Monday, January 18, 2010

z tamaryndem



świat bez tamaryndu musiałby się obyć bez sosu Worcestershire, sosu HP, nieskończonej liczby chutney'ów, niezliczonych curry z prawie każdego zakątka świata; to właśnie jest wystarczający powód by czcić to wysokie, dające cień drzewo. (...) Dojrzały tamarynd jest na owocowy sposób kwaskowaty...
strona 122, Frances Case, 1001 foods you must try before you die

Tak, tamarynd jest kwaskowaty, dobrze kwaskowaty, kwaskowaty tak, ze owa kwaskowatosc czuje sie kilkanascie minut po jego zjedzeniu. Jesli jednak ktos lubi smak cytryny, szczegolnie kwaskowatosc cytryny i slodycz daktyli oraz aromat dobrych jablek, to czuje ze polubi i tamarynd, polubi niewatpliwie glownie z powodu owej kwaskowatosci!

Nie wiem jakim juz cudem ze 3 lata temu znalazlam na flickr zdjecie chutney'a tamaryndowego, jedno jest pewne, nie kupilam wtedy tamaryndu. Dwa lata pobytu w Jerozolimie odcisnely na mnie jednak pewne pietno: owoce i warzywa najdziwniejsze nawet kupuje teraz bez wiekszego zastanowienia. Gdy wiec zobaczylam kilka dni temu u znajomych strąki tamaryndu, pomyslalam: najwyzszy czas na chutney tamaryndowy z bananami, to musi smakowac dobrze, i pobieglam do orientalnego sklepu po tamaryndowa paste.

Przepis na chutney tamaryndowy z bananami (na podstawie Imli ki meethi chutney wedlug Madhur Jaffrey):
200g pasty z tamartyndu
12 lyzek cukru
plaska lyzeczka soli
2-3 lyzeczki prazonych ziaren kminu
1/4 lyzeczki pieprzyu kajenskiego
2 lyzki zlotych rodzynek
2 dojrzale banany

Paste tamryndowa z grubsza pokroic i zalac poltorej szklanki wrzacej wody. Gdy pasta nieco rozmoknie przetrzec ja dokladnie przez sitko. Do przetartej tamaryndowej pulpy dodac cukier, sol, kmin, pieprz kajenski i namoczone wczesniej rodzynki, jesli wyda sie komus za bardzo gesta, mozna nieco rozcienczyc. Nastepnie zagotowac, a przed samym podaniem dodac pokrojone w kosteczke banany.
Na zdjeciu z chapati i dal'em rowniez wg Madhur Jaffrey - iscie weganska pychota!

PS.1. Poli ogromnie dziekuje za cudne obrazkowe instrukcje odnosnie wspolpracy z bloggerem :*
PS.2. U nas dalej brak slonca, to dwunasty juz dzien! Zlikwidowalismy jednak zaspe z balkonu, dostalismy w zamian wanne brudnej posniegowej wody...

28 comments:

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

A ja myślałam,że to nie tamarynd, a tamaryndowiec. Niemniej jednak jestem strasznie ciekawa smaku, bo jestem wielbicielem wszystkiego, o czym zdążyłaś napisać, Basiu :)

Słów kilka o namawianiu do ucieczki z zajęć ;) To nie tak, że ja jestem taka ułożona i zajeć nie opuszczam, ja (stety albo i nie) nie z tych, o nie... I w l.o., i na studiach nie umiałam się zmusić do regularnych wizyt na zajęciach. ALe tu, na aplikacji nie znam jeszcze zasad i konsekwencji, które grożą urywającym się (a słyszałam o różnych niemiłych w stylu: referacik, wizyta w radzie, etc.), wiec na razie muszę się pilnować :(

Buziale przesyłam wieeeeeelkie!
DO ZOBACZENIA! ;)

Ewelina Majdak said...

Basia obiema nogami, obiema ręcami spracowanymi, cała sobą podpisuję się pod pierwszym zdaniem! Tamarynd jest BOSKI. Nie znałam tego przepisu, ale już mam zanotowany i powędrował na początek kolejki :)
Pola mówi, że jest jej bardzo miło, że mogła pomóc :) Ale właśnie je śmieciową sałatkę i ma zajęte ręce ;D
Hihihi mam stracha :) Powiem Tobie jak było, żebyś się psychicznie na piątek przygotowała :D

Ewelina Majdak said...
This comment has been removed by the author.
Waniliowa Chmurka said...

:D
coś czuję, że ten tamarynd by mi posmakował.
A tak gdyby go do herbaty ? :P
Jak to czasy i miejsca człowieka zmieniają, no!:)
Pozdrówka, Olcik.

buruuberii said...

Aniu, pomyslalam ze jesli mam do wyboru dwie nazwy: tamaryndowiec i tamarynd to biore te druga :-)
A ucieczka, wiesz ja troszke zartowalam, nie mialam na mysli Aniu nic z kujona, a zwykla solidnosc! Mysle, ze wiem jak to jest - czekam i tak niecierpliwie :*

Pola, tak boski to slowo ktore do tamaryndu pasuje idealnie! Dobra, Ty robisz chutney, a ja buly :-) Smacznej saatki, dorzuce Ci krome chleba :*

Olciu, oj cos czuje, ze tak! A miejsca - no zmieniaja, a moze my sie chcemy zmieniac i potrzebujemy pretekstu? :-)

Gosia said...

alez mocno egzotycznie u Ciebie :) nie probowalam,ale wiem juz po Twoim opisie,ze bardzo by mi posmakowal,zreszta jak wszystko kwaskowe......
Pozdrawiam cieplutko :) i przy okazji bede probowac :)

Czyprak Antoni said...

Hm, to ja po takim tamburyndowcu pewnie bym chorował trzy dni, bo dla mnie czasem i banan potrafi być zbyt kwaśny. Jedyny kwas, jaki toleruję to ogórcy, kapucha kiszona i cytryna do tekili. A, i nalewka na pigwie. Ale co tam, jeść nie muszę, a podziwiać fotę mogę. No to podziwiam, ach. Pozdrawiam grobtlorterkę :D

Agata Chmielewska (Kurczak) said...

hmmm jak zawsze zadziwiasz czymś dla mnie zupełnie obcym, czymś o czym nawet nie słyszałam...lubię dowiadywać się nowych rzeczy :) dziękuje :*

Patrycja said...
This comment has been removed by the author.
Patrycja said...

A ja głupia pastę z tamaryndowca używałam jedynie do curry i innych indyjskich dań. A tu takie cuda można:)

Tilianara said...

Oooo, i mówisz, że taki chutney z dhalem dobry. Ja ostatnio indyjskie fascynacje przeżywam, więc i taką wersję bym spróbowała. Muszę się rozejrzeć za tamaryndem :)
A zdjęcia Basiu robisz piękne :)
Basieńko, już tak blisko do piątku :)))) Cieszę się ogromnie :***

Agata said...

U mnie w lodówce stoi słoiczek tamaryndu(a?)... na razieostrożnie dodawany "do smaku", może czas, żeby się wybił? Chutney z chęcią wypróbuję!

Mich said...

Przy kolejnej wizycie w sklepie ze specjałami będę wyglądał składników. Piętno Jerozolimy to raczej błogosławieństwo:) W WAW też szaro i buro

margot said...

a ja nigdy jeszcze go nie widziałam , nie używałam
Dla mnie to prawdziwy egzotyk

Unknown said...

jak będziesz jechała, to oprócz tego krwistego kawałka dziczyzny i chleba, nie zapomnij o słoiczku tamarynowo-bananowego chutney :)

Joanna DC said...

Bardzo intrygujace. Mimo ze nigdy nie jadlam tamartyndu a o pascie tamryndowej nawet nie slyszalam, myle ze Twoja chutney zupelnie przypadla by mi do gustu. Uwielbiam bowiem cytryne, daktyle oraz jablka… Sliczna fotka.
Buziaczki 

buruuberii said...

Gosia, to dobrze kwaskowe, ale przyjemnie :-)

Antoni, a no tak nie doodzi wszystkim :-) Ale jak kapuche tolerujesz, to mam wrazenie ze i tamaryndowiec by przeszedl!

aga-aa, a naprawde mialam wrazenie ze juz wszyscy o tym slyszeli, powaznie!

Patrycja, no bo cuda tez indyjskie! :-)

Tili, dziekuje slonko, wiesz tez juz nie moge, juz myslalam by sie pakowac, az zapomnialam ze pakowac sie nie lubie :-D Tamaryndowy chutnej super ze wszystkim, czuje ze i z mieskiem tez.

Agata, a no tak Ty to dobrze ujelas, on dobrze dominuje, ale czemu mu wlasnie nie dac poszalec :D

Mich, no tamtych owocow i warzyw szybko sie nie zapomina :-) straszysz, w WAW buro... a mam odwiedzic ja w pt... Pozdrowienia!

Ala, zaskoczylas mnie, naprawde! :-) Mialam wrazenie ze to taka bardzo wegetarianska rzecz, a moze w Polsce po prostu malo znana...?

Anoushka, kochana jestes - zapakuje, oj tak! :*

arek said...

Basiu,
pytanie nr 1. Czy pracujesz w wywiadzie?
Pyt.nr2. Czy pracujesz w kontrwywiadzie?

Chutney napewno swietny bo 1) robilas go Ty a 2)uzywam przepisow Madhur

Koniec numerowania. Piekne zdjecia. Tez zawsze licze dni bez slonca:)))
Pozdrawiam slonecznie zatem i cieplo:)))

fellunia said...

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek próbowała tamaryndu, może nieświadomie w jakiejś potrawie. Tak o nim piszesz, że muszę spróbować.
Do piątku :D

Gosia Oczko said...

Ajj Basia! I znowu coś, czego nie znam! Szkoda, że zdjęć nie można jeść ;)

Piątek, piątek! Już pojutrze, hehe :)))

lo said...

Gdzieś w kuchennych szafkach stoi słoiczek ze skoncentrowaną pastą z tamaryndu. Ten to usta wykrzywia. Nabrałam wielkiej ochoty na Twój chutney. Szczególnie, że potrzebuję nowych bodźców, żeby nie zapaść w sen zimowy. Ja też czekam na słońce.Oj bardzo.

buruuberii said...

Arek, zawiode Cie, w zadnym z nich, niestety, bo mam wrazenie za taka praca moze byc ciekawa :D Madhur mnie zauroczyla, dzieki piekne za mile slowa! Pozdrowienia rownie cieple sle :)

Felunia, sprobujesz juz to wiem :-))

Oczko, hehe juz jutro! Wierz mi, naprawde myslalam ze niekogo nie zaskocze tamaryndem...

Lo, oj zycze Ci szybko tego slonca, slonca po to by miec ochote na kwasny smak! Usciski :-)

karoLina said...

Pewnie nigdy bym nie zwróciła na tamarynd uwagi, ale ponieważ dopiero u Ciebie o nim przeczytałam, to dzisiaj rzucił mi się w sklepie w oczy. Cel zakupów był inny, więc tym razem rozsądnie odłożyłam, ale pewnie kiedyś spróbuję, skoro już wiem co z nim zrobić :)

viridianka said...

ja bym zwróciła uwagę z pewnością bo przypomina... jelito grube :D

o matko... co ja gadam, zmęczona jestem :]

Waniliowa Chmurka said...

Podobno co 7 lat zmienia się człowiekowi charakter:)

buruuberii said...

KaroLina, tylko przygotuj sie na mocno kwasnie odczucia :-))

Viri, no skojarzenia masz przednie - nie wpadlabymna to , a to prawda iscie!

Olciaky, no wiesz, zastonowilo mnie to, juz czuje ze "zlagodnialam" :D

Kasia said...

Basiu, całkiem przypadkiem trafiłam na Twojego bloga i bardzo mi się spodobał :-) piękne zdjęcie. Znam smak i zapach tamaryndowca i sosów z niego przyrządzonych, i zawsze byłam pod ich wrażeniem. Jestem pewna, że ten chutnej jest pyszny! Pozdrawiam Cię serdecznie

buruuberii said...

Czesc Kasiu :-) ciesze sie z Twoich odwiedzin i dziekuje za mile slowa! Pozdrawiam serdecznie, B.