Monday, September 24, 2012

kandyzowane nadziewane węgierki



pani Maria miala niesamowity tembr glosu, gdy tylko probuje go sobie przepomniec, to cisna sie na usta slowa "charakterystyczny, z nuta zachrypniecia", blond wlosy pani Marii, krecone, pozbijane w delikatne loki, nieco postrzepione pieknie zbieraly promienie slonca gdy spotykalam sie z Nia w mieszkaniu na krakowskiej ulicy Smolensk (tak, jest taka ulica, znana na dlugo wczesniej przed "samolotem"). Chcialam jej zrobic zdjecie, gdy te promienie slonca tak wpadaly we wlosy, lecz nie mialam odwagi zapytac. 

W przedpokoju zawsze lezalo kilka Duzych Formatow... a wtedy na przedostatniej stronie w DF byly przepisy kulinarne. W jednym z nich znalazlam przepis na suszone nadziewane wegierki - szalenstwo. Od lat, raz na rok gdy w sile wrzesien, przegrzebuje dawne wycinki z Duzego Formatu i probuje znalezc owa kartke z przepisem, jestem bardziej niz pewna, ze zabralam go wtedy z przedpokoju pani Marii, co roku przekonuje sie, ze jednak tamtego przepisu nie mam, widocznie nie mialam odwagi zapytac.

I co... jakis czas temu znalazlam taki sam przepis jak ow zaginiony u Lucyny Cwierczakiewiczowej ("Jedyne praktyczne przepisy", strona 97, śliwki węgierki nadziewane) i w mig sobie przypomnialam, ze przeciez wtedy przed laty, gdy tylko przeczytalam przepis z Duzego Formatu z pewnego przedpokoju, to natychmiast go zrealizowalam i ze polaczenie sliwki-cynamon-skorka-pomaranczowa nie bylo moim ulubionym. Za to inna sugestia Cwierczakiewiczowej oczarowala mnie na calego: wegierki i laur - doskonaly smak! 

Przepis na kandyzowane nadziewane śliwki węgierki (inspiracja przepisami Cwierczakiewiczowej):    

1kg sliwek wegierek  
1/2kg cukru 
3 liscie laurowe (najlepiej swieze)   

nadzienie: garsc orzechow wloskich, migdalow badz 2 kromki czerstwego zytniego chleba skropione wódką

Wegierki pestkuje (nacinam bardzo delikatnie, by pozniej sie nie rozpadaly) i ukladam dosc scisle w jednej warstwie na duzej patelni. Zasypuje cukrem, wrzucam liscie laurowe, przykrywam patelnie pokrywka i pozostawiam na 12 godzin, by sliwki puscily sok. Nastepnie wegierki z cukrem podgrzewam na bardzo malym ogniu, doprowadzam niemal do wrzenia (~90st.C, nie gotowac) i skrecam gaz. Odstawiam do ostygniecia na kilka godzin.
Znad wegierek zlawam powstaly syrop, syrop zagotowuje i odparowuje na niewielkim gazie przez 5 minut po czym zalewam goracym syropem zimne wegierki, odstawiam do ostygniecia na kilka godzin. Czynnosc zalewania sliwek goracym syropem powtarzam 3-4 razy, az wegierki beda szkliste. Sliwki odsaczam na sicie (mozna delikatnie podgrzac),  nadziewam orzechami badz kulkami z chleba, wkladam do sloikow i czekam nim znikna, a znikaja szybko :-)

PS. Kandyzowac mozna dowolne sliwki, lecz moim zdaniem wegierkom malo ktore dorownaja.

Monday, September 17, 2012

sos tahini



w, a co lepsza na lodowkach, zdarzaja sie prawdziwe perelki. Marysia miala na lodowce przylepione przykazania Leszka Kolakowskiego. Angeles zawsze miala w lodowce kawalek prawdziwego hiszpanskiego lomo. Na drzwiach lodowki we Fritzu wisiala przyklejona piecioszeklowa
moneta i taki oto tekst w jezyku miedzynarodowym: "chamie, ktory wypiles moje mleko - wez te 5 szekli i idz je sobie kupic sam!". Pavel ma na lodowce naklejki przywozone z calego swiata, od ponad roku brakuje juz na niej miejsca. Gosia na poleczce na drzwiczkach lodowki ma chyba troche zapomniana konfiture z platkow rozy ;-)

Utkwil mi tez w pamieci inny lodowkowy obraz z poczatku pobytu na Bliskim Wschodzie. Lodowka Ewy, druga polka od gory, a tam sloiczek z sosem tahini i obok pudeleczko z ziarenkami granatu,
tych ziarenek dobre cwierc kilograma. Ewa powiedziala wtedy, ze dostala owe smakolyki na szybkie ozdrowienie. Dopiero teraz dociera do mnie, ze Ewy zydowski kolega o irackich korzeniach, przyniosl jej wtedy to, co w tamtej czesci swiata uwaza sie za wyjatkowe: granat - symbol pomyslnosci i sos tahini - sos sosów.

Sos tahini, sos z tahini
(zwany czesto jedynie tahini badz thina) wydaje sie byc podstawa kuchni Bliskowschodniej, a juz na pewno izraelskiej, obecny w domach i restauracjach, w kazdej ksiazce o kuchni zydowskiej czy
palestynskiej jest jednym z pierwszych przepisow. Sos tahini w wersji podstawowej to tahini (maslo sezamowe) doprawiona tylko sokiem z cytryny i rozcienczona woda. Wersje bogatsze zawieraja czosnek, natke pietruszki czy kolendry, badz siekane pistacje lub orzechy. Sos tahini jest obowiazkowy do falafela, kebabu, kotletow jagniecych, do pieczonych warzyw czy salatek. W smaku zdecydowany, sezamowy, gorzkawy, uzywa sie go z umiarem, ale z uplywem czasu kazdy milosnik tahini zaczyna uzywac go wiecej i wiecej.

Przepis na sos tahini
czyli bliskowschodni
sos sezamowy (wspomnienia + kazda ksiazka o bliskowschodniej kuchni):

3 lyzki jak najlepszej tahini

2 lyzki wody
1 lyzka soku z cytryny

W niewielkiej miseczce umiescic tahini, stopniowo dodajac wode i sok z cytryny, wymieszac na gladki, lejacy sie sos (przy pierwszym kontakcie tahini z woda sos twardnieje i zbija sie w kule, nie nalezy sie zmartwic, tylko dodac cala porcje wody, ewentualnie nawet kilka kropel wiecej). Gotowy sos mozna przechowywac kilkanascie dni w lodowce. Na Bliskim Wschodzie obowiazkowy!


PS. Dzieki ogromne Waldku za sponsorowanie wpisu ;-)

Wednesday, September 05, 2012

dereniówka na miodzie



rozdzial pierwszy: tajemnicze owoce. Deren w Czeskim Krasie w roku 2006 obrodzil wyjatkowo obficie, zreszta rok i cztery lata pozniej tez. Owoce derenia lezaly tu i owdzie na sciezce, wprost pod nogami. Wtedy na brzegu kamieniolomu Solvayovy lomy, w poblizu miejscowosci Svatý Jan pod Skalou, zobaczylam pierwszy raz na wlasne oczy owoce derenia jadalnego (lat. Cornus mas, cz. dřín obecný), ktore wczesniej znalam tylko z opowiesci rodzinnych w stylu "przed wiekami dereniowka sie raczyli". Mialam wrazenie, ze znalazlam owocowy skarb.

Rozdzial drugi: tajemniczy alkohol. Bylam pewna, ze najtrudniejszy etap juz za mna - mialam w garsci derenie z dawnych wspomnien, nic bardziej oczywistego, wystarczy tylko wejsc do pierwszego lepszego sklepu i kupic 95% spirytus. Ale, ale przeciez w Czeskiej Republice pije sie wylacznie piwo jak glosi slawny stereotyp, dodam ze stereotyp w druga strone mowi, ze w Polsce "wali" sie tylko wódę (i to w ogromnych ilosciach:). Co by nie opowiadac, po dzis dzien spirytusu nie widzialam w zadnym czeskim sklepie, no moze poza 100ml skażonego :D

Rozdzial trzeci: tajemniczy pan. Razu pewnego dostalam bardzo przyjemny e-mail od zuplenie nieznanego mi Marka, ktory zaciekawiony moimi wywodami nt. dereniowki postanowil przyslac mi zdjecie niewiarygodnej aleji dereniowej w samym sercu Polski, w pelni kwietnienia - zlote kwiaty - cos niewobrazalnego! Od tamtej pory zauwazam krzewy derenia niemal wszedzie, gdy kwitna w poczatku kwietnia. W tym roku mimo bujnego kwitnienia deren obrodzil kiepsko, jesli tendencja znizkujaca sie utrzyma, to lepiej nie myslec co bedzie za rok.

Rozdzial czwarty: dlaczego nie miod? Jesli wziasc pod uwage, ze cukier do XVw. byl uzywany w Europie jako lekarstwo badz przyprawa, to uzycie miodu w nalewkach ktorych historia siega co najmniej sredniowiecza zdaje sie byc dobrze historycznie uzasadnione (mimo, ze praktycznie w nalewkach miodowych powstaje wiecej osadu i owe nalewki moga sie dluzej klarowac niz nalewki na bazie cukru), nie pozostaje nic innego jak sprobowac - nalewki na miodzie maja przynajmniej dwie zalety - dojrzewaja szybciej od swych cukrowych wersji, ponadto obdarzone sa delikatnym miodowym aromatem. Jesli jednak ktos nie lubi miodu, to na klasyczna dereniowke zaprasza dzisiaj Monika! A potem zyli dlugo i szczesliwie ;-)


Przepis na miodową nalewkę z derenia aka dereniówkę na miodzie:

1kg bardzo dojrzalych owocow derenia
1/2l wodki
1/2l spirytusu
1/2kg miodu



Owoce derenia wrzucam do 3-litrowego szklanego sloja i zalewam mieszanka spirytusu i wodki (w proporcji 1:1, moc takiego alkoholu to ~67%). Po 14 dniach zlewam cala ciecz znad owocow, a pozostale owoce derenia zalewam miodem. Od tego momentu potrzasam butla 1-2 razy dziennie, az do rozpuszczenia sie miodu (4-5 dni). Gdy miod sie rozpusci zlewam syrop (przez poczwornie zlozona gaze) i lacze z uzyskanym wczesniej nalewem alkoholowym. Nalewke wlewam do duzej butli, odstawiam na pol roku w ciemne miejsce (przed konsumpcja zlewam nalewke znad osadu do mniejszych butelek). Powiadaja, ze to nalewka nalewek.

PS. Moniazo - dziekuje za wyroznienie i Twe slowa, ktore sprawily mi wielka przyjemnosc :-)
PS. 2. I jeszcze jesli ktos ma ochote czytac to podlinkuje poprzednie odcinki dereniowych przygod: 2006, 2009, 2010, 2011.