Monday, November 09, 2009

ukraiński kożuszek


wyprawe na Sniezke podjelismy juz po raz trzeci, raz zakonczylismy ja wizyta w polskiej restauracji pod Obserwatorium (w ktorej Polacy mowiac po polsku nie moga placic czeskimi koronami), raz siedzac po zawietrznej pod kaplica sw. Wawrzynca. W 2005 owego biegu na Sniezke nie zakonczylismy na szczycie, bo po wizycie w chacie Jelenka, kilka kilometrow od szczytu, zajadajac tvarohové knedlíky s meruňkami postanowilismy nie udowadniac naszym kolegom, ze jednak lubimy biegac na biegowkach i po prostu sobie wrocilismy...

Tak od tamtego czasu wzbudzamy istna sensacje! Otwarcie potrafimy powiedziec, ze nie lubimy czegos co lubia wszyscy, nielada wyczyn, nieprawdaz? W tym roku, ku naszej wielkiej radosci nie bylo wystrczajaca duzo sniegu, by na biegowki sie wybierac, ale i tak nie ustawaly pytania dlaczego nas to nie bawi, a w zasadzie pytania o to, jak nas moze nie bawic cos, co bawi wszystkich, czyli dlaczego nie miescimy sie w normie? Bo tak to w Czechach zazwyczaj jest - nie nalezy odbiegac od sredniej, najlepiej byc takim jak inni i nie zwracac na siebie za bardzo uwagi.

Przezylam miniony weekend, doroczny weekend w Karkonoszach, z gwozdziem programu: wyprawa na Sniezke. Na koniec owej wyprawy, zjadlwszy kynuté borůvkové knedlíky w chacie Růžohorky, zabladzilismy w lesie, w nocy, we mgle, bez latarek, po kostki w mokrym sniegu... Nauczlo mnie to bladzenie, ze nalezy mowic glosno iz idziemy zla droga, niewazne ze 7 osob wie lepiej, a moja postawa odbiega od sredniej...

Przepis na slatake z buraczkami absolutnie zwraca na siebie uwage, ponoc to jest przepis o ukrainskich korzeniach, wiec jemu wolno :-) Przepis wygrzebala Ivka, milosniczka czerwonych buraczkow, ktore srednio sa w Czeachach popularne. Ivka wyprobowuje kazdy przepis na buraczki, jedynie do barszczu nie moge Jej przekonac...

Przepis na salatke "ukrainski kozuszek" (oryg. šuba neboli ukrajincův kožíšek, z ksiazeczki Chytrá kuchařka, Kájina Šponarová, 6-8 porcji):
30dag matjasow, odsaczonych z oleju
1 cebula
3 ugotwowane marchewki
3 duze ugotowane ziemniaki
3 srednie ugotowane buraczki
150ml majonezu
150ml gestego jogurtu naturalnego
sol, pieprz czarny swiezo mielony


Ugotowane w mundurkach warzywa (buraczki nalezy ugotowac osobno) studze, a nastepnie obieram. Na dnie salateki ukladam pokrojone w 7mm paseczki matjasy (1 warstwa), posypuje drobniutko posiekana cebulka, nan scieram na tarce (na grubych oczkach) marchewki, sole, pieprze, rozsmarowuje polowe majonezu wymieszna z polowa jagurtu, posypuje startymi ziemniakiami, znow sole, pieprze, nastepnie tre buraczki. Calosc na koniec przykrywam warstwa majonezu wymieszanego z jogurtem. Pakuje do lodowki na dobre 24 godziny. Wyjmuje z lodowki 2 godziny przed podaniem. Absolutny hit, wszyscy mysla ze to ciasto z wisniami :-)

PS. Nie zeby znowu w Czeskiej Republice bylo tak zle, jest po prostu inaczej, na tyle inaczej ze czasem daje sie to zauwazyc :-)

25 comments:

Gosia said...

ojejku,przyblizylas mi wspomnienia o wycieczkach na Sniezke (jestem z Jeleniej Gory :D),fajnie poczytac ,no i czeskie jedzonko.......
salatka musi byc pyszna,uwielbiam salatke ze sledziami i burakami :)
Pozdrawiam :)

margot said...

Basiu , ale opowieść , no nieźle tam masz....
Hm sałatka pięknie wygląda ,ale doczytałam ,że jednak ona nie dla mnie ,a ten chleb sama piekłaś co?
Piękne to zdjęcie , oj piękne

Bea said...

No tak, niestety z autopsji wiem co znaczy wybiegac poza norme; i niestety nie zawsze jest latwo byc tym 'innym' ;)
Salatke jadlam juz bardzo podobna, oczywiscie od uczennicy! :)) Choc nie do konca jestem pewna czy z Ukrainy... i nie do konca jestem pewna, czy byla tam tez marchewka... ale wszystkie inne skladniki tak i wiem, ze baaardzo mi smakowalo! Zapisuje wiec, zeby nie zapodziac :)

Buziaki Basiu!

PS. Pisalam juz u siebie, ale dopisze i tu, ze foremek jeszcze nie mam :( Ale nie trace nadziei... ;)

PA!

buruuberii said...

Gosia, czeskie jedzonko bardzo lubie, powoli sobie tutaj cos z niego wrzucam, wiec zapraszam :-) A ja wiesz nigdy nie bylam w Jeleniej Gorze i ostatnio uswiadomilam sobie, ze to "rzut beretem" od Sniezki!
Pozdrawiam cieplo!

margot, no wlasnie zawsze taki przepis mnie troche oniesmiela, bo wiem ze nie dla wszystkich... ciasteczka, wypieki sa bezpieczniejsze :-) Pochwale sie: chleb moj, Nils's 60/40 z bialej zytniej, napisze o nim za jakis pare tygodni, ale jesli bys tylko chciala, to uchyle rabka tajemnicy wczesniej, bo pomysl dosyc prosty :D :*

Bea, no nie jest to latwe, tlumaczyc sie trzeba, przekonywac nie mialam nigdy sily... Z ta Ukraina to troche zartowalam, po prostu z buraczkami to ona sie nam kojarzy :)
:* duze
PS. Nie maryw sie foremkami, czekam, a gdyby cos to i ze starych cos wycisne. Kochna jestes - bardzo Ci dziekuje!

margot said...

Basiu ,ale jeszcze taki się nie urodził co by wszystkim dogodził , prawda?Zamieszczaj takie przepisy i nie mniej żadnych skrupułów :))))
A o tym chlebie(oj piękny wyszedł) to poproszę szybciej :D

grazyna said...

Ja niedawno robiłam śledzie z buraczkami i były pyszne. Muszę tego spróbować :)

kasiac said...

W temacie bycia innym - ja, mimo, że każde wakacje spędzałam u Babci w Zakopanem, nigdy nie zdobyłam Giewontu, Czerwonych Wierchów, itp. Upodobałam sobie lasy i dolinki. I już:)
Stereotyp statystycznego Czecha, który opisałaś też mi jest znany:)
Buraczki w takiej postaci na pewno by mi smakowały:) I chleb też!
Pozdrawiam Cię Basiu!

A. said...

dobry wieczór!! podczytuję od dawna ale dzisiaj postanowiłam się ujawnić :) ja taką sałatkę bardzo lubię i robię sobie podobną tylko zamiast marchewki jabłka i orzechy włoskie dodaję i jest pycha :)

weekend pełen wrażeń, dobrze że się dobrze skończył :)

a czytając notkę przypomniało mi się takie przysłowie "że jak wpadniesz między wrony musisz krakać tak jak one" no cóż moim zdaniem nie zawsze :)

pozdrawiam serdecznie :)

lisiczka_bez_kitki said...

Wyjątek potwierdza regułę. Na nieszczęście. A gdy ją potwierdza a nie przeciwstawia. To pozostaje wyjątkiem. Wyjątkowym.

Przygody są dobre. Potem, z perspektywy gorącego kaloryfera i koca po kostki, a nie śniegu.

Ewelina Majdak said...

Oj Basiulka bo wiesz to zawsze jest tak, ze wszedzie dobrze ale w domu najlepiej :)
Nie daj sie temu co robic wypada bo to strasznie nudne jest... A zreszta wiesz co? Oryginalne jest inne i lepsze :)))))
Mam nadzieje tylko ze sie nie przeziebilas :*
Salatki nie pokaze D bo bedzie taka chcial a ja nie znosze zapachu sledzi :D


:*

buruuberii said...

margot, no to z przepisem juz wiesz, a z dogadzaniem to jak najbardzoej sie zgadzam!

grazyna, sa dobre i juz :-)

kasiac, no to mnie podnioslas na duchu ze statystycznym czechem, juz sie balam ze ja tak wrednie ich oceniam... sledzie polecam, a Ciebie Kasiu serdecznie pozdrawiam :-)

A. witaj! Milo Cie tu goscic "otwarcie", wtedy moge sie przywitac dodatkowo :-)
Orzechy - Ty mnie kuszisz, wlasnie po innych blogach wypisuje ze uwialbiam wloskie i prosze masz przepis dla mnie! A wrony: swietnie to podsumowalas - niekoniecznie :-) starsznie sie ciezko przystosowuje, tzn. nie chce sie dostosowywac i narazie sie da!
Pozdarwiam Cie serdecznie

Lisoczko, ach sa dobre, nie zalowac, ale wlasnie wspominac z kubkiem cieplej herbaty w reku :) Wyjatki sa fajne, trzeba je polubc, latwiej o to niz o zmiane...

Polus, a jakze dom to dom! A wiesz, dokladnie tak z ta innoscia sobie powtarzam, nawet nie powtarzam ta innosc jest we mnie i nie musze sobie nawet tlumaczyc ze to cos "nie tak" jak jest jest dobrze :-)
A Ty absolutnie zadnego sledzia sie nie tkniesz? :***

Waniliowa Chmurka said...

A widzisz ,człowiek zawsze uczy się na swoich błędach!
ale najważniejsze żeś cała i zdrowa!:))
Buraczki wielbię.
Buźka :*

Małgoś said...

Oj, a ja zupełnie niedawno jadłam taką bardzo podobną u swojej przyjaciółki. I choć nie lubię za bardzo ryb śledziowych - to to mi całkiem nawet smakowało. :)
Ps. A biegówki to narty? sorry za głupie pytanie, ale wiesz, ja z nad morza, nie z gór... ;-)

An-na said...

No to nam się ukraińskie smaki zbiegły w czasie. Oddam miseczkę barszczu za talerzyk sałatki ;)

arek said...

Basiu , niestety instynkt stadny to chyba jeden z najsilniejszych:D
ale ja gram w Twojej druzynie:)
Zazdraszczam Ci okropnie pobytu w Karkonoszach, pare lat temu bylismy w Pecu ze znajomymi i tez przecielismy peopwine naszej znajomosci...nie wiem czemu ludzie nie lubia miec troche czasu dla siebie lub liczyc sie z czyjas opinia? w koncu wyjechac razem nie oznacza wszedzie chodzic razem ,prawda?
Mimo to pojechalbym tam nawet z nimi hehe. Mieszjalismy w "centrum" w hoteliku przy strumieniu...Pozdrowionka

buruuberii said...

Olciaky, no widzisz, ale do jakch doszlam wnoskow, ze nie mozna sie dac zakrzyczec :-) niech zyja buraczki!

Malgosia, no popatrz, ja niby z gor a biegowki (tak to narty, ka ktorych sie bardzije chodzi niz jezdzi) tes sa mi obce... jak to juz Kasiac napisala, niektorzy zawsze sa na przekor :-D

An-na, ze my obie sie raczymy teraz buraczkami, to wcale nie powinno mnie dziwiec, Ciebie pewnie tez, co? :-)

arek, ciesze sie ze trzymasz ze mna :-) A Pec pos Sniezka, no prosze y nawet nie wiesz, ze to to miesce do krorego doszlismy miast dojsc do Male Upy... Ja lubie te inne opinie, tylko ze czasem sie zdarzy ze ta niepopularna opinia moze pomoc gdzies trafic szybciej, nieprawdaz?

Pozdrawiam Was cieplo!

Agata Chmielewska (Kurczak) said...

sama nazwa już kusi :)

Aga z Zapiecka said...

:-) Jak zobaczyłam zdjęcie to pomyślałam, o torcie z różową masą cukrową! hehe a ta myśl towarzyszyła mi dłuższą chwilę... (pewnie dlatego,że ostatnio dużo o tortach myślałam ;-) ) i chwilę się zastanawiałam nad tym chlebem :) Chleb z tortem?
Rzeczywiście Basia "odbiega od normy" ;)
Ale to na szczęście sałatka z buraczków :) Również zapisuję, bo to zdecydowanie coś dla mnie
Pozdrawiam :)
Aga

arek said...

Ja tez lubie te inne opinie, ale czasem ludzie odbieraja moje lubienie innych opinii jako slabosc/uleglosc/brak wlasnej a nie opinie:D .O ile to w ogole zrozumiale co mowie jest, O!

buruuberii said...

aga-aa, a to jeszcze nie wszystko :)))

Aga z Zapiecka, no prosze to teraz ja trafilam w Twoje gusta! A z odbieganiemod normy strasznie sie usmaiala - dziekuje :-)

arek, rozumiem, rozumiem i tez mi sie to czasem zdarza :) kiedys zwyklam miec swoja opinie na kazdy temat, teraz zwykle mam, ale nauczylam sie czasem byc cicho, albo moze po porstu wymieklam... Lubie silne opinie, zdacydowane, ale opinie fajnych ludzi akceptuje sie latwiej, nie? :D

Tilianara said...

Basieńko, ja wiem, że odstawać od reszty jest trudno, ale przecież wtedy jest najzabawniej :) Więc bądź zabawna, śmiej się z przeciętności i rób co lubisz :) A taką sałatkę to możesz mi podesłać :)

Wybacz, ale na razie trudno mi odpisać na @ - odpiszę wkrótce, ok?
Buziaczki cieplutkie :***

Czyprak Antoni said...

Też się spotkałem z takim czymś dziwnym, że wszyscy muszą robić to samo. Na spacereczek, na pogadusiunie o szesnastej trzynaście, i nikt nie odmawia plażowania, bo nieładnie. Ale jak z kolei ja zaproponowałem, że dziś na kolację po litrze czystej jemy, to tylko nieliczni się ucieszyli ;) natomiast reszta, że może by tak każdy zjadł, co sobie zechce. A na drzewo poszli z kołchozowymi nawykami.

Takiego śledzia u nasz robi się bez marchewki, za to z warstwą jajka na twardo i warstwą ogórków kiszonych, i mówi się na to "szuba". Ale chyba poszczególne dodatki są mniej istotne, najważniejsze jest zjawiskowe połączenie kartochla, śledzia i buraczków. I cebuli. I jeszcze majonezu ;) Mlasku.

Piękna fota. Kiedyś próbowałem zrobić zdjęcie tej sałatce, ale wyszła mi czerwona, za przeproszeniem uszu szanownych pań, kupa.

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

NO nie... Przeciez ja tu pisałam notkę! Zagladam odpowiedzieć, co mi odpisałaś, a tu pustka... Chyba znów zbytnio się pośpieszyłam i mi wpis zjadło. ECH.

To wkleję jeszcze to, co odpisałam u siebie na Twoje słowa, coby się nie zapodziało w gaszczu odpowiedzi...

"Basiu, to już od dawna wiadomo, ze w gotowaniu kręcą nas podobne rzeczy ;) A ja dzięki Twoim linkom spedziłam sobotę nad RECIPE REDUX! :) Mam jeszcze trochę do czytania, moze nawet dzisiaj do tego wrócę. Fajna sprawa. I zdjecia mi się podobają, gdyby jeszcze dodać linie, to byłyby podobne do Twoich :)
ALe najepsze jets to, ze podesłałaś mi link do RR dotyczącego tych pieczonych omletów. PRzypomniało mi się, że widziałam je U Ciebie, gdy na samym początku oglądałam Twój blog. Ale o nich zapomniałam, a zaintrygowały mnie Dutch Pancakes u Molly z Orangette, niebardzo rozumiałam te cuda, ale wiedziałam, ze muszą być genialne w smaku.No i wszystko mi się rozjaśniło, gdy złożyłam te puzzle w całość, Twoja notka do tego się przyczyniła. Kiedys zrobię. Muszą być świetne.
Buziolek!"

:) Buziolka ponawiam!

buruuberii said...

Tili, zgadzam sie w 100%, ponoc gdy nie zna sie mnie osobiscie, to trudno wyczuc moj sarkazm, ale smieje sie z tego i tak jak mowisz mam dobra zabawe :-) Oczywiscie czekam spokojnie na e-mail, wiem jak to jest!

Antoni, z tym litrem wodki to ich zupelnie nie rozumiem, wrecz sie dziwie :D A z kolei i ja sama zazwyczaj chodze po drewno i juz nawet nie pytam czy ktos chce ze mna :D
Ha, a rzeczywiscie i w Czechach owa salatka nazywa sie "szuba", az chyba sprawdze coz to znaczy, a ogorki chyba lepsze beda niz marchwe, no brzma dobrze!

Aniu, no ladnie Cie zarazliam, no i wiesz czulam, ze zauwazysz te zdjecia, maja cos w sobie, tak bardzo mi sie spodobaly, ze ciezko sie pozbyc ich wplywu w moich :-)
A ow omlet jest przepyszny, nawet chcialam wiezc taka patelnie z Anglii, wazyla chyba ze 4 kilogramy, poddalam sie chwilowo, ale nadal takiej szukam... :***

Usciski wszystkim!

Gosia Oczko said...

Matjasy, pyrki i buraczki w jednym? Dla mnie bomba! :)