Tuesday, November 07, 2006

na bezrybiu i rak ryba

Absolutnie nigdy nie bylam przekonana, iz Malopolska jest krolestwem ryb - wedzone karmazyny, czy smazone sielawy byly wiec osiagalne jedynie po plazowaniu nad morzem czy na kajakach (zwlaszcza jesli konczymy w Augustowie :)
Owocow morza raczej bylo brak, ale myslalam ze gorzej nie moze byc - a jednak, w Pradze z ryb jedynie tuzy rybnikov czyli karp, dobrze jesli pstrag.... Nie, nie ze wogole nic nie ma, nawet moze trafic sie tunczyk. Nie docenialismy Lisnera, a tydzien temu rzucilismy sie jak durnie na matiasy... i wyszly z tego oczywiscie czerwone, korzenne:


No comments: