sa cztery miejsca w ktorych mieszkalam dluzej niz chwile (czyli po kilka lat), ktore darze ogromnym sentymentem, w ktorych zostala czastka mnie. A moze to ja zostawilam w tych miejscach czastke siebie? Nie wiem do konca, wiem jednak ze miejsca te to: Beskid Niski, Krakow, Praga i Izrael, wracam do nich gdy tylko moge, co kilka miesiecy, co dzien lub raz na rok. Kilka dni temu znow odwiedzilam Izrael.
Palmy daktylowe i biale mury Starej Jerozolimy (ktore, zwyklam zartowac, wyczytalam sobie w dzieciecej bajce, powyzsze dwa zdjecia) to jeden z moich ulubionych izraelskich widokow, konkurowac moze z nim jedynie poranek na shuku Mahane Yehuda czy wieczor na plazy w polnocnym Tel Avivie badz nad Jeziorem Galilejskim, archeologiczne wykopaliska liczace najmniej kilka tysiecy lat ktorych nich nie odwiedza (ze przytocze Shivte na pustyni Negev czy Susite na skraju Wzgorz Golan), ciagnie mnie do tych miejsc ogromnie i w mig po powrocie zapominam ze pod nogami straszny brud (tym razem postanowilam nie owijac w bawelne i uzyje tutaj wprost slowa brud), a dookola okropna wrzawa, wrzawa mila, choc w duzych dawkach zwlaszcza o 4 nad ranem troche meczaca :-)
W miejsce przepisu dzisiaj kilkanascie wakacyjnych zdjec, dosyc przypadkowych i wyjatkowo niezaplanowanych, glownie kulinarnych, czuje ze moze to byc kompletnie nieobiektywny obraz Izraela - nie znajdziecie mych zdjeciach ortodoksyjnych dzielnic, zaniedbanych zaulkow, balaganu na plazy, nie odczujecie upalow ani powiewu popoludniowego wiatru. Celowo zapominam o tym co niekoniecznie w Izraelu lubie, robie to dla wlasnej wygody, myslac tylko negatywnie nie mialabym powodu wracac do Ziemi Obiecanej.
Tak juz jest, Izrael jest miejscem ktore nie pozostawia czlowieka obojetnym...
Na poczatek wedrowca zapraszam nad brzeg Jeziora Galilejskiego, na dwa chleby - pity i oczywiscie hummus do tego. Nie sklamie jesli napisze ze w duzej mierze dla tego widoku lecialam tym razem do Izraela, dla wieczoru i poranka nad Jeziorem Genezaret, gdy wokolo palmy daktylowe, slonce i upal, naprzeciw charakterystyczny ksztalt gory Arbel, a ludzie boso chodza po szkle:
Zmeczony kontynentalnym sloncem wedrowcu uciekaj szybko do gorzystego klimatu Jerozolimy, najlepiej zaslodzi knafeh (na jednym z ponizszych zdjec towarzyszy nam Waldek, ktoremu ogromnie dziekujemy za goscine!):
Jesli jednak wedrowca slodki niezmiernie knafeh nie kusi, to moze skosztuje "ulicznego jedzenia" w ktorym Izrael i Palestyna przoduje, ze wspomne falafel czy plaskie placki z za'atarem i oliwa, burekasy, chipsy bisli, bodajze najlepsza poza Italia kawe (mrozona obledna), wspaniale lody z passiflora i znow deser - rugelach z czekolada, te z piekarni Marzipan ponoc slynne na caly swiat:
Na koniec wedrowiec spoczac moze w pasiastym namiocie lub na perskim dywanie. My nie moglismy sie oprzec i znow odwiedzilismy nasze ulubione jerozolimskie restauracje: Askadinye na ulicy Shimon HaTzadik i Al-Diwan Hotelu Ambassador, znow z Jerozolimy wrocilam z beduinskim dywanem, znow z łzą w oku wspominam daktylowe palmy i biale mury Starego Miasta, te najpiekniejsze od strony Bramy Damascenskiej:
Palmy daktylowe i biale mury Starej Jerozolimy (ktore, zwyklam zartowac, wyczytalam sobie w dzieciecej bajce, powyzsze dwa zdjecia) to jeden z moich ulubionych izraelskich widokow, konkurowac moze z nim jedynie poranek na shuku Mahane Yehuda czy wieczor na plazy w polnocnym Tel Avivie badz nad Jeziorem Galilejskim, archeologiczne wykopaliska liczace najmniej kilka tysiecy lat ktorych nich nie odwiedza (ze przytocze Shivte na pustyni Negev czy Susite na skraju Wzgorz Golan), ciagnie mnie do tych miejsc ogromnie i w mig po powrocie zapominam ze pod nogami straszny brud (tym razem postanowilam nie owijac w bawelne i uzyje tutaj wprost slowa brud), a dookola okropna wrzawa, wrzawa mila, choc w duzych dawkach zwlaszcza o 4 nad ranem troche meczaca :-)
W miejsce przepisu dzisiaj kilkanascie wakacyjnych zdjec, dosyc przypadkowych i wyjatkowo niezaplanowanych, glownie kulinarnych, czuje ze moze to byc kompletnie nieobiektywny obraz Izraela - nie znajdziecie mych zdjeciach ortodoksyjnych dzielnic, zaniedbanych zaulkow, balaganu na plazy, nie odczujecie upalow ani powiewu popoludniowego wiatru. Celowo zapominam o tym co niekoniecznie w Izraelu lubie, robie to dla wlasnej wygody, myslac tylko negatywnie nie mialabym powodu wracac do Ziemi Obiecanej.
Tak juz jest, Izrael jest miejscem ktore nie pozostawia czlowieka obojetnym...
Na poczatek wedrowca zapraszam nad brzeg Jeziora Galilejskiego, na dwa chleby - pity i oczywiscie hummus do tego. Nie sklamie jesli napisze ze w duzej mierze dla tego widoku lecialam tym razem do Izraela, dla wieczoru i poranka nad Jeziorem Genezaret, gdy wokolo palmy daktylowe, slonce i upal, naprzeciw charakterystyczny ksztalt gory Arbel, a ludzie boso chodza po szkle:
Zmeczony kontynentalnym sloncem wedrowcu uciekaj szybko do gorzystego klimatu Jerozolimy, najlepiej zaslodzi knafeh (na jednym z ponizszych zdjec towarzyszy nam Waldek, ktoremu ogromnie dziekujemy za goscine!):
Jesli jednak wedrowca slodki niezmiernie knafeh nie kusi, to moze skosztuje "ulicznego jedzenia" w ktorym Izrael i Palestyna przoduje, ze wspomne falafel czy plaskie placki z za'atarem i oliwa, burekasy, chipsy bisli, bodajze najlepsza poza Italia kawe (mrozona obledna), wspaniale lody z passiflora i znow deser - rugelach z czekolada, te z piekarni Marzipan ponoc slynne na caly swiat:
Na koniec wedrowiec spoczac moze w pasiastym namiocie lub na perskim dywanie. My nie moglismy sie oprzec i znow odwiedzilismy nasze ulubione jerozolimskie restauracje: Askadinye na ulicy Shimon HaTzadik i Al-Diwan Hotelu Ambassador, znow z Jerozolimy wrocilam z beduinskim dywanem, znow z łzą w oku wspominam daktylowe palmy i biale mury Starego Miasta, te najpiekniejsze od strony Bramy Damascenskiej: