Monday, November 28, 2011

z rokitnikiem, szwedzkie śledzie


gotowanie obiadow w naszej pracy, jak zwyklo sie mowic "v Canoně" (od razu dodam, ze absolutnie nie pracuje dla znanej fotograficznej firmy, a banda ludzi z ktora na codzien siedze jedynie wynajmuje pietro w praskiej siedzibie owej firmy) ma blisko osmioletnia tradycje. Wszystko zaczelo sie bardzo prosto: gdy Pavel zaraz po przeprowadzce do nowego budynku zobaczyl nowa kuchnie, zdecydowal ze dwupalnikowa beznadziejena elektryczna kuchenka* swietnie sie nada do tego, by gotowac na niej raz na tydzien obiady dla kilku czy kilkunastu osob :-)

Owe obiady gotowali juz dla siebie nawzajem, ze wymienie po narodowosciach w kolejnosci alfabetycznej: kilku Amerykanow, Anglik, Chorwat, kilku Czechow, Dunczyk, dwoch Iranczykow, Izrelka z mocno polskimi korzeniami, Niemiec, paru Polakow, Szwed, paru Slowakow, Portugalczyk, Wegier i na koniec Wloch. Konsumowali dodatkowo jeszcze Hindus, Chinczyk z amerykanskim paszportem, Francuzi, Japonczyk, chyba nikogo nie zapomnialam, choc kto wie, z calych osmiu lat gotowania jestem w Pradze lat tylko cztery.

Potrawy przewinely sie przez Canon roznorakie, dla przykladu: od czeskiej klasyki w postaci wedzonego wolowego jezyka, przez izraelskie hummus i iranskie kofty, tunezyjski tajine, meksykanskie tortille, angielski shepard pie, slowackie halusky, polska wiejska kielbase (wszyscy sie dopominaja, nic nie da sie zrobic), kiszone ogorki i bigos, wloskie proste makarony, portugalskie migdalowe ciasteczka... i wiele innych, pewnie wiekszosci nie pamietam.

Pamietam za to dobrze pewne szwedzkie sledzie. Eryk najbardziej chyba ze wszystkich gotujacych przejal sie tym, by zapoznac pozostalych ze swa rodzina kuchnia. Oczywiscie serwowal pokuse Janssona, zupe grzybowa na slodkiej smietance, gravlax, zapiekanke z miesem i dzemem z brusznic. Najbradziej jednak zaslynal, gdy na sniadanie na corocznym wypadzie pod Sniezka zaserwowal kilogramy sledzi w zalewie podanych z kwasna, gesta smietana. Zaslynal tak wielce, ze po paru tygodnaich jego dziewczyna Marta musiala prosto ze Szwecji przywiezc z dziesiec sloikow przeroznych marynowanych sledzi.

Inlagd sill czyli sledz w zalewie to bodajze najpopularniejszy sposob przyzadzania ryby w Szwecji, a dodawac pewnie nie musze, ze w Szwecji je sie ryb i owocow morza bardzo duzo. W sprawie sledziowej zalewy Eryk poinstruowal mnie nastepujaco: "najwazniejsza jest regula 3-2-1! czyli objetosciowo 3 czesci wody, 2 czesci cukru i 1 czesc octu, a do tego dobry solony śledź". Pomysl na sledzie z rokitnikiem odgapilam z jednego ze sloiczkow, ktore przywiozla Marta. Sledzie te sa dobrze slodkie, z jakby jagodowa nuta, swietne!

Przepis na śledzie szwedzkie w zalewie, z dodatkiem rokitnika i jagód jałowca:
1/2kg solonych sledzi (8 platow)
200ml wody
100ml cukru
50ml bialego 10% octu
garsc zmrozonych owocow rokitnika**
lyzka jagod jalowca
3 liscie laurowe

Sledzie wymoczyc w zimnej wodzie przez 24h. Z wody, cukru i octu przygotowac zalewe (wode podgrzac). W sloju ukladac warstwami pokrojone sledzie, przekladac rokitnikiem, jalowcem, lisciami laurowymi, zalac zalewa, odstawic by sie przemacerowaly na 12-24h. Podawac z chlebem, niekoniecznie na sniadanie.

** w przypadku braku rokitnika (ktory nalezy zamrozic przed oderwaniem z galazki bo inaczej jest tak miekki, ze latwo uszkodzic owoce) mozna byloby uzyc np. brusznic, albo po prostu klasycznej szwedzkiej zalewy czyli: ziela angielskiego, laurowych lisci, czerwonej cebuli i marchewki.
* dzisiaj, wszyscy gotuja w domu i przynosza gotowy obiad, ale czasem komus sie zachce - beznadziejna dwupalnikowa kuchenke udalo mi sie spalic trzy tygodnie temu (wczesniej zrobil to juz ktorys z kolegow), gdy postanowilam ugotowac na niej
barszcz ukrainski dla 14 osob :D

27 comments:

Wiewióra said...

Takie pracowe gotowanie to i u mnie w pracy coś na porządku dziennym. Choć przeważnie dla 6ciu osób i na ogół jesienną pluchą i zimowym mrozem to ciekawa sprawa. Robiłyśmy już wiele rzeczy od muffinek począwszy, przez wszelkie faworki i tzw. orzeszki a na obiadach, sałatkach skończywszy... tylko u nas tak po polsku a nie międzynarodowo :( pozdrowionka przesyłam.

Wiewióra said...

aaaa o śledziach zapomniałam... proponujesz ciekawa kompozycje muszę przyznać a śledzie lubię bardzo szczególnie ze słodka nutką :)

Lina w Śmietanie said...

Fantastyczny przepis! Od kiedy opuściłam Szwecję okropnie tęsknię do tej słodkawej marynaty. W tym roku koniecznie robię przed świętami. Mnie ze szwedzkich śledzi najbardziej smakował senap sill czyli słodka marynata z musztardą, w proporcjach niespotkanych nigdzie potem. Aaach, rozmarzyłam się.

Btw świetne takie międzynarodowe obiady, uwielbiam :)

ewelajna Korniowska said...

Basie=a, czytam to i czytam i muszę powiedzieć, że Twoje życie cudownie ciekawe... Tyle narodowości... Jej, czasem nawet w jednej kuchni... Tyle smaków z pierwszej ręki... Bo to przecież nie to samo jak tak odtwarzamy z książki, prawda?
Rokitnik mi się marzy... Mam brusznicę - Ty wiesz, że dziś zasypałam całą cukrem... A mogła być do śledzi... Te śledzie wyglądają fantastycznie, a jak smakować muszą...

Majana said...

Basiu, świetne śledziki. Z wielką chęcia skosztowałabym ich i wszystkich przysmaków,ktore wymieniłaś. Naprawdę ciekawie u CIebie :))

Pozdrawiam ciepło:)

Amber said...

Basiu,chętnie dołączę do Waszej ,zgrai',co...?
A te śledzie z rokitnikiem to mi pod sam nos pomysł świąteczny podsunęłaś.Cudowny!
Wielkie dzięki!

P.s.I zrobię je już w tym tygodniu,bo nie wytrzymam do świąt!

lo said...

Inlagd sill nauczyłam się robić od mojej szwedzkiej sąsiadki nad morzem. Było to wiele, wiele lat temu, ale do tej pory nie znudził się nam ten smak. Co roku tradycyjnie robię je w grudniu (czyli niedługo ogarnie mnie sledziowe szaleństwo). Nigdy nie dodawał jednak do nich jałowca i rokitnika. Bardzo fajnie to się zapowiada. Może czas na zmiany. Świetnie macie w tej pracy. Fajne są takie wspólne klimaty kulinarne. Pozdrawiam.

An-na said...

Jezu! Ostatnio takie ilości jedzenia gotowałam nie pamiętam kiedy, chyba w Banicy. Zupa to była dla kilkudziesięciu zbłąkanych turystów - czytaj: sępów, którzy na krzywy ryj postanowili wprosić się do schroniska na sylwestrową zabawę i marudzili, że im każę czekać na darmową zupę. Tak się u mnie skończył komunizm gastronomiczny ;)

Śledzie słodkawe lubię, a te piękne są...

Kamila said...

Tyle narodowości w jednej kuchni to musi być coś niesamowitego, wrażenia nie do zapomnienia. Mimo, że fanką śledzi nie jestem, to z chęcią spróbuję ten przepis, rodzinka będzie zadowolona. Pozdrawiam

Monika said...

A u nas żeby dotrzeć do kuchni trzeba zejść z drugiego piętra, przejść przez podwórko i wdrapać się na kolejne drugie piętro - efekt wiadomy - nawet po kawę nie chce się tam iść :D

Basiu, właśnie - co z kuchenką? Toż ta historia mroziła krew w żyłach! :)

Basia, na śledzie z rokitnikiem czekałam z utęsknieniem - na śniadanie to masz rację, niekoniecznie :) ale na wigilijną kolację chyba będą w sam raz, co? :)))

Buziak :)
PS. A czemu Chińczyk, Hindus i Francuzi nie gotowali? :)
PS.1. No i zdjęcie, znów zdjęcie na 5! :*

Asia said...

Przyznaje, że rokitnika w kuchni nigdy jeszcze nie widziałam, a tym bardziej nie smakowałam. Pamiętam za to jak jeszcze mieszkałam w domu, że w ogrodzie były dwa niewielkie drzewka pełne pomarańczowych kuleczek. Ach, teraz by się przydały...
A takie międzynarodowe obiadki w pracy bardzo fajna rzecz :)
Pozdrawiam!

delikatessen said...

Wspaniały przepis, podbiłaś nim moje serce:) Ubóstwiam śledzie w każdej postaci i naprawdę bardzo żałuję, że weszłam na Twój wpis własnie teraz, gdy czas kolacji dawno minął, a do śniadania daleko ;) Nie wiem, skąd wziąć rokitnik, ale - z nim czy bez niego - postaram się wypróbować już wkrótce!

malina said...

zjadłabym Twoje śledzie, bardzo lubię rokitnik, ale nie jadłam od wielu, wielu lat i niestety tu chyba nie rośnie:(

grazyna said...

Właśnie szukałam jakiegoś nowego przepisu na śledzie, jestem ich wielka amatorką. Rokietnika raczej nie znajdę, zrobię zalewę, dzieki za przepis :)

anna said...

Basiu,
ja pamietam z czasow w Polsce mialam taka pokrecona szefowa, co kuchnie owszem wyposazyla, ale wszelkie proby przygotowania tam czegos procz kawy czy herbaty byly karana nagana :-) Bo co to za zapachy po firmie beda sie roznosily... Szkoda nawet wspominac, ale tak mi sie przypomnialo jak czytalam o Twoich miedzynarodowych ucztach. Lubie takie zgromadzenia, bardzo. A sledzie przygotuje tacie, tyle, ze z jalowcem, pomysalam o nim a widze, ze Lo tez tak zamierza, chociazw ten sposob uzyskam te jagodowa nute... Serdecznosci,
Anna

GREEN CANOE said...

Bardzo dziękuję Ci za ten przepis. Właśnie szukałam czegoś ciekawego na tegoroczne święta( jesteśmy zaśledziowaną rodziną:) - a tu masz,wchodze sobie do Ciebie i MAM :) Dziękuję jeszcze raz.

Swojego czasu pracowałam w hotelu.Zazwyczaj w dobrych hotelach bywa tak, że pracownicy jadają tam obiady - kuchnia je przygotowuje również dla nich. I właśnie w tamtym okresie miałam okazję próbowania kuchni całego świata( to był bardzo dobry hotel:):) - do dziś myślę o tym smakowitym zawodowym okresie z dużym rozrzewnieniem:)

Bardzo serdecznie Cie pozdrawiam:)
Asia.

Paszczak said...

Fajny przepis

Konwalie w kuchni said...

Cudne te śledzie!
Czy suszone owoce rokitnika się nadadzą czy lepiej nie próbować?
Pozdrawiam!

buruuberii said...

Wiewióra, a u nas nei ma ze boli, trzeba gotowac, choc teraz raz na tydzien, wiec jedna osoba raz na 3 miesiace, da sie przezyc :))

Lina w Śmietanie, witaj! oj tak ta marynata to juz wiem ze ejst czyms za czym mozna tesknic :-)

ewelajna, o wiesz i wlasnei dlatego chyba neilubei przepisow tylko z ksiazki, chyba tak naprawde zadko siegam po cos co tylko w ksiazce, moze przez te pracowe obiady, kto wie? :)) Wisz, mysle ze u Ciebei o rokitnik powinno byc najlatwiej, przynajmniej klucze do oznaczanai roslin tak twierdza :D

Majana :))

Amber, o pewnie, takich gotujacych bardzo lubimy! i wogole nei krytykujemy ;-)

lo, no widisz a je szwedzkiej sasiadki nie mam, ale kolege tak ;-)

An-na, Ciebie zapamietam jako ta od pierogow z trzesniami, rany jak to kiedys napisalas to w zachwycie tkwie do dzisiaj!!

Kamila, jest to fajne, choc niestety ostatnio 2 oslow wiedzie wtedy dysputy polityczne, a mnei to wkurza, ale zwykle latwo sie denerwuje... Pozdrowienia ;-)

monika, no tak Moni i musialas zjadac barszcz :D A kuchenka jest nowa, tez o de rozbic, ale nowa!! :* PS. niektorzy nei gotuje gdy sa krotko, kilka dni...

buruuberii said...

Asia, rokitnik jest fajny, choc jak mam wybierac to jednak brusznice wole :) i ja pozdrawiam!

delikatessen, ciesze sie ze znalazlam cos dla Ciebie! Mysle ze w miejsce rokitnika kazde suszone jagody sie nadadza, zurawina pewnei tez :)

malina, no wlasnei ten rokitnik to cos malo gdzi ejest :(

grazyna, zalewe polecam Grazynka w ciemno!

anna, to u nas widzisz na odwrot, w kuchni malo co i talerze odrapane (nikomu poza mna i L. nei przeszkadza;), ale zabawa jest! Brusznicie naprawde beda idealne w miejsce rokitnika, nawet jesli nei lepsze (to tak cichutko mowie) :D Buzia Aniu!

Green Canoe, witaj! Piekny nick:))) i bardzo prosze! Asiu, rowniez pozdrawiam :)

Kermeet aha :)

Konwalie w kuchni, mysle ze z suszonym jak najbardziej bym sprobowala, moze bedzie odrobine ciemneijszy, ale kwasny-owocowy aromat bedzie jak znalazl! Pozdrowienia ;-)

Monika. L said...

Ależ ja lubię takie śledzie. Byle oleju nie miały. Ale ocet + cukier...musi być pyszny.
Muszę poczytać o tych owockach.

Na dniach przyjeżdża Mama uczyć mnie domowych śledzików ze śmietaną i jabłkiem :) apetyt mi się wyostrza!
M.

Monika said...

Haha, no taka już ze mnie szczęściara że się na pyszny barszcz załapałam :))) Muszę się do Ciebie Basia na nauki barszczowe udać, bo to był barszcz doskonały - serio mówię (i bardzo dobrze że nie ukraiński!) :)))

:**

Gosia Oczko said...

Basia, fajnie masz w tej pracy. Do restauracji nie trzeba chodzić ;)))

ewelajna Korniowska said...

Basiu Kochana, Ty Imieniny dzisiaj masz...! Wszystkiego najpiękniejszego, Kochana Dziewczyno! Niech Ci się spełnia, szczęści i co tam jeszcze - miłości i dobrych ludzi wokół zawsze! Mocno ściskam!

Konwalie w kuchni said...

W takim razie na pewno je zrobię:)
Dziękuję!

ptasia said...

To zdjęcie można by powiesić w ramkach. Rokitnik wygląda całkiem jak korale. Oczywiście na żywo nigdzie nigdy świadomie nie widziałam...

miss_coco said...

Nie przepadam za zledziami, ale twoje wygladaja tak pieknie ;))