g swieżych drożdży
1/2 szklanki mleka
50g masła 
50g cukru (w tym łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią)
1 żółtko
skórka z 1/2 cytryny 
szczypta soli 

NADZIENIE: 250g białego sera wymieszanego z 75g cukru
+ 1/2 słoiczka powidła śliwkowego

KRUSZONKA: 50g masła, 50g cukru, 75g mąki

Z 50g mąki, mleka, drożdży i cukru zrobić zaczyn, pozostawić do wyrośnięcia, na 10-15 minut. Następnie nasypać do miski mąkę, dodać zaczyn, masło, żółtko, sól oraz skórkę cytrynową. Wymieszać i wyrabiać 7-10 minut. Ciasto zostawić do wyrośnięcia na około godzinę. Po tym czasie ciasto zagnieść i odrywać małe kawałki (wielkości orzecha włoskiego, 10g mniej więcej). Kawałek ciasta rozpłaszczyć na dłoni w środek włożyć łyżeczkę białego sera wymieszanego z cukrem, uformować z ciasta bułeczkę. Bułeczkę rozpłaszczyć ułożyć na blasze, w środku zrobić małe wgłębienie. Następnie na każdą bułeczkę nałożyć pół łyżeczki powidła śliwkowego, brzegi posmarować żółtkiem i posypać kruszonką. Piec do zrumienienia w temp. 175st.C (około 17-20 minut). Może nie weselne, ale na rozweselenie :-) 


* Owe drożdżowe kołaczyki piekłam z przesympatycznymi paniami: Moniką i Eweliną..
.

11 comments:

kasiac said...

Basiu, witam się i o zdrowie pytam :)
Kołaczyki cudnej urody, nie dziwię się, że obowiązkowe na weselu. Słyszałam, że zwyczaj porywania panny młodej jest też u naszych wschodnich sąsiadów - chyba na Litwie :)
Pozdrowienia!

Majana said...

Cudowne kołaczyki !
A z tym porywaniem panny młodej to dobre hihihi ;)
Całuski :*

Kamila said...

Wspaniałe te kołaczyki, lubię tak nadziane! Podoba mi się zwyczaj porwania :) Najlepszego w Nowym Roku!

Evi said...

Na Śląsku kołocz, w Czechach kolacky :). Świetne są takie miniaturowe :)

Wiewióra said...

bardzo, bardzo smakowicie się prezentują!!!

Unknown said...

Basiu nareszcie mogę komentować! Bloger mi nie pozwalał przez tyle czasu.. :/
Ale wiesz na pewno, że podglądam!
Twoje śliwki w occie, u mnie Mama robi co roku, zabawny sposób a jakie są pyszne. Jedyne odstępstwo jest takie, że my je w 2-3 miejscach dziurawimy widelcem ;-)

Monika said...

Basi, ja się tak strasznie cieszę z tych kołaczyków, że sobie nie wyobrażasz :) Bo gdybyśmy ich razem nie piekły to bym się długo jeszcze nie przekonała do lepienia tego drobiazgu, a tak to już wiem, że nie taki diabuł straszny :)))

No i powtórka z zeżarcia jakiejś nieprzyzwoitej ilości tych kołaczyków na ciepło oczywiście uskuteczniona, no ale one takie malusie, że nawet dużo to nie tak dużo, no nie? :)

Ściskam mocno mocno i tak sobie myślę, co by było jakby pan młody nie umiał pływać.. ;):**

margot said...

Kołaczki już nazwę maja pyszna , prześliczne w twoim , Basiu , wydaniu
A z tym porywaniu panny młodej to niezła beka :D

margot said...

Basiu i jak wam się żyje w powiększeniu? Pewnie czasu tyle co nic , ale może coś tam bazgrzesz do Alci?Plissssssssssssssssss

Unknown said...

chyba zmienię plany co do jutrzejszego wypieku;)
wszystkiego dobrego w nowym roku!

buruuberii said...

Dziewczyny, wielkei dzieki za komentarze - uwielbiam Was za to :*