Monday, December 09, 2013

pierogi z wędzonymi śliwkami



myślę, że właśnie wtedy znienawidziłem zapach dymu z wędzenia mówi Łukasz. W całej okolicy ścieliły się październikowe mgły, październikowe mgły wymieszane z dymem wędzonych węgierek. Każdy w okolicy wtedy śliwki wędził. Chyba całe to wędzenie trwało kilkanaście dni, jedną partię suszyło się dni kilka, chyba z pięć. Za domem Babci, tam koło czereśni, gdzie idzie się w stronę "szkapy", była taka góreczka, góreczka jest bardzo ważna. W góreczce wykopany był dołek, nad nim położona była kratka z drwnianych patyczków (mniej więcej 60x80cm), do tego prowadził tunel w ziemi, na końcu którego paliło się ognisko. Węgierki wędził Dziadziu. Wyrzucał je na te deszczułki, na początku sie parzyły, syczały, nadymały się, po kilkunastu godzinach, gdy odparowała ze śliwek większość wody, zaczynały się suszyć, suszyć w dymie, wędzić.

Babcia robiła czasem w zimie pierogi ze śliwkami z syropu, ale pierogi z szuszonymi (czyli wędzonymi) śliwkami jadło się tylko raz w roku - na Wigilię! A jak się te pierogi jadło na Wigilię, to każdy miał na talerzu kupkę pestek, bo węgierki były z pestkami wędzone - wspomina z kolei Niusia. I dodaje: przed wieczorem przebierałyśmy te śłiwki, bo nie wszystkie równo się wędziły, potem przynosiłyśmy je z pola jeszcze ciepłe, a gdy dobrze wystygły Babcia Rózia takie swieżo uwędzone wkładała do "kamienioczka" i przesypywała cukrem, trzymała je w chłodniejszym miejscu, aż do Świąt. Węgierki jeszcze Dzadziu wędził w połowie lat osiemdziesiątych, potem drzewa zaczęły chorować, śliw było mniej, z czasem na rynku pojawiły się suszone, bez pestek... Wędzone węgierki to jest zupełnie inna liga.

Pierogi z wędzonymi węgierkami (choć używało się na nie wtedy określenia: "pierogi z suszonymi śliwkami", bo wówczas rozumiało się samo przez się, że suszone śliwki to tylko i wyłącznie wędzone węgierki) to, jak sama nazwa głosi, pierogi nadziewane wędzonymi śliwkami węgierkami - wynalazek bardzo małopolski, wigilijny. Pierogi podaje się na słodko, polane roztopionym masłem i posypane cukrem. Choć wychowałam się pod Gorlicami, to nigdy w dzieciństiwe o pierogach z suszonymi śliwkami nie słyszłam, a 15-20km na zachód były na Wigilę obowiązkowe! Pierwszy raz powiedział mi o nich Łukasz dodając, że są to jego ulubione pierogi i że lepszych nie zna!


Przepis na pierogi z wędzonymi śliwkami (według Niusi):

1/2kg mąki  
1 i 1/3 szkl wrzącej wody  
1 jajko  
1-2 łyżki oleju  
szczypta sol
nadzienie: 1/2kg wędzonych śliwek węgierek  

Mąkę zalać wrzącą wodą, trochę zarobić, dodać jajko, olej sól, ciasto wyrobić doładnie, by było gładkie i elastyczne. Następnie ciasto wałkować na płaty grubości 2mm. Wykrawać krążki o 6cm średnicy, nakładać na nie wędzone śliwki, ciasto nieco naciągnąć i zlepić brzegi. Wrzucać na gotującą osoloną wodę i gotować 1 minutę od momentu wypłynięcia. Podawać polane masłem i posypane cukrem. Łukaszowe ulubione.


*wędzenie = suszenie w dymie. Ciekawostką jednak jest, że termin "wędzenie" często ogranicza się do ryb i wędlin. W Małopolsce, w przypadku wędzenia owoców, mówiło się zazwyczaj "suszone", przez co rozumiało się suszenie w dymie wędzarniczym. Dzisiaj jednak wydaje się, że należy wyraźnie odróżnić śliwki suszone w dymie (czyli wędzone) od śliwek tylko suszonych.

17 comments:

Majana said...

Basiu droga, pierożki mają cudowne falbanki, takie spódniczki wręcz. Jestem zachwycona, jakie one piękne!
Nadzienie cudowne,wyobrażam sobie jak bosko musi pachnieć i smakować.
Pozdrowienia :)

margot said...

Madzia ma racje są ulepione w piękny sposób, a sam farsz więcej niż zaskoczenie, bo dla mnie już pierogi śliwkowe byłyby nowością,ale takie z wędzonymi tym bardziej.
Basia a jak się je zjada , same , jakąś polewką i hm to raczej danie słodkie czy słone ?

Karolina said...

O Basia to chyba telepatycznie się o wędzonych śliwkach zamyśliłam i ugotowałam wigilijną zupę z takowych, dziś właśnie u mnie :) To jest kujawska tradycja i koniecznie choć kilka wędzonych śliwek musi być i lane kluseczki do tego.
Twoich pierożków też bym pojadła, oj pojadłabym!

Kamila said...

Bardzo ciekawi mnie ich smak, nie znam takich pierożków :) Pozdrawiam

Dominika Wójciak said...

Wędzone węgierki to jeden z moich ukochanych smakołyków. Pierwszy raz słyszę o pierożkach, których stanowią one wnętrze. Koniecznie wprowadzę je do naszego wigilijnego jadłospisu.

AniaPP said...

Co za piekny wpis! Wlasnie dzis otrzymalam przesylke ze sliwkami wedzonymi od rodziców z Polski, i chetnie bym spróbowala tego przepisu. Pozdrawiam serdecznie. AniaPP

buruuberii said...

Majana, przechodzilam kilk arazy szkolenie pod okiem samej Mamy Luaksza i wreszcie zalapalam jak to jest z falbankami i nawet polubilam robienei pierogow :))

margot, Alusia dobre pytanei zadalas, bo zapomnialam: zjada sie je tylko posypane cukrem, choc slyszalam, ze mozna polewac smietanka, to w moich stronach tylko polane maslem + cukier wlasnie (lece dopisac!) :**

Karolina, o wigilija zupa sliwkowa,. a to z kolei dl amnei nowosc, bo znam tylko kompot z suszu :)

Kamila, no wlasnei podejzewam ze te pierozki sa dosc lokalna potrawa, a naprawde 1-klasa!

Dominika, polecam w ciemno, nie mozna sie rozczarowac, bo sa neisamowite, no chyba ze ktos nei lubi ewedzoneych sliwek, ale de gustibus non est disputandum :D

Ania PP, to niech bedzie tem wpis i z dedykacja dla Ciebei - ja zawsze jesnienia wywoze z Polski kilogram sliwek wedzonych,a jak mi braknei to Mama i czasem mi dosle :)))

margot said...

Eee to ja wole tą wersję klasyczną, mi jakoś śmietana czy śmietanka do pierogów nie pasuje

Zielowa said...

Chociaż bardzo nie lubię niczego, co wędzone urzekł mnie sposób w jaki opisałaś cały przepis i jego pochodzenie, przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

buruuberii said...

margot, Alu no mnie tez ta smietanka niekoniecznie pasuje, al emysle ze wielka zbrodnai o nie jestm choc mnei sama aromat sliwek wystrczy :)

/niepoprawna./ bardzo Ci dziekuje za wspanialy i szczery komentarz! To bardzo cenne dostawac takie uwagi, dla mnei to w pewien sposob informacja ze nawet rzeczy ktorych nie lubimy moga sie nam w pewien sposob "podobac" :) Pozdrawiam Cie cieplo!

Evi said...

Nie znałam takich dotąd. A smaki bardzo świąteczne :).
Piękna, oszczędna stylizacja :).

Ewelina Majdak said...

Basiu nie ma dla mnie nic piękniejszego niż zapach (i smak) wędzonych śliwek. Jestem od nich mocno uzależniona. MOCNO. Faktycznie o pierogach zapomniałam! Została mi jeszcze garstka, ulepię.
Mgły u nas iście październikowe, a tu połowa grudnia zaraz!
Całusy :*

Amber said...

Jak ja lubię Twoje wpisy,potrawy...
Ulepiłam w tym roku pierogi z gryczaną kaszą i wędzonymi śliwkami.
Ale może i te z samymi śliwkami jeszcze zrobię.

Unknown said...

pierogi ze śliwkami na Wigilię to pozycja obowiązkowa u mnie w rodzinnym domu i bitwy na drugi dzień kto zje te które zostały;)

Wiewióra said...

zrobione wczoraj w miłym towarzystwie i schowane by nie trafiły od razu do naszych brzuchów! przepyszne! dziękuję Ci Basiu bardzo!

buruuberii said...

Evitaa, dziekuje za slowa pochwaly odnosnie stylizacji - lube komplementy :)))

Around the kitchen, Polus czytam Twoje slowa i jakbym je sama pisala - uzalezniona od wedzonych sliwek to dobre okreslenie :)) Buziakow moc!

Amber, Aniu widzialam Twoje z gryczna i mnie zachwycily "polskoscia", dla mnei te wedzone sliwki to malopolska spuscizna, ktora uwielbiam!

Ilona De, dziekuje Ci za koemtrza - uwielbiam czytac o takich rodzinnych historiach, jeszcze do tego o sliwkach :))

Wiewióra, ogromnie sie ciesze ze mi napisalas, ze je zrobilas, nic przyjemniejszego niz uslyszec, ze udalo mi sie Ciebie namowic na te pierogi :))) sciskam mocno!

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

Ale opowieść! Pięknie się czyta, jak zawsze Basiu :)

Pozdrowienia ciepłe z gdanska!