Tuesday, May 28, 2013

galaretka piwna



z moich praskich kilkuletnich obserwcji wynika, ze piwny swiat w Czechach dzieli sie na milosnikow piwa Plzeň (oficjalnie Plzeňský Prazdroj czyli Pilsner Urquel) i reszte swiata. Ci ktorzy piwa z Pilzna nie stawiaja na pierwszym miejscu, zazwyczaj wybieraja Budvar z Budziejowic albo Bernard z Humpolca, czy jeszcze Svijany z miejscowosci o tej samej nazwie, badz praski Staropramen, ze wymienie tylko te dobrze znane browary. Potem zaczyna sie dluga lista malych, tak zwanych mini-browarow, ze wspomne tylko nasze ulubione Únětické z podpraskiej wioski Únětice.

Piwo = Czechy. Bez dwoch zdan. Zimne piwo, bardzo zimne. Piwo au naturel, czyli bez zadnych dodatkow, a juz na pewno nie z sokiem. W tym miejscu pragne nadmienic, ze tutaj najwieksza zbrodnia jaka moznaby popelnic na piwie, to dodac do niego sok!! Wszyscy nasi znajomi bez wyjatku sa wielce zgorszeni i krzywia usta zniesmaczeni, gdy potwierdzamy, ze w Polsce pija sie piwo z sokiem/syropem. Cos takiego jak "piwo z sokiem" w Czechach nie istenieje i raczej nigdy istniec nie bedzie, co prawda piwa typu "radler" i tutaj staja sie popularne, ale dam glowe, ze zaden zagorzaly piwosz po piwo z lemoniada nie siegnie.

Piwo = hospoda. Bez dwoch zdan. Jesli dobre i zimne piwo, to najlepiej (a moze i wylacznie) wybrac sie do przybytku zwanego hospoda. Zarowno hospoda jak i pivo to czesc czeskiej tradycji, tak samo jak knedlík czyli knedel (zupelnie nie wiem dlaczego nazywalny w mojej ojczyznie knedliczkiem). Pivo jest dobre w Czechach na kazda okazje, a najlepiej bez okazji, czyli dla samego picia piwa mozna po prostu zasiasc w hospodě z zimnym půllitrem, czyli kuflem. A jesli juz ktos musi pic piwo w domu, to najlepiej wyskoczyc ze szklanym dzbankiem (w ramach wyjatku z plastikowa butelka) w kapciach do najblizszej hospody i poprosic o nalanie zimnego piwa prosto z beczki, by potem popijac je w zaciszu domowym chocby do kielbasek na czarnym piwie.

Piwna galaretka (aka pivní marmeláda) to wcale nie jest przysmak jakos szczegolnie w Czechach znany, obawiam sie, ze jest to troche profanacja, a i chwyt turystyczny zapewne. Powiedzialbym, ze taka galaretka moglby byc dla Czech typowa, ze wzgledu wlasnie na glowny skladnik - piwo, ale z kolei przeciez tutaj piwa sie nie dosladza... (Nomen omen, slowo "doslodzic" pochodzi zapewne od "dodac slodu"?)
Galaretke robilam z Ewelina i Monika, u nich w odrobine innych wersjach, wiec rowniez polacam! Moja piwna galaretka jest delikatna, swieza, jak to stwierdzil Dominik "smakuje jak piwo bezalkoholowe" (caly alkohol wyparowuje w trakcie gotowania). Ze slodka bulka czy grzanka doskonala, a co dopiero z pivním rohlíkem*!


Przepis na galaretkę piwną (inspirowane nalesnikami z browaru pivovarský dům):

1/2 litra piwa
pol lyzeczki soku z cytryny
1 wedzona wegierka (opcjonalnie)
250g cukru
20g pektyny lub dżemixu

Piwo wlac do rondelka i powoli podgrzac (uwaga, na poczatku piwo bardzo sie pieni), gdy przestanie sie pienic, zwiekszyc ogien i zagotowac. Gaz zmniejszyc, wrzucic suszona wegierke i dolac sok z cytryny, a nastepnie ciagle mieszajac powoli oddawac pektyne/dżemix wymieszana z cukrem. Galaterke doprowadzic do wrzenia i gotowac na srednim ogniu 7-10 minut. Zdjac piane, wlac do sloiczkow (3x200ml) i czekac az zgestnieje. Slodka, o lagodnym piwnym smaku i zapachu.


* pivní rohlík to czeski wyrob piekarski - rogal drozdzowy (zazwyczaj tylko delikatnie zagiety) posypany grubą solą, wbrew nazwie piwa nie zawiera, ale mowia ze swietnie do piwa pasuje.

PS. W chwili gdy opublikuje sie ten wpis bede siedziec w hospode "Na pasece" gdzie podaja Plzen - jestem piwnym ignorantem, wiec oczywiscie racze sie czerwonym winem ;-)

.

Tuesday, May 21, 2013

marynowany oscypek



po drodze, gdzies za Rabka, a moze juz za Nowym Targiem minelismy skupisko kilkudziesieciu ciemnozielonych olbrzymich namiotow, stala tam garkuchnia, bylo miejsce na ognisko, jakies choragiewki mniejsze czy wieksze, proporce, przy bramie straze, wszedzie ludzie w czapkach i mundurach, zielono-szarych tak mi sie wydawalo. Wygladalo to wszystko bardzo zdyscyplinowanie.

Taki obrazek zobaczylam podczas mojej pierwszej drogi w Tatry. Lat mialam 5. Potem bylo nabieranie wody z gorskiego potoka do metalowej menazki i wspinanie sie po skalach. Az wreszcie Dolina Pieciu Stawow i siedzenie na kamieniach, w zawiniatkach smazona kura w panierce. Jednak z tamtej wycieczki zapamietalam glownie, ze "jak bedziesz wyrzucac smieci w Tatrach, to trafisz do tego obozu ktory mijalismy po drodze". Balam sie strasznie tej grozby, jeszcze przez kilka lat nie mialam bladego pojecia, ze byl to "tylko" oboz harcerski. Jestem pewna, ze wtedy dorosli straszac mnie mundurami nie przewidzieli, ze kilka lat pozniej pobyt na obozie harcerskim zapamiatam jako przyjemnosc rowna chodzeniu po Tatrach.

Ostatnio bylam pod Tatrami niewiele ponad pol roku temu. Zamiast isc w Gory poszlam oddac krew, zycie jest bezwzgledne, wiec czasem jedzie sie pod Tatry nie po to zeby isc potem po skalach. W drodze powrotnej przeszlam sie pod szczytami, poszlam na Pęksów Brzyzek (gdzie niezmiennie moj podziw budzi przepiekny pomnik Tadeusza Gąsienicy-Giewonta), potem kupilam kilkanascie malych niby oscypkow (redykołek), z krowiego mleka, juz bylo po sezonie. Wrzucilam razem z korzeniami do oliwy, mowli ze pyszne*!


Przepis na marynowany oscypek (wariacja nt. marynowanego sera typu camembert):

7 malych oscypkow (redykołek) lub 1/4 duzego oscypka
1/3 szklanki oliwy
1/3 szklanki oleju slonecznikowego
5 lisci laurowych
13 kulek ziela angielskiego
13 kuleczek czarnego pieprzu
3 suszone papryczki chili
3 suszone limonki lub kawalek cytrynowej skorki

Male oscypki osuszyc za pomoca recznika papierowego, lub pozostawic  w suchym miejscu na okolo 6 godzin (duzy oscypek pokroc w okolo 1-cm plasterki). Nastepnie ser umiescic w szklanym sloju, dodac przyprawy, zalac oliwa z olejem (ma przykryc dokladnie ser) i odstawic w cieple miejsce na okolo 5-7dni. Mozna przechowywac kilka tygodni. Jako gorska przystawka marynowane oscypki sa doskonale.

* tak wypowiedzieli sie nasi czescy przyjaciele, oni dobrze wiedza jak ma smakowac marynowany ser ;)

.

Tuesday, May 14, 2013

fińskie śniadania



nie zdziwilo mnie, ze na stole akademickiego mieszkania TUT, czyli Technicznego Uniwersytetu w Tamepere nie ma slynnego wazonu Savoy Alvara Aalto*, a jedynie olbrzymie plastikowe kwiaty i firanki niestety udajace marimekko, to w koncu przecietne mieszkanie na przecietnym blokowisku, choc co prawda wsrod sosen, brzoz i skał. Zaskoczylo mnie jednak bardzo, ze w bialej minimalistycznej kuchni do zludzenia przypominajacej ta z biura samego Aalto (z cienkimi drwenianymi listewkami jako detalem wykonczeniowym bialych szafek), brakuje zwyczajnej drewnianej deski do krojenia (chocby sera). Nie dawalo mi spokoju, ze w wyposazonej kuchni nie ma drewnianej deski  i to w kraju w ktorym lasy stanowia 75% powierzchi (kolejne 10% to jeziora), kraju ktory jest najwiekszym producentem drewna w Euorpie i jednym z kilku wiodacych na swiecie.

Po kilkunastu godzinach jedna z pustych kuchennych szuflad wzbudzila moja podejrzliwosc, ale pomyslalam "nie, to przeciez nie jest mozliwe by dno szuflady bylo zarazem drewniana deska do krojenia!". Pare dni pozniej zalilam sie znajomemu, ze obok tych wszystkich talerzykow firmy aarabia**, szklanek iittala i nozyczek fiskars nie ma zwyklej deski - Tomek zrobil wielkie oczy i powiedzial "niemozliwe, w waszym mieszkaniu MUSI byc drewniania deska do krojenia, przeciez tutaj deską do krojenia jest zawsze dno pierwszej z gory szuflady!". Czego to ci Finowie nie wymysla ;-)

Jesli istnieje cos takiego, jak tradycyjne finskie sniadanie, to wedle wiekszosci pytanych (jak i dostepnych zrodel pisanych) bedzie to owsianka na mleku, zazwyczaj z dodatkiem borowek czy innych owocow lesnych, zdarzy sie na sniadanie zupa z jagod, czasem chleb z maslem, serem czy wedlina. No i obowiazkowo kawa z ekspresu przelewowego z mlekiem.


W miejsce przepisu: moje ulubione finskie sniadania:

- kawalek podgrzanego sera leipäjuusto.
- odrobina dzemu z borowek (choc na zdjeciu dzem z maliny moroszki).
- kawalek chleba, np. ciemnego ruisleipä, chleby sa tu naprawde dobre.


Objasnienia:
Leipäjuusto (doslownie ser chlebowy) to poltwardy ser podpuszczkowy, krotko przypalony (ponoc najczesciej z uzyciem plomnienia czy goracej plyty), stad na jego powierzchni ciemnobrazowe kropki; wyjatkowa finska specjalnosc. Ser w smaku chyba najblizszy bundzowi, chrzesci w zebach, slodkawy, delikatny. Idealny zarowno na zimno i na cieplo, bez niego nie opuszczam Finlandii :-)

Malina moroszka (fin. lakka) to ewidentnie krolowa finskich dzikich owocow i jagod. Pita najczesciej w formie likieru, zjadana najczesciej w postaci dzemow, galaretek, bardzo czesto jako dodatek do sera leipäjuusto, choc osobiscie wybiore dzem z zwyklej czarnej borowki. 

Ruisleipä (doslownie: zytni chleb) to bodaj najpopularniejszy finski chleb. Zytni-pelnoziarnisty, ciemny, na zakwasie, o charakterystycznym ksztalcie plaskiego okraglego placka z dziurka posrodku. Chleb codzienny, niemal obowiazkowy do obiadowych kanapek (np. z marynowana ryba jak chocby graavilohi, AgaB bardzo dziekuje za rady;).


* wazon Savoy projektu Aalto mimo, ze liczy sobie przeszlo 70 lat, zachowal swiezosc formy. Ponadto nie jest to w Finlandii bynajmniej przedmiot, ktory zobaczyc mozna jedynie w muzeum (choc w muzeach tez;), wazony Aalto, notabene produkowane przez firme iittala, mozna zobaczyc w kazdym wiekszym niz osiedlowym supermarkecie, jest przedmiotem dosc popularnym, o ile nawet nie pozadanym, jako wyposazenie przecietnego gospodarstwa domowego.

** arabia, iittala, fiskars, marimekko to znane, popularne i powazane, finskie firmy produkujace odpowiednio: porcelane, szklo, nozyczki/noze, materialy tekstylne. Wiele z produkowanych przez nie wzorow siega czasow powojennych, w duzej mierze nie zmienily jednak od tamtego okresu formy i sa nadal na "poczytnym" miejscu w kazdej białej finskiej kuchni.

Tuesday, May 07, 2013

ciasto kruche kruszonkowe, z suszonymi morelami




morele maja jedno zdecydowane skojarzenie w mojej glowie: wakacje, gdy tyle co zdalismy mature, wakacje w slowackiej miejscowosci Kaluža, nad brzegem jeziora Šírava. Czas komplentej beztroski i bezecenstwa, jak to mowi moja Rodzicielka, mowi, choc raczej nigdy nie slyszala co tez tam wyprawialismy ;)

A wyprawialismy! I pozostal w ustach smak swiezych moreli. Bo tam wlasnie, nad slonecznym brzegiem slowackiego Balatonu, miedzy innymi, poznalam smak swiezych moreli, duzych, slodkich, bardzo dojrzalych i prosto ze starego drzewa, kradzionych rzecz jasna (usprawiedliwiajac sie dodam, ze moreli  w sklepie nie bylo).

Kilka lat pozniej trafilam do austriackiej doliny Wachau i przepadlam bez reszty, na rzecz moreli rzecz jasna, morelowego likieru i morelowego schnaps'u, i morelowego dzemu, czy konfitury. A  znacznie pozniej na rzecz czeskich morelowych knedli. Z moich obserwacji wynika, ze w calych Austro-Wegrzech, z wyjatkiem Galicji, wielbi sie morele, w Austrii, Czechach, na Slowacji. Ale za to my w Malopolsce mamy wegierki!

Nim owoce zaczna sie na dobre, nim bedzie cieplo, nim Mami zrobi konfiture z platkow rozy, nim przygotuje truskawkowy kruszon, nim ugotuje zupe wisniowa i dzem borowkowo-malinowy, nim zrobie powidlo z wegierek, nim... Biore sloiczek zeszlorocznego powidla lub tez suszone morele i pieke moje ciasto pt. "gdy pomyslow brak" - ciasto kruszonkowe posypane obficie cukrem krysztalem.


Przepis na kruche kruszonkowe z suszonymi morelami (nadzienie z misich lapek, reszta radosna tworczosc wlasna):

ciasto:
400g maki
200g masla
100g cukru
2 jajka

nadzienie*:
400g suszonych moreli
1/2 szklanki bialego wina
1/2 szklanki wody
50ml brandy lub morelowego likieru
3 lyzki dzemu koloru pomaranczowego
LUB 
sloiczek wegierkowego powidla

do posypania: garstka grubego cukru krysztalu

Nadzienie: suszone morele drobno posiekac w paseczki, zalac woda i bialym winem, gotowac na srednim ogniu przez 10-15 minut, dodac brandy, dzem i gotowac dalsze 2 minuty, nadzienei ma byc geste, jak dobre powidlo. Ostudzic.

Ciasto: maslo posiekac z maka wymieszana z cukrem, na koncu wbic (zimne) jajka i ciasto zagneisc w zgrabna kule. Ciasto podzielic na 2 kule mniej wiecej tej samej wielkosci. Jedna czescia ciasta wylozyc blache o srednicy 28cm, a druga kule schlodzic w zamrazalniku przez 10 minut. Na spod ciasta wylozyc nadzienie, na wierzch zetrzec schlodzona czesc ciasta na tarce o grubych oczkach. Wierzch ciasta posypac grubym cukrem. Piec na zloto, 30 minut w temp. 175st.C.

* nadzienie w tym ciescie moze stanowic dowolne powidlo czy dobry dzem, jak rowniez swieze owoce.
.