Tuesday, August 30, 2011

izrael, migawki nieco kulinarne


sa cztery miejsca w ktorych mieszkalam dluzej niz chwile (czyli po kilka lat), ktore darze ogromnym sentymentem, w ktorych zostala czastka mnie. A moze to ja zostawilam w tych miejscach czastke siebie? Nie wiem do konca, wiem jednak ze miejsca te to: Beskid Niski, Krakow, Praga i Izrael, wracam do nich gdy tylko moge, co kilka miesiecy, co dzien lub raz na rok. Kilka dni temu znow odwiedzilam Izrael.


Palmy daktylowe i biale mury Starej Jerozolimy (ktore, zwyklam zartowac, wyczytalam sobie w dzieciecej bajce, powyzsze dwa zdjecia) to jeden z moich ulubionych izraelskich widokow, konkurowac moze z nim jedynie poranek na shuku Mahane Yehuda czy wieczor na plazy w polnocnym Tel Avivie badz nad Jeziorem Galilejskim, archeologiczne wykopaliska liczace najmniej kilka tysiecy lat ktorych nich nie odwiedza (ze przytocze Shivte na pustyni Negev czy Susite na skraju Wzgorz Golan), ciagnie mnie do tych miejsc ogromnie i w mig po powrocie zapominam ze pod nogami straszny brud (tym razem postanowilam nie owijac w bawelne i uzyje tutaj wprost slowa brud), a dookola okropna wrzawa, wrzawa mila, choc w duzych dawkach zwlaszcza o 4 nad ranem troche meczaca :-)

W miejsce przepisu dzisiaj kilkanascie wakacyjnych zdjec, dosyc przypadkowych i wyjatkowo niezaplanowanych, glownie kulinarnych, czuje ze moze to byc kompletnie nieobiektywny obraz Izraela - nie znajdziecie mych zdjeciach ortodoksyjnych dzielnic, zaniedbanych zaulkow, balaganu na plazy, nie odczujecie upalow ani powiewu popoludniowego wiatru. Celowo zapominam o tym co niekoniecznie w Izraelu lubie, robie to dla wlasnej wygody, myslac tylko negatywnie nie mialabym powodu wracac do Ziemi Obiecanej.
Tak juz jest, Izrael jest miejscem ktore nie pozostawia czlowieka obojetnym...

Na poczatek wedrowca zapraszam nad brzeg Jeziora Galilejskiego, na dwa chleby - pity i oczywiscie hummus do tego. Nie sklamie jesli napisze ze w duzej mierze dla tego widoku lecialam tym razem do Izraela, dla wieczoru i poranka nad Jeziorem Genezaret, gdy wokolo palmy daktylowe, slonce i upal, naprzeciw charakterystyczny ksztalt gory Arbel, a ludzie boso chodza po szkle:





Zmeczony kontynentalnym sloncem wedrowcu uciekaj szybko do gorzystego klimatu Jerozolimy,
najlepiej zaslodzi knafeh (na jednym z ponizszych zdjec towarzyszy nam Waldek, ktoremu ogromnie dziekujemy za goscine!):






Jesli jednak wedrowca slodki niezmiernie knafeh nie kusi, to moze skosztuje "ulicznego jedzenia" w ktorym Izrael i Palestyna przoduje, ze wspomne falafel czy plaskie placki z za'atarem i oliwa, burekasy, chipsy bisli, bodajze najlepsza poza Italia kawe (mrozona obledna), wspaniale lody z passiflora i znow deser - rugelach z czekolada, te z piekarni Marzipan ponoc slynne na caly swiat:








Na koniec wedrowiec spoczac moze w pasiastym namiocie lub na perskim dywanie. My nie moglismy sie oprzec i znow odwiedzilismy nasze ulubione jerozolimskie restauracje: Askadinye na ulicy Shimon HaTzadik i Al-Diwan Hotelu Ambassador, znow z Jerozolimy wrocilam z beduinskim dywanem, znow z łzą w oku wspominam daktylowe palmy i biale mury Starego Miasta, te najpiekniejsze od strony Bramy Damascenskiej:





18 comments:

miss_coco said...

Pieknie, domyslam sie, co czujesz ;))

Majana said...

Basiu, pięknie tam musi byc i smakowicie.
Fajna relacja :)
Ściskam :*

Małgoś said...

A najważniejsze, że to za czym tęsknimy jest bliżej niż na końcu świata. Ale nawet gdyby i na końcu świata było...co nas powstrzyma? :)
Basiu, pięknie opisujesz. Wyczuwa się tę sentymentalną nutkę. :)

ewelajna Korniowska said...

Buru, jak dobrze wracać do Swoich Miejsc... Niezwykle miło było pospacerować z Tobą:) Najdłużej posiedziałabym nad jeziorem...
:*

Monika said...

Jej..
Basiu, no co tu dużo mówić - i w zdjęciach i w tekście czuje się że to "Twoje miejsce", naprawdę.. Pięknie i tyle:-)

Serdeczne uściski dla Pani ze zdjecia 12 i Panów ze zdjecia 11 :)))


P.S. chyba pierwszy raz Cię widze w sukience :-)

atina said...

Cudowna opowieść!

Amber said...

Basiu,zostawiłaś tam na pewno nieco Siebie.
A stara Jerozolima,zawsze zostawia coś też w nas.Mieszkałam tam krótko i czuję to mocno.
Piękna podróż.

Barbra said...

:) ode mnie nominacja do Lovely Blog Award. Ściskam serdecznie!

margot said...

Wow, Basia !!!
p.s a te lody to jakie z makiem?

Ewelina Majdak said...

Basiu jestem ciekawa, czy teraz patrzycie na Izrael z pozycji turysty czy nadal mieszkańca? Ja po Twoich opisach i opowieściach bardzo bym chciała Izrael odwiedzić. Może kiedyś moje marzenie się spełni?? Ale będę potrzebowała dobrego przewodnika :)))

Ewelina Majdak said...

No w sukience to ja Cię nigdy nie widziałam! :D

Unknown said...

Basku, a knafeh mozna przygotowac wlasnym sumptem? Masz jakis przepis? Moze wpadniecie, to zrobimy razem :)

Tez mam kilka takich mniejsc, w ktory odnajduje czastke siebie :)

Ania Włodarczyk vel Truskawka said...

Action! Bardzo aktywna notka, pełna akcji. Dzięki, Basiu, czekam na więcej! :)

An-na said...

Całkiem inny ten Twój Izrael... Nawet placków z za'atarem nie widziałam. Zresztą - ja w Jerozolimie byłam jeden dzień, więc sama wiesz, co mogłam zobaczyć. Żal i niedosyt!

buruuberii said...

miss_coco ;)

Majana, za bardzo smakowicie, za bardzo :)

Małgosia.dz, Ty Malgos dobrze mowisz, dobrze ze nei tesknei za powiedzmy taka Australia :D

ewelajna, przysiadz sie, slonce zaraz zachodzi!

monika, to absolutnie neiprawda - mam tunike do polowy uda, a pod spodem spodnie :D ale chadzam w spudnicy czy sukience, ale rzeczywiscie prawwie tak czaseto jak na sw. Nigdy :D

atina, milo czytac mile slowa!

Amber, to sie rozumiemy... :*

buruuberii said...

Bacha, ogromnie dziekuje, wybacz Basiu ze odpisuje tak pozno, naprawde sie ciesze! I cieplo pozdrawiam!

margot, Alusiu te lody sa z mielonymi pestakim passiflory - czyli lody sa z passiflora i do tego zamiast calych pestek, pestki zmielone - obledy pomysl i smak!

Polka, chyba mieszkanca, ale mieszkanca na chwile, choc w niektorych czesciach IL zawsze bede obca ze wzgledu na karnacje czy religie... Pisze si ena przewodnika i trzymam kciuki za marzenia! PS. To tunika wyjasniam :)))

Anoushka, bedzie knafeh dla Ciebei specjalnie, ciesze sie ze mnie mobilizujesz!! Buziak wielki :*

Ania vel Vespertine, no bedzie wiecje, niestety :D

An-na, bo widzisz Aniu tak jak napisalam, nei wiem czy jest to obraz obiektywny, jst troche wyidealizowany, wyteskniony... Placki z za'atarem z kolei znam i z zydowskich i z arabskich piekarni, fakt chyba tylko z Jerozolimy. Ale jest Anna jutro, kto wie gdzie zawedrujesz? bo rzeczywiscie 1 dzien w J-mie to niesprawiedliwe :)

Komarka said...

Basiu, piękna foto-wycieczka :) Nigdy tam nie byłam, ale bardzo bardzo chciałabym kiedyś dotrzeć i mam nadzieję, że jeszcze będę miała ku temu okazję. Pozdrowienia! :)

Monika said...

Ups :) Ale bardzo ładnie Ci w tej tunice Basia! :)