Monday, October 25, 2010

pischinger



pamietam jak przez mgle stare rodzinne opowiesci w ktorych pojawial sie pischinger i ktos z przedwojennego pokolenia wspominal swe dziecinstwo, wzdychal i mowil: pischinger, to dopiero byly wafle z czekolada! Jeszcze nie tak dawno czekolady nie lezaly tak bezwstydnie na polkach sklepowych jak dzisiaj, a gdy ktos mial w rece czekolade to wcinal taka ze smakiem, a nie myslal by oblewac nia wafle. Nie jestem sobie w stanie przypomniec gdzie i kiedy ten dobry pischinger jadlam, czy bylo to u jakiejs starenkiej wujenki, czy stryjenki ktora samego Franciszka Jozefa pamietala? Nie pamietam... 

Dopoki nie trafilam na CK Kuchnie Roberta Maklowicza, dopoty nie wiedzialam, ze pischinger jest tak bardzo galicyjski. Mam wrazenie ze nie potrafimy mowic o kuchni jako o dziedzictwie, zapominamy potrawy tradycyjne, proste a wykwintne, czy wymyslimy jednak lepsze? Wracajac do tematu, od kilku lat (chyba dzieki kilkuletniej krakowskiej edukacji) pischinger, czyli wafel przekladany masa czekoladowa w najswietniejszej swej wersji posypany suto wloskimi orzechami, stal sie dla mnie tak galicyjski/krakowski/malopolski jak wychodzenie na pole i borowki!

Dopoki nie trafilam na CK Kuchnie Roberta Maklowicza, a bylo to lat temu z dziesiec, dopoty nie wiedzialam czy ten pischinger ze starych opowiesci powstanie. Przez lata jednak, bazujac na opowisciach tych ktorzy wspominali Galicje z lezka w oku, zbudowalm przepis w mojej pamieci, wiedzialam doskonale jak ma smakowac, prawie tak jak "pischinger - pochwala prostoty" z przepisu Maklowicza, prawie tak jak kiedys smakowal pischinger w Dymie w zaulku sw. Tomasza. 

W styczniu mowilam Ani: od dawna chodzi za mna pischinger, Ania chyba do dzisiaj nie wie, ze planowalam go zrobic nie od stycznia 2010 ale od kilku dobrych lat... Wiec obie dzisiaj piszemy o pischingerze, o czekoladowym austro-wegierskim waflu, krakowskim bardzo waflu, ktory jest tak krakowski jak Lajkonik :) 


Przepis na czekoladowy pischinger (moja wariacja nt. przepisu Bobika Makolwicza):

100g gorzkiej czekolady
100g masla
100g cukru
2 zoltka

100g mielonych orzechow wloskich
4 duze wafle
polewa: 75g gorzkiej czekolady i 35g masla
do posypania: 50g orzechow wloskich


Czekolade i maslo roztapiam w kapieli wodnej, a zoltka ucieram z cukrem (drobny krysztal) na idealnie biala mase. Mase czekoladowa lacze z zoltkowa i bardzo dokladnie mieszam, dodaje mielone orzechy. Nastepnie masa smaruje krazki wafli (3-4 krazki, w zaleznosci jak grubo wafle smarowac). Przelozone wafle zawijam w papier, przykrywam obciazona deseczka, odstawiam w chlodne miejsce na 12 godzin. Po tym czasie czekolade i maslo na polewe roztapiam w kapieli wodnej i oblewam polewa wafel, posypuje posiekanymi orzechami. Czekoladowy wafel, taki mial byc!

PS. A na koniec ranking krakowskich pischingerow:


Od polowy lat 90-tych minionego wieku Gazeta Wyborcza w Krakowie publikuje ranking pączków krakowskich (tutaj np. ranking No.10, polecam tez kolejkowe zdjecia), wiec my koncem wrzesnia br. postanowilismy przeprowadzic ranking krakowskich pischingerow, udzial biora:

1. Kawiarnia Dym na sw. Jana (na zdjeciu ten najbardziej czarny trojkacik, zmazdzyl sie troche w mojej torebce:)
L: troszke przefilozofowany, za duzo kakao i cukru, ale niezly (3pkt)
B: najblizej idealnego smaku, niemaslany, ale brak mu orzechow (4 pkt)


2. Cukiernia Michalek z Krupniczej (na zdjeciu ten na samym dole)
L: najslodszy, najbardziej czekoladowy, dziecko wybraloby zdecydowanie ten! (4pkt)
B: forma przegrywa, brak mu orzechow, ale jest przyjemnie slodki, choc za bardzo maslany (2 pkt)
3. Kawiarnia Kama z ul. Szewskiej (na zdjeciu ten posypany orzechami)
L: idealny wyglad, niezly smak, ale zdecydowanie gorszy od poprzedniego (2 pkt)
B: za forme pierwsze miejsce, ale bardzo suchy i malo czekoladowy (3pkt)

4. Ciastkarnia Ciasteczka z Krakowa z ul. sw. Tomasza
(te jasne wafelki)
L: da sie zjesc, ale to sa wafelki a nie pischinger! (1pkt)
B: zwykly slodki wafelek, z Krakowem ma wspolna tylko nazwe (1pkt)

5. Na smierc zapomnialam wspomniec, ze przetestowalam jeszcze jeden pischinger, mianowicie z restauracji CK Dezerter na ul. Brackiej (brak zdjecia).
B: masa z samego masla, mimo ze maslo lubie to jednak chyba w pischingerze nie o to chodzi (1pkt)...

Sumarycznie najwiecej punktow zyskal pischinger w kawiarni Dym, dobry ale nie jest to ten pischinger o ktorym Maklowicz pisal 10 lat temu w "Zjesc Krakow", pamietam tamten pischinger, byl kiedys bardzo dobry... Drugie miejsce Michalek za slodycz i praktycznie tuz obok Kama za idealna forme, o numerze cztery nie bedziemy sie rozpisywac. Wniosek z powyzszego rankingu jest nastepujacy: zrobmy pischinger sami, nie rozczarujemy sie :)

33 comments:

arek said...

Ale pyyyyycha! wieki takich wafli z czekolada nie jadlem!

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

Ale czad, Basia! Super notka!

Ja z zadyszką, niedoróbkami, ale zdążyłam...

UF :)

I przepraszam za trudności, Basiula!

MIłej nocy...

An-na said...

A ja sobie stamtąd (czyli z Krakowa) właśnie wróciłam i ... nie zjadłam żadnego pischingera. A już już miałam go sobie kupić, chyba w cukierni Consonni. Wygrała baba z rumem. Objawienie!

Karmel-itka said...

o rety.
bo sie rozpłynę!

Amber said...

Basiu, ja też mam CK kuchnię Makłowicza.I uwielbiam te wszystkie galicyjskie opowieści!
A galicyjski pischinger to coś wspaniałego.W Krakowie bawiąc jadam go na Szewskiej.
Twój jest tak nieprzyzwoicie czekoladowy.Wstydu nie masz!

Monika said...

No nie, Basiu, skąd wiedziałaś że wczoraj w Kamie stałam przed witrynką i nijak nie mogłam się zdecydować: babeczka z wisienką czy ten piękny pischinger? :D On naprawdę wygląda idealnie, mówisz że smak jednak nie do końca ten?

Odnośnie samego pischingera - u mnie to się nazywało po prostu waflem z czekoladą, ale pod nazwą pischinger jest ten wafel właśnie taki bardzo galicyjski i przyznaję - smakuje jeszcze lepiej :) A jak sobie jeszcze przypomnę rozanieloną minę naszego lektora od czeskiego, gdy opowiadał o pisingrovych dortach.. Czas zrobić zapas czekolady, nie ma co :D

Buziaki, ale mam dobry humor dzięki tej Twojej dzisiejszej notce :)))

Unknown said...

Co by nie mówić książka Makłowicza - CK, zacna bardzo jest. Nie można mu odmówić tej pozycji.
I nie można ci odmówić tego wspaniałego przepisu.
pozdrawiam

ewelajna Korniowska said...

Basiu, dwa tygodnie mama robiła wafle, ale przekładane krówką:). Prawdziwego Pischingera(oprócz tego z "Krakowskiego kredensu") nigdy nie próbowałam... To może ja wpadnę do Ciebie na kawałeczek...?:)

Ewelina Majdak said...

Uwielbiam Makłowicza!
Uwielbiam Piszingera!
Uwielbiam Kraków!
Uwielbiam Basię :)

Majana said...

Jejciu,jakie pyszniaste ! :))
A ja nie jadłam piszingera w Krakowie. Muszę sobie zrobić, bo ja w ogóle nie pamiętam czy jadłam kiedykolwiek, sama juz nie wiem.
Wiem,ze smakuje mi jak na niego patrzę:)
U Ciebie Basiu i u Ani,cuda!:))

Buźka;*

wielgasia said...

Piszingera pamiętam z dzieciństwa, zawsze kiedy kupuję wafle w czekoladzie przypominam sobie o nim. A ostatnio moja kuzynka zrobiła wafle przekładane czekoladą z przepisu gazetowego i nawet nie wiedziała co zrobiła. Cudne! Ocalić od zapomnienia....

ptasia said...

Basiu, moja teściowa robi pischingera ;) Nie wiem, czy tak, jak Ty, bo przepis gdzieś daleko i głęboko spakowany. A Makłowicz - pamiętam jak robił na Kahlenbergu (chyba) w programie i wiatr mu zwiewał składniki ;)
Do Krakowa bym znowu zajrzała...

Anonymous said...

No, i jest pischinger. Galicyjski, cudowny, czekoladowy. Pischinger, który sam się broni i propaguje tym, jaki jest.

I po jasną ch...rę nam jakiś Amaro?

Retrose said...

Ha, świetny pomysł z takim rankingiem! U ans w Łodzi to ja tylko w Krakowskim Kredensie widziałam pischingery, takie pakowane...
Najwyraźniej Kraków nimi stoi, bo w Łodzi to powszechne są bajaderki (też lubię, szczególnie w Hortexie)

buruuberii said...

Arek, wiesz ze ja tez? :-)

Ania, najwazniejsze ze jest!

An-na, ta baba ktora sie tak moczy w syropie? Aniu, Consonni jest boskie, gdybym juz nic nie miala w zyciu upiec, to musialabym zamieszkac obok Consonni :-)


Karmel-itka, w morzu czekolady, nie? :D

Amber, wstydze sie okropnie :D A ksiazki Maklowicza darze ogromnym sentymentem, przepisy IMO swietnie dobrane!

Monika, bo ja wiem wszystko, dlatego Ci mowilam tylko o babeczce :) Ten z Kamy wyglada perfekcyjnie, ale jest b. suchy i ma malo masy, czuc wafle stanowczo z bardzo, ale babeczki bez zarzutu.
A czy pischingerove dorty z opowiesci lektora to to samo? Walsnei nie wiem gdzie w tym wszystkim sa oplatki? Usciski!

Bareya :-))

Ewelajna, wpadaj koniecznie - warto sporbowac takiego czekoladowego!

Polka, a ja uwielbiam Eweline i nie da sie tego ukryc!

Majana, to widzie ze wiesz jak ja - patrzysz i wiesz jak ma smakowac, co? :) Usciski sle.

Wielgasia, wlasnie chcialabym czasem ocalic, bo mam wrazenie ze wiele doskonalych przepisow upraszczamy, jesli juz calkiem o nich nie zapominamy... Usciski :)

Ptasia, wlasnie zaluje ze juz od kilku dobrych lat Go nie ogladam, jak dla mnei przepisy wygrzebuje przednie!. Zycze Ci szybkiej wycieczki do Krk :)

Usagi, doskonale to ujelas - sam sie broni, po co go ulepszczac, czy mozna ulepszyc? Czy walniecie orzechow makadamia w miejsce wloskich cos poprawi? :)
Z Amaro mam problem, nie lubie zmian na sile, sami za komuny zmienilismy w kazdym przepisie czekolade na kakao i co z tego wyszlo, cos zyskalismy? Nie sadze :)
Usciski wielkie w zrozumieniu!

Retrose, wiesz pischinery sa wszedzie, ale bajaderki tez :) Niestey nie wpadlam na to by przetestowac ten z KK, nadrobie na Swita, troche pozno ale coz... Pozdrowiania!

margot said...

aaaaaa, jakie zdjęcia , aaaaaa
Basiu ja uwielbiam takie wafle, andruty:P i czasami raz na ruski rok robię ,ale nie dlatego ,że mało pyszne , bo przepyszne ,ale tyle innych przepisów czeka :D
aaaa, ale te zdjęcia piękne są ,aaaa

Anonymous said...

Jakoś tak... Nie wiem, nigdy nad pischingerem się nie zastanawiałam; właściwie nie wiem, czy kiedykolwiek jadłam taki "prawdziwy". A przecież do Krakowa mam rzut beretem! Mam nadzieję, że podczas kolejnych moich odwiedzin wstąpię do owej polecanej przez Ciebie, Basiu, cukierni.

A póki co popatrzę sobie na pyszność przygotowaną przez Ciebie. Wspaniały jest! Coś mi się widzi, że już wkrótce się u mnie pojawi. :)

Uśćiski!

majka said...

I kto by pomyslal, ze takie zwykle wafle przekladane czekolada i orzechami moga byc tak pyszne... Jak zwykle prostota wygrywa. Ja nigdy nie jadlam pischingera ale kiedy patrze na Twoje zdjecie to juz czuje, ze musi byc pyszny :)

Pozdrawiam Basiu :)

KUCHARNIA, Anna-Maria said...

Basiu! Tym pischingerem to już mnie załatwiłaś! Nie dość, że wieki nie jadłam, to przecież fundamentalna słodycz z dzieciństwa! Genialny pomysł, by go przypomnieć i tak "przeanalizować" :)

Unknown said...

Gdybym miła wafle, to bym Cię zagoniła do roboty.
Wafli nie mam. Upiekło Ci się :D

PS: Kupić owoce passiflory? :)

buruuberii said...

margot-Alcia, wiesz dokladnei z tych samych powodow czuje, ze co tydzien go robic nei bede - ale pychotka :D

Zay, wiesz zadna z tych cukierni to nei jest strzal w 10tke, chyba bardziej ucieszy Cie wlasnorecznie oblany wafel, cos tak czuje Oliwko :))

Majka, piszesz "Jak zwykle prostota wygrywa" a ja sie po tym podpisuje dwoma rekami! :)

Anna-Maria, no czuje ze Ty go niedlugo przeanalizujesz, ja mialam super zabawe ;)

Anoushka, ale obiecuje pomoc i tak :D
Ad. PS: wiesz, robilam to ciasto Twoje "passiflorowe", bylo pyszne, wiec czemu nie, ale jak masz inne pomysly to ja zawsze na tak!

Bea said...

Ze wstydem przyznaje, ze czekoladowego pischingera nie znam :/
Za to czytajac przepis wiem, ze z cala pewnoscia by mi posmakowal :)

Notka jak zwykle bardzo ciekawa a zdjecia - urocze! :)

PS. Czy ja dobrze wyczytalam u Margot, ze KTOS nie zaklupil dyni w tym roku?!? :D

Unknown said...

owoce mialy byc dla Ciebie, bo nie pamietalam czy w koncu udalo CI sie je dostac, czy nie :)
Inne propozycje mam, jak najbardziej :)

Gosia said...

oj!!! i ja juz wieki nie jadlam wafli ...... przepysznie je zaprezentowalas Basiu i naprawde bardzo kuszaco....
Pozdrawiam cieplutko :)

Monika said...

Babeczki naprawdę przednie, masz rację Basia, z powidłem chyba są? :)
a Wasz ranking 'piszyngierów' super :)))

A te dorty z opowieści to to samo na pewno, ale co z opłatkami nie mam pojęcia szczerze mówiąc - Knedel mówił o oplatkach z pisingrovą naplni ale czy jest inne określenie na wafle w czeskim?

Uściski :)

Agata Chmielewska (Kurczak) said...

o, na takie cuś to i ja bym się skusiła :)

viridianka said...

ekstra sprawa Basia z tym rankingiem, ale jestem pewna że taki domowy to o niebo lepszy od najlepszego w KRK :)

Waniliowa Chmurka said...

Ja powiem jedno: boski !
Zarówno u Ciebie jak i Ani.
Byłam właśnie u niej przed chwilką i wzdychałam do ślicznych, małych krążków.
Ps: Dziś u Mnie jakoś waflowo, popołudniu jadłam pyszny Horalky, a teraz to.

Pozdrawiam

Hanna Mi said...

Jestem pod wrażeniem. Ranking świetny! :-) Opowieść wspaniała... A Twoje dzieło. Cudowność! Basiu, dopisz się do rankingu i przyznaj sobie 5 punktów (odemnie)! :-)

buruuberii said...

Bea, dobry jest wierz mi, mocno czekoladowy!
PS. Wstyd mi naprawde, w tym roku jakos dyniowy czas wymnknal mi sie spod kontroli, ale dynie jadlam, chciaz tyle mam na swe usprawiedliwienie :)

Anoushka, juz wszystko jasne :))

Gosia :)) rowniez cieple sle pozdrowienia!

Monika, mysle ze tylko oplatky, ale zbadam sprawe :D Ranking sprawil mi wielka radosc, czasem lubie krytykowac :)) Buziak!

Aga-aa, a poczestuj sie :)

Viri, nieskromnie przyznam, ze domowe to jest to :-)!

Olciaky, a wiesz ze tutaj Horalky ciesza sie ogromna popularnscia? Takie zwykle-niezwykle wafelki :)

Hania, ogromnie Ci dziekuje, 5 punktow przyjmuje z ogromna przyjemnoscia :) Usciski!

Magdalena said...

nas , a u mnie w domu zawsze robiło się dziwny tzn pseudo pischingier tzn bez kąpieli wodnej - tylko masło wymieszane z gorzkim kakao, cukrem wanilią, wódką i żółtkami. I tak się przez lata do tego smaku przyzwyczaiłam, że klasycznego, a raczej prawdziwego pischingera nie lubię. Ot, co czynią te przyzwyczajenia wyniesione z domu.

atina said...

Basiu przygotowałam pischingera z tego przepisu :) jest pyszny, choć na moje wafle to coś mało mi tej masy wyszło i podwoiłam;))) Generalnie pycha :) Dzięki za przepis :*

buruuberii said...

Atina, ciesze sie :-) przepraszam za te proporcje, od roku sobie obiecuje, ze go powtorze, bo tak czulam ze cos moglam nei do konca dobrze zapisac i z etej masy bylo tak na styk, to teraz chyba mnei zmobilizowalas :D Usciski!