nie pamiętam kiedy Zoe pojechała pierwszy raz do Radocyny, ale Wołowiec odwiedziła już podczas swojej pierwszej wizyty w Polsce, gdy miała 8 miesięcy, i tyle co zaczynała raczkować.
Później na pewno wzięliśmy Zojcię do Radocyny i na Długie gdy miała trzy lata. Jechaliśmy przez Lipną i poszliśmy razem sprawdzić, czy jeszcze owocują tam stare trześnie. Zoe oczywiście szła sama, w jednej ręce trzymała ulubionego białego misia, a w drugiej "picion". Potem pojechaliśmy nad potok, nad Wisłokę rzucać "kameni", jak to mówiła wtedy Zoe*.
W późniejszych latach rzucanie kamieni do Wisłoki stało się tradycją, jeździmy tam co roku. Była też z nami Zoe (w zamaszystej czerwonej spódnicy i kaloszach) na rodzinnej wyprawie po borówki na Mereszkę. Natomiast rok temu Zoe wśród uczestników wycieczki sprzedawała w Radocynie mleczne cukierki, które wcześniej razem zrobiłyśmy. Sprzedawała je za źdźbła trawy, listki koniczyny i łodygi chwastów. W ten sposób "przehandlowała" kilkanaście cukierków. Liście koniczyny uchwyciłam na zdjęciu, na pamiątkę.
Przepis na mleczne cukierki wygrzebałam kiedyś poszukując przepisu na coś słodkiego z mlekiem w proszku. Przypadkowo znalazłam przepis na pastillas - filipińskie cukierki z mleka skondensowanego i mleka w proszku. Zoe pomagała mi kiedyś jako trzylatka przy wsypywaniu porzeczek na nalewkę do wielkiej butli. Pomyślałam wtedy, że może jednak powinnyśmy zrobić coś bardziej dla dzieci, czyli cukierki! Oczywiście, że niezdrowe i z cukrem, ale od czego się ma ciocię Basię?
Przepis na mleczne cukierki (~ na podstawie cukierków pastillas), 40 cukierków:
Później na pewno wzięliśmy Zojcię do Radocyny i na Długie gdy miała trzy lata. Jechaliśmy przez Lipną i poszliśmy razem sprawdzić, czy jeszcze owocują tam stare trześnie. Zoe oczywiście szła sama, w jednej ręce trzymała ulubionego białego misia, a w drugiej "picion". Potem pojechaliśmy nad potok, nad Wisłokę rzucać "kameni", jak to mówiła wtedy Zoe*.
W późniejszych latach rzucanie kamieni do Wisłoki stało się tradycją, jeździmy tam co roku. Była też z nami Zoe (w zamaszystej czerwonej spódnicy i kaloszach) na rodzinnej wyprawie po borówki na Mereszkę. Natomiast rok temu Zoe wśród uczestników wycieczki sprzedawała w Radocynie mleczne cukierki, które wcześniej razem zrobiłyśmy. Sprzedawała je za źdźbła trawy, listki koniczyny i łodygi chwastów. W ten sposób "przehandlowała" kilkanaście cukierków. Liście koniczyny uchwyciłam na zdjęciu, na pamiątkę.
Przepis na mleczne cukierki wygrzebałam kiedyś poszukując przepisu na coś słodkiego z mlekiem w proszku. Przypadkowo znalazłam przepis na pastillas - filipińskie cukierki z mleka skondensowanego i mleka w proszku. Zoe pomagała mi kiedyś jako trzylatka przy wsypywaniu porzeczek na nalewkę do wielkiej butli. Pomyślałam wtedy, że może jednak powinnyśmy zrobić coś bardziej dla dzieci, czyli cukierki! Oczywiście, że niezdrowe i z cukrem, ale od czego się ma ciocię Basię?
Przepis na mleczne cukierki (~ na podstawie cukierków pastillas), 40 cukierków:
250g mleka słodzonego skondensowanego
125g mleka w proszku
orzechy (50g, opcjonalnie)
do obtoczenia cukierków: 50g cukru
Do mleka skondensowanego wsypywałam stopniowo (2-3 porcje) mleko w proszku, wymieszałam dokładnie, dobrą minutę (ewentualnie dodać posiekane orzechy). Potem odrywałam kawałki masy wielkości małego włoskiego orzecha i formowałam podłużne cukierki. Następnie wraz z Zoe cukierki otaczałyśmy w cukrze krysztale i pakowałyśmy w biały papier. Zabrałyśmy do Radocyny, sprzedały się wszystkie!
* moje ulubione Zojci słowa z tamtego okresu to "skapetki" i "mófki" (czyli mrówki:).
PS. Łukasz prosił mnie żebym dopisała, że cukierki te smakują "niespodziewnie", dodaję więc od siebie: fakt, krówki to to nie są!
.
8 comments:
Ciocie są zdecydowanie od rozpieszczania :)
piekna historią! fajnie jest mieć TAKĄ ciocię Basię :) moja fajna niestety nie była i nadal nie jest :P
cukierki intrygujące!
Może i z cukrem, ale na pewno o wiele zdrowsze niż sklepowe. Muszą być pyszne, sama bym spróbowała :)
jakie urocze cuksy!
Zamierzam zrobić i także rozpocząć handel obwoźny wśród znajomych :)
Querido (a) amigo (a) estou dando uma passadinha no teu Blog. E gostei muito e voltarei sempre. U abraço: Manoel Limoeiro de Recife - PE.Brasil.Visite o Blog por favor: http://www.grupounidoderodafogo.blogspot.com.br/
Recife -PE. 05 de junho de 2015.
Dzisiaj próbowałam zrobić te cuksy. Kto by pomyślał że dwa składniki a nie wyjdzie...
Po dodaniu składników zrobiła mi się mega kleista masa... Żeby to jakoś załagodzić zaczęłam dodawać więcej mleka w proszku przez co gramowo chyba obu składników wyszło mi po równo, jednak rezultatów dalej brak. Ostatecznie kleista masa wylądowała w koszu :(
Piraniax, przepraszam ze odpisuje z duzym opoznieniem, ale jakos nei moglam sie zabrac za dalsze eksperymenta.
A wiec tak: 250ml mleka skond. slodzonego i 125g mleka w proszku daje dosc luzna masę, jest miękka ale da sie zlepic, choc fakt, masa troche lepi sie do rąk.
250g mleka skond. i 250g mleka w proszku daje mase bardzo twarda, trudna do formaowania, za twardą, IMO.
Przyznaje, ze pewnei najlepsza jest konsytencja pomiedzy, czyli 250ml mleka i ~188g mleka w proszku. Dodam, ze uzywalam i mlek dostepnych w PL (ale rowniez i takich ktore dostepne sa tylko w Czechch), moze i od tego konsystencja sie rozni?
Ja bym tam sprobowala na Twoim miejscu raz jeszcze, ale z mniejszej ilosci, np. 50ml mleka skond. :)))
Post a Comment